Nadeszły upały i można byłoby oczekiwać, że w czworakach atmosfera nieco się ochłodzi. Większość wybiera wczasy pod gruszą, albo żeglowanie po mazurskich jeziorach, a nie krzyżowanie wirtualnych mieczy z wyznawcami innych poglądów. A tu niespodzianka. Zarządca czworaków nie dał urlopu kochankom PO, bo przyszła dyrektywa z centrali: „Ruszamy z letnią ofensywę - operacja Bar-Bar-Ela (to ta pani z sushi na łonie)”
Przyczyna wydaje się być dość prosta: referendum w Warszawie i totalnie kiepska sztuczka magika finansowego. Nie byłoby w tym nic szczególnego ( nie takie przeszkody pokonywali spece od pijaru na żołdzie w PO), gdyby nie to, że tym razem miarka się przebrała. Ludzie nie kupują już baloników na druciku ani pierzastych kogucików, ale chcą konkretów. Nastąpiła więc mobilizacja w szeregach - także w czworakach, i dywizje ruszyły do ataku.
Powszechnie cenieni i szanowani blogierzy, ludzie poważni i inteligentni, przerastający wiedzą i światowym obyciem szarą masę matrixa, ruszyli na krucjatę celem nawrócenia moherowych umysłów. W pierwszym szeregu stanęli weterani blogowych zmagań: Renata Rudecka–Kalinowska herbu Rórka, Blog PM herbu Trzy kostki lodu, Józio Moneta herbu Szmatławiec, Mr Spock bez herbu, ale ze śmierdzącym śledziem w ręku (chyba jeszcze resztki ze spiżarni ŚP Pantryjoty), a tuż za nim Waldburg z kiszonym ogórkiem. O giermkach nie wspomnę, bo ci w przeważającej większości nic nie niosą, gdyż mają ręce opuchnięte od przyklaskiwania, jak to zwykle bywa z pospolitymi szamesami. Jednym słowem liberalizm kontra wzmożenie, a w praktyce nic innego, jak wzmożony liberalizm w akcji. I nie miałbym nic przeciwko temu, bowiem takie starcia, które później stają się medialnym szlagierem nie robią na mnie żadnego wrażenia, gdyby nie to, że ta krucjata przerosła swoim rozmiarem i natężeniem wszystkie poprzednie letnie kampanie. Zadałem więc sobie pytanie: Czym kierują się liberalni nawiedzeni, czyli liberalne dziobaki, kiedy ze zdwojoną energią i animuszem wymachują i tną, jak szablą swoimi opiniami? Odpowiedź dosłownie spadła mi na kolana.
Nie tak dawno, grupie profesorów i studentów z Uniwersytetu Harvarda postawiono pytanie: „ Dlaczego jest gorąco w lecie, a zimno zimą?” Wszyscy odpowiedzieli, że jest to zależne od odległości Ziemi od Słońca. Jednym słowem, kiedy Ziemia jest blisko Słońca - nieco nas podgrzewa, a kiedy odległość się zwiększa – zaczynamy marznąć. W rzeczywistości nasza planeta jest najbliżej Słońca... w Styczniu, a prawidłową odpowiedzią jest, że chodzi tu o zmiany kąta osi Ziemi. Wynika z tego, że akademicy i studenci udzielili odpowiedzi na bazie wiedzy, którą zdobyli w szkole, albo innej temu podobnej instytucji, gdzie rzeczywistość jest zawsze oczywista: „Czyż Ziemia nie krąży wokół Słońca po eliptycznej orbicie?” Umknęły im moherowskie obserwacje zmian pór roku, co zwykły rolnik podsumowałby prostym stwierdzeniem, że zimą słońce świeci nisko, a latem wysoko.
Niestety, mądre (często końskie, bo tak wielkie) głowy, wbrew oczywistym i namacalnym faktom, które mogą zaobserwować za pomocą prostego eksperymentu wymagającego jedynie otwarcia okna i spojrzenia w niebo, postrzegają otaczający ich świat na bazie informacji uzyskanych na lekcjach wiedzy o społeczeństwie, albo bezpośrednio ze źródła wszelkiej mądrości czyli GW. W konsekwencji, ci wybitni mędrcy tworzą nowe znaczenia dla otaczającej ich rzeczywistości. Potem, bezkrytycznie przekonani o swojej racji, próbują za wszelką cenę przekonać wszystkich wokół, w tym dziobaków, do własnej wersji urojeń.
I mamy to co mamy – świat w krzywym zwierciadle, który rozpryskuje się jak bańka mydlana w zderzeniu z pierwszą lepszą płytą chodnikową.
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości