jes jes
339
BLOG

Emocjonalne syntezy redaktora Warzechy

jes jes Kultura Obserwuj notkę 0

Odbiorcy oczekują, że przekaże im się syntezę emocjonalną, a nie syntezę treści.

Przypomniał mi się wywiad, jakiego Krzysztof Leski udzielił w lipcu Kajusowi Augustyniakowi dla portalu SDP.
Dobrym przykładem "syntezy emocjonalnej" są dla mnie tabloidy, celowane w szeroki i niezbyt wymagający intelektualnie target. Oczywiście portale internetowe, fora, blogowiska, radiostacje, tv. Choć tam problem z jednoznacznością targetu bywa bardziej złożony.
Zawartość wywiadu red. Leskiego powinna wywołać poważniejszą refleksję. I w środowisku profesjonalistów i wśród konsumentów pracy dziennikarskiej. Na przykład, jeśli mówimy o mediach, jako "czwartej władzy", to w świetle pesymistycznej prognozy Leskiego, demokracja, taka, jak ją sobie dziś wyobrażamy, przechodzi właśnie do przeszłości. Nie należy się może dziwić, że środowiskom szeroko korzystającym z obecnego stanu rzeczy prognozy Leskiego są bardzo nie w smak. Outsidera nie wystarczy uciszyć, trzeba jeszcze zdyskredytować.

Ostatnio kunsztem syntezy emocjonalnej wykazał się w S24 zaprzysięgły przeciwnik warszawskiej komunikacji miejskiej, wróg obecnego magistratu, teoretyk-liberał, redaktor Łukasz Warzecha, wieloletni komentator "Faktu".
Autor twierdzi tu bez ogródek, że w sytuacjach nadzwyczajnych powinnością dziennikarza staje się propaganda, a zajmowanie się faktografią jest w takich okolicznościach szkodliwe. Nie wchodząc już w rozważania o ewentualnie ogólnej słuszności takiego poglądu, wypada przyjąć, że blogujący komentator "Faktu" uważa iż takie nadzwyczajne warunki obecnie zachodzą, zarówno w skali kraju, jak i w samorządzie warszawskim, co daje mu moralne prawo do przedstawiania faktów i wybranych przez siebie osób w fałszywym świetle. Wynika z tego, że usprawiedliwione są zarówno insynuacje, jak przeinaczenia czy niedokładności informacyjne, a również wszelkie niespójności w treściach prezentowanych przez osoby obarczone misją walki z władzą miasta i kraju. Skądinąd, skoro redaktor Warzecha znajduje się w stanie wyższej konieczności żadna opinia, czy informacja podana przez niego nie może być traktowana poważnie, ale to poboczny wątek, na którego końcu trafimy oczywiście na klasyczny paradoks kłamcy.
Tym nie mniej, reklamowanie stanu wyższej konieczności, jako odpowiadającego rzeczywistości, niezależnie od faktów, jest zarazem skutecznym sposobem na identyfikowanie wybranego targetu z pewną syntezą emocjonalną.
I pewnie nie należałoby tym sobie zaprzątać głowy (takie są tendencje), gdyby w tym wypadku nie było to połączone z personalnym i nieuprawnionym atakiem na outsidera, opisującego niebezpieczeństwa systemu takich emocjonalnych identyfikacji obejmującego media. I, co najważniejsze, świadomie odmawiającemu podporządkowania się zasadom tego systemu.
Nie siedzę w głowie publicysty "Faktu", nie znam jego intencji, widzę natomiast mechanizm. I ten mechanizm wydaje mi się groźny, niezależnie czy powodowany złą wolą, czy też tylko bezmyślnością. Jedno i drugie lubi zresztą ze sobą współdziałać.

Krzysztof Leski zdecydował się na polemikę z paszkwilem pana Warzechy. Jest to też rodzaj polemiki z polityką redakcyjną Salonu 24, który zgodnie z ogólną tendencją coraz bardziej identyfikuje się z potężniejącym w mediach system syntez emocjonalnych.  Dlatego tekst polemiki outsidera - pana Leskiego, zamieszczam poniżej w całości na moim blogu, za przykładem  pwilkina, który uczynił to wcześniej.

 

 


0. Świadectwo 

 Odpowiem na większość zarzutów Łukasza Warzechy. I to w serii postów. Wbrew spodziewanym protestom wielu z Was. Wśród co trzeźwiejszych bywalców dzisiejszego Internetu dominuje bowiem opinia, że bzdury należy ignorować, a nie “nagłaśniać” poprzez polemikę z nimi.

Nie. To nie nagłaśnianie, to niezbędnik, wręcz obowiązek każdego, kto szanuje innych i samego siebie. Zwłaszcza, gdy poczytność portalu, na ktorym opublikowano zarzuty (s24) i tego, gdzie można sprawdzić ich zasadność, dzieli przepaść. Zwłaszcza, gdy mowa o paszkwilu, w którym pada tak wiele zarzutów niebywałych i wręcz absurdalnych. Paszkwilu, który przez ponad pół doby wisiał na szczycie strony głównej s24. I w którym Warzecha konsekwentnie, 10-krotnie, nazywa mnie “panem L.”. Moje nazwisko nie pada.

S24, szeroko cytowany, przetrwa w archiwach. Tu za czas jakiś nikt już nie zajrzy. Za 10 czy 20 lat jedyną prawdą w Internecie pozostaną tezy Warzechy. Niech przynajmniej dla tych, którzy zechcą włożyć trochę wysiłku w guglanie, którzy wciąż hołdować będą zasadzie audiatur et altera pars (może tacy będą jeszcze istnieć) — pozostanie tu moja odpowiedź. Moje świadectwo, fakty przeciwko inwektywom.

[Oto link do tekstu Warzechy.] Zamieszam go tylko tutaj, raz. W kolejnych tekstach będzie link do niniejszego wstępu. Tego by brakowało, bym wielokrotnie linkując ów paszkwil przyczyniał się do podwyższenia jego pozycji w guglu i innych wyszukiwarkach.

 

1. Fiksacja

 Łukasz Warzecha zarzuca mi “fiksację” na jego punkcie. Muszę przyznać, że sytuacja jest dziwna i nawet trochę krępująca, bowiem najpierw twierdzi, że odezwałem się do niego “po kilku latach milczenia”, by następnie zarzucić mi politycznie motywowaną fiksację i rzekome zaczepki.

Na czym polega moja “fiksacja“? Kurczowo czepiam się Warzechy, by uniknąć czarnych myśli? Sprawdźmy. Pisanie bloga w s24 zawiesiłem dokładnie dwa lata temu,13 października 2010. Ostatnią polemikę zjednym z postów Warzechy zamieściłem miesiąc wcześniej.

Na moim obecnym blogu w zeszłym roku cytowałem Warzechę (wśród wielu,wielu innych, bez komentarza) w relacji z zadym 11 listopada, oraz recenzowałem jego pogląd na zmianę operatora systemu opłat sms za parkowanie w Warszawie.

Następna wzmianka o Warzesze znalazła się parę dni temu w mojej polemice z wizją portalu gazeta.pl o cenach biletów ZTM. W ramach zapowiedzi, że przedstawię jeszcze bardziej skandaliczne poczynania “Faktu” w tej sferze,którą to zapowiedź rychło spełniłem (nazwisko Warzechy tam nie pada).

Tyle. Trzy wzmianki przez dwa lata. wśród ćwierci tysiąca postów. Cóż, może to i “fiksacja”. Ja nie jestem ani psychologiem, ani tym bardziej psychiatrą. To specjalność drugiej strony.

 

2. Ataki i zaczepki

 Łukasz Warzecha czuje się przeze mnie “zaczepiany”, “atakowany”, “obrażany”.W swoim paszkwilu i w komentarzach pod nim powtórzył to kilkanaście razy, a jego klakierzy — setki razy. To powszechna od paru lat technika propagandowa w polskiej polityce, mediach, blogosgferze,o a oparta na ewidentnej kradzieży znaczenia słów.

Każda krytyka każdego przedsięwzięcia Lecha Kaczyńskiego była “atakiem” i “obrażaniem prezydenta”. Każda próba polemiki z poglądami lub projektami PiSu, tezą o zamachu w Smoleńsku czy nawet hasłami Marszu Niepodległości jest “atakiem”, “haniebnym kalaniem pamięci zmarłych”, “antypatriotyczną hucpą” itp. itd. Oni mają bowiem monopol na prawdę, rację, patriotyzm, ba — narodowość.

I ja spotykam się z tym stale od co najmniej pięciu lat, kiedy to klakierzy Pawła Paliwody ogłosili, że to… ja jego notorycznie atakowałem, aż “napadłem” tak ostro, że wyleciał z s24. Słynna Maryla powtarza to po dziś dzień co parę miesięcy. Wszystko jest tu kłamstwem, które też muszę kiedyś opisać w myśl tej samej idei, która przyświeca serii postów prostujących tezy Warzechy.

Czy zaś go atakuję? Wystarczy wrzucić jego nazwisko w wyszukiwarkę tutaj lub na moim starym blogu i poczytać. Polemizuję, często krytykuję. Najczęściej nie jego poglądy ogólnopolityczne, lecz te dotyczące polityki komunalnej: ograniczeń w ruchu samochodów, parkowania, komunikacji miejskiej. Wykazuję, że Warzecha zazwyczaj pomija lub lekceważy koszty, sugeruje niemożliwą do uzyskania przepustowość ulic, że wreszcie często przekręca fakty, dane i cytaty.

Rzadko padają tam drobne epitetyNigdy nie uciekam się do ataków ad personam. Nigdy nie stawiam diagnoz memu polemiście. Nie napisałem i nigdy nie napiszę, że czyjeś tezy to efekt trudnego dzieciństwa, frustracji, innych własnych emocji, bądź zobowiązaniań, strachu lub chęci podlizania się pracodawcy czy władzy. Nie uciekam się do inwektyw ani insynuacji (“rządowy propagandzista”). To specjalności Paliwody i Warzechy.

 

3. Szczególant

 Łukasz Warzecha wielokrotnie zarzuca mi, żem “szczególant”. Nie znam takiego słowa, ani jako rzeczownik, ani przymiotnik, ani przysłówek. Kontekst,w jakim Warzecha sytuuje ów zarzut, pozwala się jednak domyślać, o co chodzi. “Szczególanckie” są bowiem np. moje dane o cenach biletów w różnych miastach w Polsce, zaś wg Warzechy to nieważne, jakie są, ważne, z czego wynikają (“z błędnej polityki” HGW). Szczególanckie są w ogóle wszelkie rozważania o konkretach, gdy przecież “cały dom się pali”.

Zgodnie z zasadą MIOK Warzecha nie przyjmuje do wiadomości, że można uważać, iż jeszcze się nie pali. Ale gdyby się nawet paliło, to nie powód, by nie szukać i nie analizować przyczyn pożaru. Nawet też gdy się pali, ludzie muszą jeść, przemieszczać się, ba, wciąż mają prawo do życia prywatnego i rozrywki.

Zarzut Warzechy podchwyciło wielu komentatorów, w tym ku mej rozpaczy, Janka Jankowska. Otóż jeśli “ginie w szczegółach” ten, kto trzyma się faktów; kto w dyskusji daje im priorytet przed opiniami, emocjami i zwłaszcza inwektywami; kto wreszcie woli pisać o konkretach, a diagnozę ogólnego stanu państwa daje raz na rok zamiast powtarzać ją co kwadrans — jeśli tak, to jestem szczególantem i z dumą nim pozostanę. Na blogu i nawet gdybym miał wrócić do dziennikarstwa.

 
 

Łukasz Warzecha zarzuca mi hipokryzję. Twierdzi, że toleruję bluzgi pod jego adresem — a zarazem żądam, by inni blogerzy karcili za bluzganie na mnie. Mowa o tym, co się na naszych blogach dzieje “pod kreską”.

Pod postem tyn w pierwszych minutach pojawili się partyzant i nowytor5. Ten pierwszy, by mnie bronić. Ten drugi, by powtórzyć pomówienia, które w s24 rozgłaszał od 5 lat bez żadnych przeszkód ze strony administracji portalu (pomimo moich skarg): że “wysługiwałem się WSI i SB” (!!!).

Gospodarz już po chwili podjął stanowczą polemikę z partyzantem, choć unikając odpowiedzi na to, co mu partyzant wytknął. Nowytor5 ani na sekundę nie stał się przedmiotem zainteresowania Warzechy. Zresztą może powinienem się cieszyć, że tez owych nie podchwycił, bo często wtóruje swoim komentatorom, gdy obrzucają mnie błotem. Przecież sam od tego nie stroni, choć do WSI i SB się jak dotąd nie posunął.

Proszę mi pokazać na moim blogu komentarz pod adresem Warzechy mający choć 10% tej siły rażenia co pomawianie mnie o związki z WSI i SB czy nawet inwektywy samego Warzechy (“praca dla HGW”). Zareaguję natychmiast. Tak jak czynię to zawsze, gdy komentator przekroczy granice. I zwłaszcza, gdy obraża nie mnie, lecz innych czytelników.

Nawiasem mówiąc te akurat komentarze nicka nowytor5 już… nie istnieją. Wisiały sobie jak wszystkie, tyle tylko, że w nocy zostały “zwinięte”. Wczoraj straciłem cierpliwość. Postanowiłem rozważyć sprawę sądową i zwróciłem się mailem do s24 o identyfikację IP, z którego się ów nick loguje. Dziś nastąpiła reakcja: mail odmawiający mi pomocy oraz… fizyczne skasowanie owych komentarzy, co się w s24 nie zdarza niemal nigdy. Dowody poczynań nicka nowytor5 zniknęły. Igorze Janke, gratulacje.

jes
O mnie jes

Nie mam i nie będę miał profilu na fejsbuku, ani na tłiterze, ani w jutiubie, ani nawet w gugleplus. Szukam odpowiedzi na moje pytania, nie interesują mnie nawalanki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura