Nasz pocieszny GPS poruszył słuszną kwestię moralności międzypaństwowej, jednak popełnił przy okazji typowo korwinowski błąd wyolbrzymienia i pominięcia względności wszystkiego, w co chyba sam wierzy.
Zabieranie podstępem, terrorem lub przemocą owoców własnej pracy jest oczywiście kradzieżą, ale tylko w przypadku nieunormowanej praktyki lub przez podmiot anonimowy. Gdy jest to już oczywisty podmiot, w dodatku z zakorzeniona praktyką, taka kradzież staje się haraczem. Niby złe, ale ktoś musi pilnować porządku, więc w pewnych ramach i okolicznościach staje się to względnie akceptowalne społecznie. Gdy za takim haraczem stoi nie tylko najsilniejszy podmiot w regionie, ale instytucja lub organizm majacy monopol usankcjonowany międzynarodowo, staje się to podatkiem. Za zmieniającą się nazwą idzie zatem zmiana okoliczności owej kradzieży i powszechnej akceptowalności społecznej, może wynikającej głównie z nieuchronności płacenia za życie w danym społeczeństwie. Ma to odniesienie w znanej zasadzie życiowej, która pochwala walczenie o swoje tam, gdzie jest to w naszej mocy, a poddawaniu się temu, czego zmienić nie możemy.
Określanie niemoralnym powszechnego zjawiska występującego także w przyrodzie na całym świecie i akceptowalnego społecznie jest najzwyczajniej głupie... lub korwinowskie, czego nasz dzielny bloger może się nawet nie dowie na własne życzenie, bo banuje wzorem starych... idoli wszystkich, co zagrażają jego wspaniałej jednomyślności w swoim królestwie.
Może lepiej by nasz Kali ograniczył się do debaty na temat moralności banowania, czyli ograniczania wolności słowa, bo to jest w zasięgu jego wyobraźni w przeciwieństwie do analiz bytów nie tyle większych, co bardziej abstrakcyjnych i złożonych, niż on sam ;)