Ponieważ uważam, że jest to najważniejszy mój tekst w sprawie katastrofy smoleńskiej – zważywszy na przytoczone w nim fakty i wnioski - zamieszczam go ponownie. Apeluję też do innych piszących, którzy się tymi kwestiami zajmują – o upowszechnianie tego spojrzenia na sprawę.
W średniowieczu budowano warowne zamki, często z wieloma rzędami murów obronnych. Niekiedy trudnych czy wręcz niemożliwych do zdobycia. Gdy patrzę na sprawę katastrofy smoleńskiej to widzę kłamstwa, których uszeregowanie można do kolejnych linii murów obronnych porównać. Gdy coś wydawało się wyjaśnione – natychmiast pojawiała się kolejna przeszkoda.
W 46 numerze wSIECI zamieszczono artykuł Tomasza Łysiaka „Smoleńsk w nożycach Golicyna”. W jego treści autor naświetlił sprawę katastrofy smoleńskiej poprzez pryzmat informacji, które przekazał Anatolij Golicyn, po ucieczce na Zachód w 1961 roku. Informacji niezwykle ważnych przede wszystkim dlatego, że ujawniały one metody działania KGB, sposoby zacierania śladów i budowania mistyfikacji. Oto krótkie streszczenie artykułu:
Wg Golicyna dezinformacja składa się zawsze z dwóch elementów. Jedno stanowi kłamstwo główne. Drugie zaś - kłamstwo pomocnicze. Tworzy to swoiste „nożyce”. Owo kłamstwo „pomocnicze” stoi na przeciwległym, absurdalnym biegunie. Golicyn wyjaśnił, jak coś takiego funkcjonuje.
Ludzie lubią proste, logiczne wersje zdarzeń. Ażeby kłamstwo stało się prawdą, trzeba spowodować, aby wydawało się ono bardziej racjonalnym rozwiązaniem. Budzącym mniej lęków i emocji. Należy więc je skontrastować. W tym celu produkuje się kłamstwa aberracyjne. Szalone z gruntu historie, które mają sprawić, że statystyczny odbiorca zacznie się stukać w czoło.
Tak właśnie się stało w przypadku katastrofy smoleńskiej. Wykorzystano do tego Internet i anonimowych blogerów. To był główny front ataku. Pojawiła się teoria „maskirowki” - według niej zabójstwa dokonano na płycie lotniska w Warszawie, a fragmenty samolotu przewieziono na lotnisko Siewiemyj. W innej wersji delegację porwano i wywieziono w nieznanym kierunku etc.
Dopiero po pewnym czasie okazało się, że bloger FreeYourMind, główny moderator tego kierunku dyskusji, jest w istocie agentem służb. Sam to zresztą ujawnił. Ciągle jednak – w kontrapunkcie - ponawiano kłamstwo główne - tak pojawiły się „racjonalne” raporty MAK i Millera.
A gdzie leży prawda? Otóż według samego Golicyna prawda leży zawsze tuż przy kłamstwach pomocniczych. Blisko tych maskujących, niewiarygodnych teorii…..
Ponieważ z takiego teoretycznego modelu wyciągam inne niż Tomasz Łysiak wnioski końcowe – przedstawię je teraz Państwu.
Uważam, że w wypadku katastrofy smoleńskiej mamy do czynienia z trzema elementami, nie z dwoma. Wyliczmy je: mamy „pancerną brzozę” – „teorię wybuchową” i oczywistą teorię aberracyjną (pan Tomasz Łysiak też to dostrzega)– „maskirowkę”.Gdzie wg modelu Golicyna powinna leżeć prawda? Oczywiście, bez żadnych wątpliwości – obok „maskirowki” – a nie obok „teorii wybuchowej”. Według modelu Golicyna tak właśnie należy przyjąć!
Czy są jakieś inne dowody, bardziej wprost – że tak właśnie należy rozumować? Tak – są. Oto one. Najważniejsza sprawa - zarówno wersja „pancernej brzozy” jak i „wersja wybuchowa” zostały wywiedzione przy pomocy tych samych fałszywych danych.
Tylko sposób ich interpretacji jest różny. Ale dowody – przecież są te same. Podstawowe to: trajektoria lotu Tupolewa, miejsce zdarzenia, wrak samolotu, zapisy „czarnej skrzynki”. Jeżeli wyłuskuje się różnice – to na korzyść jednej lub drugiej odsłony tej samej kłamliwej wersji. Ktoś powie – no a TAWS, FMS? Przecież i takie dowody są analizowane. Otóż – uderza jedno – przecież to sami Rosjanie te zapisy wśród załączników raportu MAK zamieścili. Dlaczego? Przecież nie wszystkie rejestratory katastroficzne „odnaleziono”. Gdyby trzeba było, to i TAWS i FMS także by się zdematerializowały. A tak – stworzono dla Rosjan bardzo wygodną, w istocie zaprogramowaną perfidnie – płaszczyznę pozornej konfrontacji. Jak to pozornej? – zapyta ktoś.
Właśnie że absolutnie pozornej. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że obie wersje są znacząco różne. To fałsz. Manipulacja. Bowiem – nawet jak udowodniony zostanie wybuch – to jaka była jego przyczyna? Bez dostępu do kluczowego dowodu – wraku samolotu – ustalenie tego miało być na zawsze uniemożliwione. A ponadto – załóżmy, że udało by się udowodnić nawet zamach terrorystyczny. I co z tego? Czy można byłoby wówczas dowieść kto za nim stał? Przecież samolot wystartował z Warszawy? To nigdy by nie zostało wyjaśnione...
Przyglądając się sprawie tego zaprogramowanego ewidentnie przez Rosjan pseudokonfliktu widać jeszcze rzecz jedną. Rosjanie zaplanowali upadek pierwszej linii murów smoleńskiego kłamstwa. Taka była ich strategia. Wersję „brzozy” miała obalić ostatecznie „teoria wybuchowa”. Co na to wskazuje? Proszę spojrzeć na zaangażowanie eksperckie po obu stronach. Po pierwszej – jeden zaledwie człowiek z tytułem naukowym i stado anonimowych blogerów – po drugiej przecież wielu naukowców - polskich i zagranicznych – nierzadko z profesorskimi tytułami. I właśnie „walka” między tymi obiema fałszywymi wersjami miała nam zastępować prawdziwe śledztwo. Dostarczać emocji. Absorbować całą uwagę.I miała się po latach zapewne, zakończyć „sukcesem”!!!! Tyle, że to miało trwać wieki… W wielu innych sprawach KGB z upodobaniem stosowała takie chwyty.
Komentarze