Rzadko przyglądam się występom polskich macherów opinii publicznej - czego nie należy mylić z domem publicznym, choć skojarzenie, jak najbardziej zasadne, bo usługi na tym samym poziomie - namaszczonej z górnej półki politycznego parnasu. Dla nienadążającymi za tą pierwszą myślą, wyjaśniam, żę chodzi o mass medialne marionetki, a dokładniej o tych dziennikarskich celebrytów, którzy uwierzyli, że są alfą i omegą polskiej scenerii. Rzadko więc, właśnie z tego powodu, ale raz na jakiś czas i jedynie dla czystej rozrywki, wpadam i rozdziawiam japę, kiedy na ekranie ukazuje się popularna gadająca mordka...
Ostatnio trafiłem na program z Moniką Olejnik – „Kropka nad i”. Prawdziwa rewelacja!!! Polecam wszystkim miłośnikom Charlie Chaplina i filmu z 1940 roku: „Dyktator”. Szczególnie zwracam uwagę na scenę z krzesłami, kiedy Hitler i Mussolini windują się pod sufit, by udowodnić swoją wyższość...
O dziwo, Pani Monika ma poczucie humoru, podobne do humoru Charlie Chaplina. Każdy jej gość jest usadawiany w zależności od jej preferencji. Ci mniej szanownai siedzą nisko, niemal dotykając kolanami własnych podbrudków, a ci promowani- niemal równają się poziomem z gospodynią. Choć w tym przypadku półmetrowe szpilki dają przewagę... Rzecz jasna, nie zawsze ten manewr daje oczekiwany efekt, bo niekiedy intelekt gościa potrafi nie tylko sprowadzić gospodynię na ziemię, a nawet dać jej miejsce metr pod... Ostatnio premier „to be” – Beata Szydło.
A szpilki? Na licytację...
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości