Jacek Kobus Jacek Kobus
236
BLOG

Ta okropna nowoczesność

Jacek Kobus Jacek Kobus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 Wiele razy walczyłem tutaj z niczym nieuzasadnionym mniemaniem, jakoby ludzie przejawiali jakieś "pragnienie wolności". Nie chcę teraz do tego problemu wracać. Na potrzeby poniższych rozważań przyjmijmy, że ludzie pragną przede wszystkim najeść się, napić, zabawić się, zyskać sławę, uznanie, możliwość wpływania na zachowanie innych i dostęp do pięknych i szybkich ciał.  Czasem, niektórzy, dość wyjątkowi, odczuwają też przemożną potrzebę tworzenia. Czegoś. Czegokolwiek. Najlepszej pieczeni wołowej lub najlepszej drożdżówki w okolicy. Ładu i porządku w stajni. Idealnej harmonii barw lub dźwięków. Nowej, lepszej rzeczywistości dla całego świata. Niepotrzebne skreślić...

"Pragnienie wolności" dlatego nie mieści się  w tym katologu, bo to wartość czysto negatywna. Może się pojawić "na agendzie" jeśli ktoś lub coś przeszkadza w zaspokajaniu innych - rzeczwiście odczuwanych, aktualnych, palących potrzeb. Dopóki nic i nikt w zaspokajaniu potrzeb człowiekowi w sposób jawny i oczywisty nie przeszkadza - po cóż i dlaczego miałby on przejawiać jakieś "pragnienie wolności"..? Jest rzecz dość oczywistą, że jeśli zamknie się kogoś bez jedzenia i picia, to póki starczy mu sił będzie próbował się z zamknięcia wydostać, będzie krzyczał, wzywał pomocy, bodaj - przeklinał swojego prześladowcę w bezsilnej złości. O tym, co się dzieje, gdy młodych ludzi wbrew ich woli pozbawić seksu opowiada niejedna anegdota. Włącznie z moją ulubioną o tym, jak to władze kościelne odkryły tunel łączący pewien klasztor męski z pewnym klasztorem żeńskim. Wnikliwie badania dowiodły, że od strony klasztoru męskiego wydrążono 10 metrów tunelu - a od strony klasztoru żeńskiego: 990...

Problem polega na tym, że ludzie są różni. Potrzeby każdy ma własne i choć wiele się mówi o "zglajszlachtowaniu" ludzkości w "epoce mas" - naprawdę trudno byłoby, nawet wśród jednojajowych bliźniąt, znaleźć taką parę ludzi, których potrzeby i preferencje są idealnie identyczne... Skądinąd: czyż nie dlatego właśnie pary się rozpadają, a małżeństwa rozwodzą..? Bardzo rzadko na liście potrzeb i preferencji wysoką pozycję zajmuje potrzeba przeżywania przygód, ponoszenia odpowiedzialności za własne czyny,  borykania się z losem, znoszenia jego przeciwności. Wręcz przeciwnie! Choć, zapewne, gdyby takie marzenie się rzeczywiście spełniło, większość z nas szybko by się taką łatwizną znudziła i cierpiała, szukając nowej podniety - to jednak mało kto zapytany, czy nie chciałby odnieść sukcesu łatwo i bez wysiłku odpowie: nie stary, nie lubię kremówek... Ups! To nie z tego filmu... Jest to tym częstsze, że tak naprawdę potrzeby ludzkie, choć bardzo różne, nie są też na ogół przesadnie wygórowane. Ich miara jest względna, a nie bezwzględna. W czasach, gdy nikt nie posiadał samochodu (albo posiadali go nieliczni ekscentrycy...) trudno byłoby w badaniu ankietowym ustalić, jaka jest najbardziej pożądana marka takiego pojazdu! Dopiero w momencie, gdy w Polsce jest więcej samochodów niż gospodarstw domowych - ten, kto wcale takowego pojazdu nie posiada cierpi (choćby zżerany zawiścią, jeśli nie rzeczywistym brakiem...), a kto ma gorszy od sąsiada, czuje wstyd i złość.

Przejście od "przednowoczesności" do "nowoczesności" (gadki o rzekomo nam obecnie panującej "ponowoczesności" zostawmy nielotnym, ale bezwzględnym sukom w rodzaju tej, o której wspominałem parę dni temu...) wiązało się z dość gwałtowną zmianą w zakresie ludzkich potrzeb i oczekiwań. W czasach "przednowoczesnych" ludzkie potrzeby były statyczne. Jeśli nawet zmieniały się, to tak powoli, że raczej mało kto był w stanie tę zmianę zauważyć. Czasy "przednowoczesne" charakteryzują się przy tym również i tym, że ludzie, mając relatywnie niezmienne i bardzo (z naszego dzisiejszego punktu widzenia) ograniczone aspieracje, bardzo dobrze radzili sobie z zawiścią. O zawiści będę osobno pisał, bo jest to temat o którym medytuję od dłuższego czasu - a to dzięki koledze Iuliusowi, którego dzieło translatorskie przeczytałem. W każdym razie - i cóż z tego, że mało kto był w stanie odchować więcej niż połowę spłodzonych przez siebie dzieci, cóż z tego, że większość ludzkości stale niedojadała, lub też spożywała pokarm o niedostatecznej wartości odżywczej, cóż z tego, że rynsztoki śmierdziały, a podróż poza granice własnej wsi była prawdziwą udręką..? Nieliczni, którzy mieli choć trochę lepiej, byli zwykle poza zasięgiem zawiści pospolitych ludzi - bo czyż zwykły chłop mógł śnić, że będzie kiedyś rycerzem, biskupem czy królem..? Nie mógł. A skoro nie mógł - to i nie miał czego rycerzom, biskupom czy królom zazdrościć... Przy tym, jeśli popadł w kłopoty, jeśli źle mu się wiodło: krowa padła, grad zboże wytłukł, obce wojska żonę wychędożywszy wszystkie zapasy wyjadły - zwykle był ktoś "wyżej postawiony", kto winien się tą biedą zająć. Czasem praktycznie i materialnie (krowę nową kupując, czy ziarno na siew). A czasem tylko duchowo (odprawiając rytuały, po których żona znowu była świeża i mało używana...).

"Nowoczesność" natomiast, to czas zmiany, dynamizmu, nieograniczonych możliwości - i, w konsekwencji: niczym nieograniczonego cierpienia..! Reklama czy serial telewizyjny mówią chłopcu, czy dziewczynce z małej, popegeerowskiej wsi: i ty możesz zostać milionerem, i ty możesz żyć jak bohaterowie "Dynastii" (czy co tam teraz w pudle leci..). Oczywiście, w praktyce, choć WSZYSCY żyją lepiej niż dawniej rycerze, biskupi czy królowie - to tylko nielicznym udaje się aż tak, by mogli stać się przedmiotem ogólnej zawiści. Pod tym względem, aż tak wiele się pomiędzy epokami nie zmieniło..! Ludzkie potrzeby i aspiracje wzrosły niepomiernie bardziej, niż realne możliwości ich zaspokojenia. "Nowoczesność" jest naprawdę okropna! Obiecuje rzecz, która jest z definicji niemożliwa do spełnienia. Niezależnie bowiem od tego, jak dobrze się nam wszystkim wiedzie w skali bezwzględnej - nie jest możliwym, aby wszystkim tak samo dobrze wiodło się względnie, w odniesieniu do "przeciętnej", "średniej", czy "ogółu". Cóż z tego, że żyjemy lepiej niż dawni rycerze, biskupi czy królowie - gdy, na nieszczęście i ból powszechny - żyją tak właściwie wszyscy i nie jest to żaden powód do dumy..? Ci nieliczni zaś, którzy żyją naprawdę lepiej - są tak samo poza zasięgiem zwykłego śmiertelnika, jak poza zasięgiem chłopa byli dawni rycerze, biskupi czy królowie..? Postęp w zakresie materialnego dobrobytu od ponad 200 lat wiąże się ze stale rosnącym cierpieniem duchowym. W dodatku nowoczesność, oferując materialny dobrobyt i duchowe cierpienie wynikłe z rozbuchanej do granic możliwości, a niemożliwej do spacyfikowania zawiści (skoro każdy może przebyć drogę "od pucybuta do milionera", to żadna "wola Boża", żadne "prawo krwi", żadna "wyższość urodzenia" nie broni już tych, którym powodzi się lepiej przed zazdrością anonimowego tłumu...), stawia jednocześnie przed człowiekiem znacznie większe wymagania jak chodzi o życiową zaradność.

Przynajmniej - STAWIAŁA. Do czasu, póki "człowiek nowoczesny", nie znalazł sobie w miejsce rycerzy, biskupów czy królów, nowego patrona i opiekuna, który ma się nad jego padłą krową, przeżartymi zapasami, czy wychędożoną żoną pochylać - wszechpotężnego gosudarstwa. Jak to mawiają: zamienił stryjek siekierkę na kijek. W "nowoczesności" nie ma NIC racjonalnego, rozumnego, naukowego. Nie na tym polega różnica między "epoką przednowoczesną", a "epoką nowoczesną", że - jak to sobie Kant roił u progu tej zmiany - dawniej ludzie byli dziećmi, a teraz dorośli. Nic z tych rzeczy! Cała różnica między "epoką przednowoczesną", a "epoką nowoczesną" sprowadza się do tego, że dawniej ludzie mieli ograniczone aspiracje (i w związku z tym łatwo było uczynić ich szczęśliwymi!) - podczas gdy obecnie nie stawiają swoim potrzebom żadnych granic (i w związku z tym, żyjąc bezwzględnie o wiele lepiej niż najmożniejsi z możnych dawnych epok - czują się subiektywnie coraz to większymi nędzarzami!). Czym to się skończy..? Nie wiem. Ale już prawie 100 lat temu spora część ludzkości zbuntowała się przeciw "nowoczesności", uciekając w utopie - komunistyczną, narodowo - socjalistyczną, socjal - demokratyczną. Utopie, jak to utopie - z definicji nie mają szans na ziszczenie (bynajmniej: w takiej formie i z takimi skutkami, jakich oczekiwali ich teoretycy...). Ale cierpienie na które te utopijne pomysły miało być remedium - jest przecież jak najbardziej prawdziwe...

Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura