Nad biurkiem wisi zdjęcie. Młody chłopak, ubrany w lekki kożuszek, przybiera pozę jaskółki. Ilekroć zerkam na nieco już wyblakłą fotografię, powracają wspomnienia, a za nimi, jak cień, podążają pytania – Gdzie jest ten duch? Gdzie te marzenia? Czy chce mi się jeszcze latać? Czy mogę?
Za każdym razem walczę z falami sprzecznych uczuć. Z jednej strony smutek z powodu marzeń niespełnionych, choć nie do końca określonych, grających w mojej pamięci, jak szumiące brzozy. Z drugiej – radość i egzaltacja życiem, które barwi się tęczą i płynie nabuzowane szczęściem, często porywane wzburzonym nurtem rzeki bytu w miejsca nieznane. A potem, po pełnych przygód podróżach, powrót na łono rodziny, gdzie łapię oddech i odprężam się w leniwej błogości domowej rutyny. Tam leżę pod lipą, gdzie słońce nie dochodzi...
Przymykam oczy i powraca marzenie. Ten chłopak – jaskółka, ciągle rozprzestrzenia skrzydła tuż przed nadejściem deszczu. Ciągle marzy, ciągle wznosi się do lotu, choć coraz więcej czasu spędza w cieniu lipy. A i wyprawy nie tak dalekie, i nie tak szalone. Teraz bardziej kosmiczne i bez limitów... Bez trudu. Śnię...
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości