Wczoraj dostrzegłem życie wolno idące skrajem zachodzącego słońca. Przystanęło, usiadło, długo przyglądało się zielonym polom, pasącym się krowom, klekocącym bocianom i krążącemu nad nim, wirowi rozkrakanych wron. Widok nie zapierający dechu w piersi, ale tchnący ciszą, spokojem i harmonią usypiającego dnia.
Tę niemal wieki trwającą idylliczną chwilę, przerwało dobiegające z oddali śpiewne nawoływanie – hopp, hopp, hopp, hopp... Krowy przerwały gryzienie trawy i jedna za drugą podążyły za dźwięcznym głosem. Jedynie dwa młode cielaki nadal hasały po pastwisku. Na nic ponowne, przymilne - hopp, hopp, hopp, hopp... Wyglądało na to, że cielakom nie w głowie był powrót do obory na nocny odpoczynek.
Z pobliskich zabudowań wyłoniła się gospodyni - hopp, hopp, hopp, hopp – jeszcze raz spróbowała nakłonić nieposłuszne młodziaki do pójścia śladem dorosłych. Nadaremnie. Z pomocą przybyło dwóch pastuchów. Zaczęła się obława. Dla rozbrykanych cielaków wydało się to być zaproszeniem do dalszej zabawy. W komicznych podskokach przedzierały się przez nieszczelny kordon, ku uciesze coraz większej liczby obserwatorów gromadzących się na poboczu pobliskiej drogi. Mamy z małymi dziećmi w wózkach, przygodni rowerzyści, wieczorni spacerowicze – wszyscy z zaciekawieniem przyglądali się harcom młodych krówek.
Z obory wyjrzał gospodarz. Pokiwał tylko głową i za chwilę usłyszałem - hopp, hopp, hopp, hopp Heidi. Na podwórko wyszła zafrasowana krowa i powoli poczłapała w kierunku pastwiska. Na jej widok cielaki przerwały igraszki i przyłączyły się do – jak przypuszczam – ich krowiej mamy. Hopp, hopp, hopp, hopp – i już bez oporów, razem powrócili do obory.
Życie wstało i powoli ruszyło w swoją drogę, podobnie jak i przygodni gapowicze. Uśmiechało się pod nosem, a ja tylko wyszeptałem - Hopp, hopp, hopp, hopp... życie.
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości