Nie będę skromny i stwierdzę buńczucznie, że mój blogowy taniec i przepowiednie o złotym medalu pani Justyny Kowalczyk, całkowicie się sprawdziły. Mało tego, zarysowany przeze mnie scenariusz wydarzeń znalazł swoje odbicie w rzeczywistości. Pani Justyna zaskoczyła rywalki narzuconym tempem, co zmusiło je do zmiany rytmu, a reszta to już historia oprawiona w złote ramki. Mógłbym napisać, że przewidziałem przyszłość, a nawet uzurpować sobie udział w sukcesie. Mógłbym nawet napisać, wzorem czepiaczy kijka pani Justyny (Nasza Justyna), że to „Moja Justyna” zdobyła złoty medal. Tego jednak nie napiszę.
Wolę pozostać w cieniu mistrzyni i cieszyć się jej sukcesem. Moja misja została spełniona i po chwili oddechu powracam do odrabiania lekcji z moimi leniuchami. Będę jednak od czasu do czasu zerkał przez ramię, by ubawić się widokiem wczorajszego grona szubrawców, które wieszało na pani Justynie brudną bieliznę, a teraz bije pokłony i przylepia się do ciągniętej przez nią opony...
Nie moja Justyna, a tym bardziej nie wasza, czy nasza. Większy będzie z was pożytek, jak na wiosnę zasadzicie na działce szczaw albo lebiodę...
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości