Pan Terlikowski napisał w notceParadygmat amnezji to, co PiS usiłuje lansować w związku ze smoleńską katastrofą.
Jak wiadomo, do katastrofy doszło wskutek zbiegu wielu różnych okoliczności, z których główną była nieudolność kancelarii prezydenta wykazana przy planowaniu lotu do Smoleńska na uroczystości katyńskie.
Samolot wyleciał z półgodzinnym opóźnieniem, ponieważ prezydent raczył się łaskawie spóźnić ze swoim przyjazdem na lotnisko. Nie zaplanowano rezerwy czasu na wypadek konieczności lądowania na innym lotnisku, niż w Smoleńsku. Dlatego lądowanie na innym, niż smoleńskie, lotnisku, niweczyło całą wyprawę.
Piloci prezydenckiego samolotu wiedzieli, jaka jest presja czasu, dlatego podjęli próbę lądowania kompletnie absurdalną, ponieważ doskonale wiedzieli, że w panujących warunkach nie mogą wylądować w Smoleńsku. Chcieli pokazać, że próbowali, ale nie wyszło. Piszę to z nadzieją, że nie było wprost nacisku od Lecha Kaczyńśkiego, aby koniecznie lądować, a obecność szfa lotnictwa w kabinie pilotów nie była taką próbą.
Pan Terlikowski pisze: 10 kwietnia 2010 roku powinien być w polskiej historii momentem zwrotnym. Absurdalny wypadek (a może wcale nie wypadek) pozbawił życia niemal setkę polityków, w tym – co symboliczne prezydentów II i III Rzeczpospolitej. Ludzie wyszli na ulice, do trumien ze zwłokami ofiar ustawiały się ogromne kolejki, a solidarność międzyludzka manifestowała się niezwykle mocno. Pokazała się Polska solidarna, republikańska, przywiązana do wartości i polskości.
Jestem ciekaw, co takiego tego dnia przeszlo do historii? Jakie święto mamy obchodzić 10 kwietnia? Czy święto nieudolności i pychy pana prezydenta i jego ekipy, przygotowującej tę wyprawę?
Media zadęły w patriotyczne trąby, pewna część ludzi wzięła sobie do serca wygadywane wtedy dyrdymały, ale był to nikły ułamek Polaków. Polska posiada ponad 30 mln mieszkańców, a palić świeczki, stać w kolejkach itp. wyszło ich kilkadziesiąt tysięcy. Owszem - to jest dużo, ale jest to znikomy ułamek procenta naszych rodaków.
Czym innym jest żałoba w chwili śmierci, a czym innym jest tworzenia mitu świętości ofiar, ze szczególnym uwzględnieniem Lecha Kaczyńskiego oraz posłów PiS, którzy zginęli w tym wypadku.
PiSowcy zawłaszczyli pałac prezydencki i jego otoczenie. Córka zmarłego tragicznie prezydenta mieszkala w pałacu bezprawnie, ze swoim mężem i potomstwem do końca wyborów. Ona nie była żoną, ani osobą na utrzymaniu Lecha Kaczyńskiego. Z jakiej racji tam mieszkała, żyła i jadła na nasz koszt?
Pod pałacem ustawiono podczas żałoby krzyż, który po żałobie powinien zostać usunięty. Tam nie zginął prezydent, ani żaden z pasażerów tragicznego lotu. Po co miałby stać tam ten krzyż? Cześć zmarłym oddaje się przy ich grobach, albo w miejscu ich śmierci, a nie w miejscu kompletnie niezwiązanym ani ze śmiercią, ani z miejscem pochówku.
Pałac i jego otoczenie ma służyć następnym prezydentom, a nie łzawym występom pisowców usiłujących pobudzać pamięć po Lechu Kaczyńskim. Nie by on i nie jest własnością rodziny Kaczyńskich. Po tym, jak Lech Kaczyński wskutek śmierci przestał pełnić funkcję prezydenta, pałac powinni opuścić ludzie, którzy byli z nim związani.
Natomiast PiS niech weźmie się za prawdziwą politykę: propozycje ustaw, które miałyby naprawiać naszą rzeczywistość, krytyczne, ale i konstruktywne oceny działań rządu. Po to PiS zabiera corocznie z naszych podatków miliony zlotych rocznie.
Jestem katolikiem, swoją wiarę traktują bardzo serio. Mam poglądy konserwatywne jak chodzi o sferę obyczajowości, i liberalne, gdy chodzi o gospodarkę.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości