Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
603
BLOG

Pozorne wymagania w polskich szkołach

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 8

Na nowy rok szkolny minister edukacji Katarzyna Hall obdarowała uczniów i nauczycieli zmianami w zasadach oceniania i egzaminowania. Rozporządzenie z 20 sierpnia jest jednak prezentem o smaku zatrutego owocu. Oto w całej pełni prezentuje ono sposób myślenia osób odpowiadających obecnie za polską oświatę, czyli kreowanie szkół o jak najniższych wymaganiach /właściwie coraz bardziej pozornych/. Pośród zmian wnoszonych poprzez to rozporządzenie najwyraźniej widać to w dwóch elementach: możliwości promocji w szkole ponadgimnazjalnej ucznia z oceną niedostateczną oraz możliwości automatycznego zdawania egzaminów poprawkowych w przypadku uzyskania ocen niedostatecznych z dwóch przedmiotów. Wszystko to dzieje się w sytuacji pogłębiającego się kryzysu związanego z obniżaniem się poziomu kształcenia w polskich szkołach. W efekcie opuszczają je uczniowie coraz gorzej przygotowani do dalszej edukacji, jak również do podejmowania zadań zawodowych. Odpowiedzią na to ministra edukacji narodowej jest obniżenie formalnych wymagań, które poprawi wprawdzie wskaźniki statystyczne naszej oświaty, ale jeszcze bardziej zaciemni jej rzeczywisty obraz.

Już wcześniej wprowadzona możliwość promocji ucznia z oceną niedostateczną na poziomie szkoły podstawowej i gimnazjum miała bardzo wątpliwy sens, szczególnie w przypadku gimnazjum, to rozszerzenie jej na poziom szkoły średniej jest zwyczajnie skandaliczne. Intencją autorów tego pomysłu było umożliwienie uczniowi nadrobienia braków w klasie programowo wyższej, ale nie zwrócili oni uwagi, że końcoworoczną ocenę niedostateczną otrzymuje uczeń, który ma braki uniemożliwiające mu naukę danego przedmiotu w kolejnej klasie. Dla uczniów „rokujących nadzieję” na nadrobienie braków wprowadzono przecież wcześniej ocenę dopuszczającą. Można stwierdzić, że teraz także w szkołach średnich pojawi się ocena niedostateczna o znaczeniu „prawie dopuszczająca”. Może to przynieść np. sytuację, w której uczeń znajdzie się w klasie maturalnej uzyskując wcześniej ocenę niedostateczną z języka polskiego czy też z matematyki. Szansa na zdanie przez takiego ucznia matury nawet przy naszym niskim, trzydziestoprocentowym progu wymagań będzie doprawdy znikoma. Natomiast powtarzając klasę taki uczeń miałby rzeczywistą szansę na nadrobienie braków i późniejszy sukces maturalny. Dodatkowo rozporządzenie rozszerza automatyczną możliwość zdawania egzaminu poprawkowego z jednego na dwa przedmioty.

           Trudno nie nazwać wprowadzanych rozwiązań kolejną amnestią od wymagań. Jednak o ile maturalna amnestia ministra Giertycha spotkała się z powszechną krytyką to szkolna amnestia minister Hall nie spotkała się z żadną reakcją. W jej efekcie być może poprawią się wskaźniki uczniów kończących bez opóźnień szkoły średnie, ale znowu obniży się poziom posiadanych przez nich umiejętności i wiedzy. Jedynym nieustannie powtarzanym komentarzem do takich działań może być pytanie o ich granicę. Może lepiej od razu zlikwidować oceny i wymagania promocyjne, zamiast stopniowo obniżać wymagania. W ten sposób niebywale poprawią się polskie wskaźniki edukacyjne, staniemy się prawdziwie zieloną edukacyjną wyspą.

           Innym ważnym elementem wprowadzanym do szkolnej rzeczywistości przez rozporządzenie z 20 sierpnia jest obowiązek przygotowywania przez młodzież w gimnazjach zespołowych projektów edukacyjnych. Czytając ten fragment rozporządzenia trudno odszukać sens tego pomysłu. Uczestnictwo w projekcie będzie wpływało na uczniowską ocenę zachowania oraz będzie odnotowywane na świadectwie. Innymi słowy uczniowie będą podejmować i realizować projekt edukacyjny, który następnie będzie przez opiekującego się nimi nauczyciela oceniany pod kątem ich indywidualnego zaangażowania, ale ta ocena nie znajdzie swojego odwzorowania w przedmiocie, którego materii projekt może być najbliższy, ale w zachowaniu ucznia. Czyli właściwie ważne będą nie efekty projektu i uczniowski rozwój edukacyjny w trakcie jego realizacji, ale udział w nim. W ten sposób wprowadzono do polskich gimnazjów ducha starożytnych olimpiad. Równocześnie po raz kolejny okazuje się, że efekty edukacyjne są przez obecne kierownictwo MEN niemile widziane. Na każdym bowiem poziomie jego działań otrzymujemy rozwiązania, w których ich znaczenie jest minimalizowane. I znowu trzeba zauważyć, że przyczyną tego jest dominująca w ekipie minister Hall tęsknota do niezakłóconego niczym obrazu edukacyjnych sukcesów, wprawdzie tylko statystycznych, ale jednak ...

           Warto jeszcze zauważyć, że pomysł na realizację zespołowych projektów edukacyjnych ma źródła w progresywistycznym modelu szkoły, w którym zaniedbuje się uczniowską indywidualność na rzecz pracy w grupie. Oczywiście umiejętność odnalezienia swojego miejsca w grupie jest bardzo ważna, ale nade wszystko istotne jest, aby każde dziecko mogło odnaleźć i rozwinąć swoje talenty. Polska szkoła cierpi na niski stopień indywidualizacji oddziaływań edukacyjnych, co utrudnia rozwój wielu młodym ludziom. Stąd też można podejmować próby kreowania projektów zespołowych, ale wcześniej trzeba uczniów do tego przygotować poprzez indywidualną pracę z nimi. Tymczasem zamiast podjąć taki wysiłek postanowiono wprowadzić rozwiązanie do którego nikt nie jest przygotowany, co skończy się jeszcze gorzej niż indywidualne projekty edukacyjne maturzystów.

           Generalny wniosek, jaki nasuwa się po lekturze treści rozporządzenia z 20 sierpnia to kompletny brak w ministerstwie edukacji refleksji nad rzeczywistym stanem polskiej oświaty. Można odnieść wrażenie, iż właściwie tylko w gmachu na al. Szucha w Warszawie nie zauważono jeszcze dramatycznego obniżania się poziomu wiedzy i umiejętności młodych Polaków, albo jeżeli zauważono to postanowiono to ukryć. Tymczasem polska szkoła potrzebuje pilnych działań naprawczych, a zacząć trzeba od rzetelnej diagnozy związanej z kompetencjami kluczowymi naszych uczniów, a następnie należy stopniowo podnosić wymagania dla uczniów, ale także dla nauczycieli /wprowadzając równocześnie autentycznie motywacyjny system wynagrodzeń/. W przeciwnym bowiem wypadku osoby pozornie wykształcone będą trafiały w świat rzeczywistych wymagań co dla większości z nich będzie traumatycznym przeżyciem.

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Rozmaitości