Wokół krzyża postawionego przez harcerzy na warszawskim Krakowskim Przedmieściu przed Pałacem Prezydenckim w dniach narodowej żałoby po smoleńskiej katastrofie od wielu dni dochodzi do wydarzeń smutnych, głęboko poruszających i zmuszających do refleksji. Jednak podstawowe pytanie, jakie trzeba postawić dotyczy braku wyraźnej i mądrej, tonującej emocje reakcji polityków, którzy w znacznej mierze do takiej sytuacji doprowadzili. Można odnieść wrażenie, jakby rozbujano emocje, a następnie postanowiono poczekać, jaki będzie tego efekt. Równocześnie trwanie takiej sytuacji sprawia, iż media traktują ją jako jeden z najważniejszych tematów, przy którym znikają problemy polskich finansów publicznych, rosnące podatki, rosyjska obstrukcja w sprawie smoleńskiego śledztwa oraz inne kluczowe dla państwa i jego obywateli kwestie. Nagle okazuje się, iż największym polskim problemem nie jest narastający dług publiczny, ale stojący przed Pałacem Prezydenckim drewniany krzyż. Nagle okazuje się, że zamiast debaty o podatkach i stanie naszych finansów publicznych otrzymujemy kłótnię wokół kwestii obecności krzyża w polskiej przestrzeni publicznej. Warto zadumać się nad przyczynami tego stanu rzeczy.
Krzyż został postawiony przez harcerzy jako tymczasowy znak pamięci o ofiarach smoleńskiej katastrofy. Ich intencje były czytelne, w miejscu krzyża winno pojawić się trwałe, godne upamiętnienie ofiar. Stąd też musiało bardzo wiele osób zaskoczyć, iż w jednym z pierwszych wywiadów prezydenta Bronisława Komorowskiego /wówczas jeszcze prezydenta – elekta/ stwierdził on, iż krzyż należy sprzed pałacu zabrać i w porozumieniu z władzami kościelnymi przenieść do kościoła. Następnie doszło do podpisania porozumienia Kancelarii Prezydenta z przedstawicielami Kościoła Warszawskiego oraz harcerzami, które mogło przynieść spokojne rozwiązanie tej kwestii, gdyby nie prawie natychmiastowe oświadczenie stołecznego konserwatora zabytków o niemożliwości ulokowania jakiegokolwiek upamiętnienia /pomnika, tablicy itp./ w tym miejscu. To sprawiło, iż wiele osób, którym zależało na godnym upamiętnieniu śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i pozostałych ofiar tragedii z 10 kwietnia poczuło się wprowadzonymi w błąd. Niestety w tym momencie zabrakło zdecydowanej reakcji prezydenta – elekta i lawina emocji została uruchomiona. Było to tym łatwiejsze, iż zwolennicy upamiętnienia ofiar smoleńskiej katastrofy na Krakowskim Przedmieściu mieli bardzo ograniczone zaufanie do obecnie rządzących. Stąd też poczuli się oszukani i łatwo dali ponieść się emocjom. Emocje te zostały wzmocnione po wydarzeniach do jakich doszło przy próbie przeniesienia krzyża do kościoła św. Anny.
Równocześnie obrońcy krzyża znaleźli się pod presją atakujących ich właściwie nieustannie i bezpardonowo jego przeciwników. I tak oto zaczęliśmy otrzymywać stały przekaz o konflikcie, konflikcie absolutnie niepotrzebnym, ale dominującym w polskiej przestrzeni informacyjnej. Jestem przekonany, iż do takiej sytuacji z całą pewnością nie doszłoby, gdyby nie kompletny brak zaufania protestujących przeciwko przeniesieniu krzyża do rządzących. Dodatkowo trzeba zauważyć, że atakujący obrońców krzyża posuwali się do szyderstw i ośmieszania symboli religijnych, ważnych dla chrześcijan.
Dlaczego wobec poniżania i ośmieszania symboli religijnych milczą nasi politycy – chrześcijanie? Dlaczego zamiast ograniczać skalę konfliktu podejmują decyzje wręcz przeciwne? Za taką uważam m.in. zgodę prezydent Warszawy na demonstrację przeciwników obecności krzyża przed Pałacem Prezydenckim w nocy /od 23:00 do 5:00/ z 9/10 sierpnia. To była chyba pierwsza nocna demonstracja w Polsce. Czyżby jej organizatorzy obawiali się demonstrować w ciągu dnia, czyżby chcieli coś ukryć? Podobnie traktuję zaskakującą decyzję o powieszeniu tablicy upamiętniającej narodową żałobę, a nie ofiary tragedii. W tej sprawie zdumiewające było właściwie wszystko: błyskawiczne przeprowadzenie sprawy, treść napisu oraz sposób odsłonięcia.
Równocześnie mam wrażenie, iż zamiast urzeczywistnienia słów wypowiedzianych 6 sierpnia przez prezydenta Bronisława Komorowskiego przed Zgromadzeniem Narodowym o pragnieniu godnego upamiętnienia ofiar 10 kwietnia przed Pałacem Prezydenckim, dochodzi do działań dokładnie odwrotnych, które zamiast uspokojenia niosą eskalację konfliktu. Jedno z nich; wczorajsze odsłonięcie tablicy na bocznym skrzydle Pałacu Prezydenckiego odbyło się pod egidą prezydenckiej kancelarii, czyli z całą pewnością po uzgodnieniu tego z prezydentem. Jak pogodzić to ze słowami wypowiedzianymi przez prezydenta sześć dni wcześniej?
Sądzę, iż dla wygaszenia konfliktu wystarczyłaby poważna deklaracja /będąca wyrazem kompromisu najważniejszych środowisk politycznych/ w sprawie upamiętnienia ofiar, precyzyjnie określająca jego formę i czas realizacji oraz pozostawienie krzyża do momentu jej zrealizowania. Taka deklaracja mogłaby zadowolić osoby zaangażowane w obronę krzyża i byłaby wyrazem szacunku dla ich przekonań. Nie ma niestety pewności, czy nie dochodziłoby do prób profanacji krzyża przez jego przeciwników, ale akurat przed tym powinny zabezpieczyć krzyż służby porządkowe. Mój brak pewności zaniechania działań przez przeciwników krzyża wynika z przekraczania przez nich kolejnych granic dobrego smaku i przyzwoitości. Zresztą ich zachowanie niewiele odbiega od wzorców, jakie serwowane są w rozmaitych niskiego lotu popularnych telewizyjnych programach rozrywkowych, w których szydzi się z ludzi przywiązanych do wiary w jej tradycyjnym wymiarze oraz poniża się narodowe symbole /niesławne wciskanie polskiej flagi w psie ekskrementy przez niejakiego Wojewódzkiego/. Takie zachowania wg ich propagatorów mają być wyrazem nowoczesności, a są przejawem zwyczajnego chamstwa.
Szkoda, że praktycznie wszyscy poważni politycy w znacznej mierze będący /być może mimowolnymi/ autorami całej sytuacji nawet nie podejmują rzeczywistej próby jej rozwiązania, jedynie starają się wskazywać innych jako odpowiedzialnych za nią. Można wręcz odnieść wrażenie, że uważają, iż problem się samoistnie rozwiąże. Tak trochę w myśl zasady „jakoś to będzie”. Może warto przywołać główne hasła wyborcze z kampanii prezydenckiej „Zgoda buduje” oraz „Polska jest najważniejsza” i traktować je poważnie w obydwu tak potężnie skonfliktowanych obozach politycznych. Przy czym inicjatywa przerwania tego fatalnego ciągu wydarzeń winna należeć do rządzących /w tym momencie silniejszych i mających za sobą kolejny wyborczy sukces/. Może wokół krzyża powinni się ze sobą spotkać politycy odpowiedzialni za Polskę i doprowadzić do porozumienia, a nie liczyć na to, że eskalacja konfliktu przyniesie im jakiekolwiek profity, bowiem /co już widać/ korzyści z tego zamieszania mieć będzie jedynie antyreligijna lewica. Po obydwu stronach naszego polskiego konfliktu są w większości ludzie wierzący, którzy powinni umieć wypowiedzieć słowo przepraszam, słowo które mogłoby otworzyć przestrzeń do dialogu.
Zresztą właśnie w atmosferze wojny polsko – polskiej może dochodzić do sytuacji, w której aktor i winiarz przekonuje młodzież, że Polska wcale nie jest najważniejsza; najważniejsze jest spełnianie bardzo przyziemnych indywidualnych pragnień. Innymi słowy najważniejsza jest dobra zabawa, a jakiekolwiek obowiązki można odrzucić.
To wszystko dzieje się w sierpniu, miesiącu gęstym od rocznic i wspomnień wydarzeń o ogromnym znaczeniu dla naszej historii. Również wydarzeń z wielkim udziałem młodych ludzi, dla których jednak Polska była najważniejsza; wspomnijmy chociaż Powstanie Warszawskie, czy heroiczną obronę Zadwórza – polskich Termopil przez harcerzy 17 sierpnia 1920 r. w trakcie wojny z bolszewikami /wojny, w której młodzież zapisała piękną kartę na wszystkich jej frontach/. Już teraz można postawić tezę, że rocznica zadwórzańska umknie medialnemu mainstreamowi. Zresztą okazuje się, że także tegoroczna okrągła rocznica Sierpnia 1980 została przez naszych polityków potraktowana po macoszemu. Czyżby Polska i zgoda /będąca wynikiem rozważnego kompromisu, który nikogo nie wyklucza i nie ogranicza naturalnej w demokracji różnicy stanowisk/ miały być ważne, ale tylko w kampanii wyborczej? Czyżby wszystko miało mieć ulotny wymiar? Może właśnie dlatego obrońcy krzyża tak twardo go bronią, gdyż odszukują w nim oraz we wspomnieniach narodowej żałoby po smoleńskiej tragedii coś na czym można się trwale oprzeć.
Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości