Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
823
BLOG

Minister Radziszewska na celowniku lewicy

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 10

 

           Od kilkunastu dni trwa prawdziwie wściekły i brutalny atak środowisk lewicowych oraz wspierających je dziennikarzy na jednego z ministrów rządu Donalda Tuska. Tym ministrem nie jest jednak żadna z osób pełniących w tym gabinecie kluczowe dla Polaków funkcje, żaden z ministrów, którzy nie radzą sobie z ważnymi dla państwa zadaniami, ale minister ds. równości Elżbieta Radziszewska. Cóż takiego uczyniła spokojna, niezwykle taktowna i wyważona kobieta, że stała się obiektem bezprzykładnego ataku. Otóż w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego” stwierdziła, że szkoła katolicka ma prawo nie zatrudnić zdeklarowanej homoseksualistki. Było to stwierdzenie całkowicie zgodne z obowiązującym nie tylko w Polsce, ale także w Unii Europejskiej prawem. Okazuje się jednak, że pani minister Radziszewska popełniła „zbrodnię”, do której w rozmowie radiowej dodała następną, zwracając osobie homoseksualnej uwagę na jej orientację seksualną. W tym przypadku również miała miejsce interesująca sytuacja, gdyż interlokutor pani minister należy do osób publicznie podkreślających swoją odmienną od większości orientację seksualną. Po obydwu wypowiedziach rozpętało się istne piekło, a centralny kocioł zapaliła nieoceniona w takich przypadkach „Gazeta Wyborcza” domagając się natychmiastowej dymisji minister Radziszewskiej.

Warto zwrócić uwagę, że żadne spokojne wyjaśnienia oskarżanej i obrażanej minister nie uspokoiły jej przeciwników. Okazuje się, iż tak zaciekle atakujące ją teraz środowiska lewicy obyczajowej czynią to od początku jej urzędowania, gdyż dla nich Elżbieta Radziszewska należy do najbardziej przez nich znienawidzonej grupy ludzi tzn. jest autentycznie wierzącą i praktykującą katoliczką. Z ich wypowiedzi wynika, że taka osoba nie może pełnić funkcji ministra ds. równości, gdyż katolik i konserwatysta – wg nich – nie zapewnia im realizacji ich „postępowych” pomysłów i haseł. Tak oto owi piewcy tolerancji i równości dokonują klasycznego wykluczenia sporej grupy obywateli. Nie po raz pierwszy demonstrują oni niebywale brutalnie jedynie słuszną wg nich rację. Można stwierdzić, że po raz kolejny dochodzi do próby narzucenia większości przez niewielką, ale hałaśliwą i zdeterminowaną mniejszość tematów debaty publicznej. W czasie, gdy powinna się ona koncentrować wokół kwestii finansów publicznych, stanu polskiej gospodarki, ochrony zdrowia czy edukacji jesteśmy wciągani w rozważania spraw mających absolutnie prywatny, a nie publiczny charakter. Można z przekąsem zauważyć, że w rządzie Donalda Tuska nie brakuje ministrów, którzy w pełni zasłużyli na odesłanie ich do innych zajęć, ale żaden z nich nie spotkał się dotychczas z takim atakiem, jak Elżbieta Radziszewska. Zresztą w jego trakcie lewicowcy nie stronili od obrażania kobiety, ale cóż dobre wychowanie nigdy nie było cenione w tych środowiskach.

           W całej historii związanej z ewentualną pracą nauczycielską osoby homoseksualnej nikt nie zechciał zauważyć, iż niezależnie od unormowań prawnych szkoła to bardzo specyficzne miejsce do którego rodzice oddają swoje dzieci. I to właśnie rodzice winni mieć szczególne prawo do rozstrzygania, kto będzie uczył i wychowywał ich dzieci. W toczącej się pseudodyskusji ta kwestia w ogóle się nie pojawiła. Trudno oczekiwać, aby podnieśli ją „postępowcy”, oni wszak niezmiennie uważają rodzinę za główną przeszkodę we wprowadzaniu swoich radykalnych pomysłów mających przeorać relacje międzyludzkie, ale umknęła ona także obrońcom pani minister Radziszewskiej. W ten sposób widzimy, jak niepostrzeżenie wnikają do naszego sposobu myślenia kwestie wnoszone nieustannie w przestrzeń publiczną, nawet jak się z nimi nie zgadzamy. Większość ludzi uważa, że dominujący wpływ na szkołę mają mieć urzędnicy, a nie rodzice. Stąd tak trudno kreować szkoły, których właścicielami poczują się rodzice. Tymczasem w prawidłowo skonstruowanym systemie szkolnym rodzice powinni mieć pełne zaufanie do nauczycieli, czyli do ludzi, którym powierzają współudział w kształtowaniu osobowości swojego dziecka. Dobry nauczycieli będzie zawsze pamiętał, iż jego praca to jedynie wspomaganie, a nie zastępowanie rodziców. Trudno mówić, aby rodzice mogli zaufać nauczycielowi, który zamierza wychowywać ich dzieci niezgodnie z ważnymi dla nich wartościami.

Innym elementem, który trzeba podnieść przy tej okazji jest zanik myślenia w kategoriach właścicielskich. Oto należy szanować prawo właściciela do dobierania sobie pracowników do swojej firmy. W przypadku szkoły katolickiej takim właścicielem jest odpowiednia kościelna czy zakonna osoba prawna. Tymczasem lewicowcy, którzy z natury nie szanują prawa własności kompletnie tej kwestii nie zauważyli. Zresztą za jakiś czas może zdarzyć się, że będziemy mieli kolejną awanturę, gdy okaże się, że do katolickiego seminarium duchownego nie zostanie przyjęty żonaty mężczyzna. Usłyszymy pewnie, że to jawna dyskryminacja.      

Słuchając minister Radziszewskiej i jej adwersarzy mamy obraz dwóch różnych światów i wrażliwości. Elżbieta Radziszewska mówi spokojnie, zwracając się z szacunkiem do swoich przeciwników, argumentując swoje stanowisko, natomiast oni starają się ją obrazić, obśmiać i wyprowadzić z równowagi. Można stwierdzić, iż po jednej stronie znajdują się wartości i poszanowanie drugiego człowieka, a po drugiej brutalny dyktat.

Mam nadzieję, że nie dojdzie do odwołania minister Radziszewskiej, chociaż wówczas jej przeciwnicy za chwilę znajdą następny powód do podjęcia kolejnego ataku. Trzeba bowiem zauważyć, że „postępowcy” są niebywale konsekwentni w swoich działaniach i krok po kroku próbują zmienić nasz oparty na uniwersalnych wartościach świat. Stąd też, jeżeli nie chcemy, aby nasze dzieci i wnuki żyły w świecie bez żadnych uniwersalnych wartości musimy w każdej sytuacji, podobnej do tej rozgrywającej się wokół minister Radziszewskiej, podejmować twardą i zdecydowaną obronę ludzi zasad, ludzi nie obawiających się spokojnego przyznawania się do swojej wiary.

Elżbiecie Radziszewskiej winniśmy wsparcie, chociaż można się zadumać, jaki sens ma pełniona przez nią funkcja. To tak na marginesie nieustannych jedynie werbalnych prób ograniczania administracji. Minister ds. równości, jak również sporo innych funkcji na różnych szczeblach administracji to klasyczny przykład rozdymania państwowego, biurokratycznego i coraz bardziej kosztownego molocha. Wszystkie te funkcje powstają z inicjatywy „postępowców”, którzy chcieliby obywatelom w pełni ułożyć życie, oczywiście w trosce o ich specyficznie rozumiane dobro ...

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Rozmaitości