
Powiadamiam. Wbrew buńczucznym zapowiedziom, nie przylecę na referendum. Nie mogę. Po ogłoszeniu przez Prezesa, że dla warszawiaków będzie to godzina „W” – czyli drugie powstanie warszawskie, zdałem sobie sprawę, że nie podołam wymaganiom takiego scenariusza wydarzeń. Jaka bowiem linia lotnicza, pozwoli mi na transport niemieckiego hełmu z demobilu, granatu i karabinu z jednym nabojem? Prosty scyzoryk do grania w ciupy, to według przepisów broń obosieczna, a co dopiero taki bagnet na broni... Jednym słowem klapa. Nie lecę...
Jedziesz! – powiedziała żona, która stała za moimi plecami i przeczytała pierwszy paragraf. Tym samym zadeklarowała wybawienie mnie kłopotu... jak zwykle. Ta ma glowę na karku, a do tego lubi Warszawę... moich marzeń – choć Amerykanka. Po pierwsze, uświadomiła mi, że wczoraj była impreza i mój płat czołowy, z powodu kaca, pracuje na zwolnionych obrotach. Po drugie – nie jesteśmy w Stanach, ale w Szwajcarii. Po trzecie – po przeciwnej stronie Renu jest sklep z militariami, a biało-czerwoną opaskę, to ona sama już mi uszyje.
Jadę. Rzecz jasna, nic za nic. Do końca roku umiar z imprezowaniem... Mam nadzieję, że pani Hania doceni moje poświęcenie i da się odwołać bez fochów, dąsów i humorów.
V-ce Powstaniec
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości