Jako były działacz „Solidarności” powinienem, tak przynajmniej uważa się powszechnie, świętować dzisiejszą rocznicę. Wziąć udział w uroczystej sesji władz naszego miasta, na którą zostałem zresztą zaproszony – i tak w ogóle czuć satysfakcję. Z tego powodu głównie, że minęło 25 lat, a historia potwierdziła iż to do nas wówczas należała racja. I że to dzięki naszym staraniom żyjemy dziś w wolnej Polsce. Wydawało by się, że taki pogląd powinien także i mnie całkowicie odpowiadać. Tymczasem – nic z tych rzeczy.
Zdaję sobie sprawę z tego, że dystansując się od świętowania „sukcesu” 4 czerwca zajmuję miejsce w mniejszości. Nie całkiem osamotniony, ale właśnie w mniejszości naszego społeczeństwa. Cóż, uważam jednak, że to my – kontestujący znaczenie tamtych zdarzeń, mamy rację. I to się wyłącznie liczy. Racja moralna. Kilka słów wyjaśnienia dlaczego tak uważam.
Przede wszystkim wskazać należy na fakt, że w istocie wybory z 4 czerwca nie przynosiły żadnego wyzwolenia Polski, uzyskania przez nasz kraj całkowitej niepodległości, suwerenności. Realną władzę ciągle zachowywała po tym wydarzeniu PZPR. Ktoś powie – ale to był decydujący moment – dopuszczono bowiem opozycję wówczas do współrządzenia i od tego momentu zaczął się ostateczny demontaż komunizmu w naszym kraju. A przyjęto ową umowną datę (podobnie jak 11 listopada poprzednio), gdyż trudno wskazać jakiś inny decydujący moment na drodze ku wolności. Otóż uważam, że takie postawienie sprawy jest nieprawdziwe. Tak, 11 listopada też było umowną datą. Tyle, że w wyniku tamtej całej sekwencji zdarzeń powstał naprawdę wolny kraj. II Rzeczypospolita. Za którą tysiące Polaków oddało później życie.
Przede wszystkim musimy na jedno zwrócić uwagę – i to jest podstawowa absolutnie kwestia – otóż przemiany w Polsce nie były jedyne wówczas. Byliśmy jednym z wielu trybików w rosyjskim planie zmian w kontrolowanym przez ówczesne ZSRR obszarze Europy. Chyba nikt nie twierdzi, że to za sprawą protestów „Solidarności” upadł komunizm w Bułgarii, NRD czy w Rumunii? Powstaje pytanie – z jakiego powodu te przemiany nastąpiły? Dlaczego Kreml się na nie zdecydował? Szczegółowej odpowiedzi udziela praca Anatolija Golicyna „Nowe kłamstwa w miejsce starych”. Wydana w 1984r. zawarła opis strategii rosyjskiej na najbliższe lata. Golicyn ujawniał całą taktykę Rosjan. Pisał, że Rosjanie chcąc oszukać Zachód dokonają pozorowanej demokratyzacji wewnętrznej, dopuszczą do zjednoczenia Niemiec, wycofają się pozornie z państw Europy Śr.-Wsch. W tym i z Polski. Golicyn twierdził, że u nas wkrótce nastąpi reaktywowanie „Solidarności” i powstanie rząd, w wyniku porozumienia komunistów z „fałszywą opozycją” i episkopatem– w proporcjach 50%-50%. Czy wobec tego możemy tkwić w iluzji, że przemiany w naszym kraju to wynik czyjegokolwiek zwycięstwa? Nie będę szczegółowo omawiał tutaj całej pracy Golicyna, dodam tylko, że została ona poważnie potraktowana przez nasze służby, gdyż wydała ją Służba Kontrwywiadu Wojskowego jako rodzaj podręcznika. Można ją odnaleźć w Internecie.
Z czym wobec tego mieliśmy wówczas do czynienia? Cały „okrągły stół”, te wszystkie rozmowy, ustalenia – to ściema dla naiwnych. Decyzje w rzeczywistości zapadły w Moskwie. Rzekomy upadek komunizmu nastąpił w sposób całkowicie kontrolowany. Na użytek Zachodu wykreowano taki sposób sprawowania władzy, który zachowuje pozory demokracji. Ale tylko jej rekwizyty. Zewnętrzne fasady. Posiadając ciągle monopol finansowy i medialny władza utrzymywana jest mimo pozorów wolnych wyborów. O tym, że sytuacja jest trudniejsza do kontrolowania – dowiadujemy się w momentach, gdy mimo tego monopolu, jakaś część władzy „układowi” wymyka się z rąk. Widać wówczas zmasowany atak medialny, dziesiątki prowokacji, których celem jest zniszczenie przeciwnika politycznego. Dobrze wiadomo, jakie okresy, jakie rządy mam na myśli. I dobrze wobec tego wiadomo, co myśleć o takich ugrupowaniach politycznych, których rządy są przez media tak dziś hołubione….
W wyniku przemian „po-okrągłostołowych” nikomu u nas z dawnej elity władzy włos nie spadł z głowy. Już to wskazuje, jak zupełnie wyjątkowo Rosja dba o zachowanie swoich wpływów u nas. Przecież czy nie paradoksem historii jest to, że kraj, który rzekomo najzacieklej walczył z komunizmem, i odniósł w tej walce epokowy sukces – jako jedyny z krajów byłego bloku sowieckiego nie rozliczył się ze swoją przeszłością? Nie osądził poprzednich władz? Nie ujawnił zdrajców i agentów sowieckich? Proszę zestawić nasze przemiany z tym, co się wydarzyło np. w Rumunii. A czy to w Rumuni Ceausescu wprowadzał stan wojenny i walczył przy użyciu wojska i hord ZOMO z własnym narodem? Żadnemu z komunistycznych dygnitarzy w naszym kraju włos nie spadł z głowy. Co więcej – zachowali oni wszystkie swoje przywileje. Wysokie emerytury. Wille. Konta w bankach. A tak naprawdę – to oni zachowali realną władzę. Czas poprzedzający przemiany wykorzystali do rozgrabienia majątku narodowego. Do zapełnienia swoimi ludźmi newralgicznych sektorów naszego życia społeczno-gospodarczego. Banki, media, sfera polityki – to opanowali przede wszystkim. I efekty tego odczuwamy do dziś. Dlatego nie mam dziś żadnej satysfakcji, niestety. I nie świętuję dnia 4 czerwca.
Inne tematy w dziale Rozmaitości