
Nie wiem co się stało z Janem Rulewskim, jedno jest pewne, że z porządnego i podobno szlachetnego działacza Solidarności przeistoczył się w pokraczną postać senatora RP – może za dużo Kafki. Niektórzy zarzucają mu, że zwyczajnie sprzedał się za senatorskie apanaże. W tym kontekście dziwnie brzmi głoszona przez niego filozofia życia – Lojalność tak, ale nie kosztem wartości...
Zastanawiam się jakie wartości pan senator ma na myśli. Czy przechodzenie do porządku dziennego nad „małymi grzeszkami” PO, czy to że „kasa jest w Senacie” i dlatego nie przeszkadza mu, iż Senat nie jest ani samodzielną izbą, ani dodatkiem do Sejmu, tylko delegaturą rządu, która ma go asekurować? Z jednej strony narzeka na odradzanie się filozofii komunizmu, a z drugiej czerpie z niej pełnymi garściami. Wynika z tego, że asekuracja własnego dobrego samopoczucia i życia w dostatku kosztem podatnika, jest według Jana Rulewskiego wartością godną senatora RP.
Podobno z wiekiem człowiek staje się mądrzejszy i dla dobra ogółu dzieli się nabytą wiedzą z młodym pokoleniem. Wiedza JR jest jednak kuriozalna. Obita twarz Solidarności, bojownik o wolność słowa i dolę maluczkich cieszy się, że partia pozwoliła mu mówić... Mało tego, przyjmuje z zadowoleniem, bez cienia żenady, rolę posłusznej marionetki.
Dziwny jest ten świat widziany oczami senatora.
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości