Od kilku dni główną informacją we wszystkich serwisach jest walka z dopalaczami. Oto nagle okazało się, że na Polskę spadła ich prawdziwa plaga. Praktycznie codziennie w tej sprawie wypowiada się premier Donald Tusk, a w weekend epatowano Polaków obrazami wielkiej akcji służb porządkowych skierowanej przeciwko handlowi tymi produktami. Ktoś nieznający polskich realiów mógłby dojść do wniosku, że wraże siły zalały kraj dopalaczami i nasz dzielny premier natychmiast stawił im czoła oświadczając, iż w sposób zdecydowany rozprawi się z handlarzami i innymi osobami zaangażowanymi w ten proceder. Zresztą warto uważnie oglądać związane z tym występy medialne premiera, który z groźną miną pozuje na prawdziwego zbawcę Ojczyzny. Oto nie wiadomo kto zesłał na nas plagę, ale wiadomo kto nas od niej uwolni. Obserwując to wszystko, co dzieje się wokół tej sprawy można zadumać się nad przedziwną nadwiślańską rzeczywistością, w której co jakiś czas rozpoczynane są wielkie i spektakularne akcje przeciwko zjawiskom wygenerowanym przez wcześniejsze błędy rządzących. Jako żywo przywodzi to na myśl celne stwierdzenie Stefana Kisielewskiego, że socjalizm to taki system, który tworzy problemy, a następnie próbuje je rozwiązać. Niestety – jak widać – Polska ciągle jeszcze tkwi w nim.
Cała sprawa dopalaczy ma swe źródło w fatalnym prawie, które dopuszcza produkcję i handel tymi specyfikami. Od przynajmniej dwóch lat wiele osób próbowało bez skutku zainteresować rządzących tą kwestią. Co więc się stało, że nagle przeżyli oni iluminację. Otóż okazało się, że w ten sposób można znakomicie odwrócić uwagę od innych kwestii, z którymi rząd nie potrafi /nie chce/ sobie poradzić, a w tej sprawie można pokazać premiera jako skutecznego przywódcę. Można mieć jednakże uzasadnione wątpliwości, czy takie działania przyniosą rzeczywiste rozwiązanie problemu, czy też skończy się na spektakularnych akcjach. Dla rzeczywistego rozwiązania problemu potrzebne są logiczne i spójne zmiany prawa oraz skuteczność i konsekwencja w jego egzekwowaniu. Tymczasem z jednej strony obserwujemy „bitwę” z dopalaczami, a z drugiej trwają prace nad liberalizacją prawa antynarkotykowego.
Obserwując premiera na „froncie” walki z dopalaczami przypomniałem sobie jego niedawne, mocno medialnie nagłośnione, spotkanie z przedstawicielami funduszy emerytalnych. To również było interesujące zjawisko; oto szef władzy wykonawczej demokratycznego państwa spotyka się z szefami niezależnych podmiotów finansowych i poucza ich w jaki sposób powinni prowadzić swoją działalność, aby władza była z nich zadowolona. Toż to zwyczaje rodem zza naszej wschodniej granicy, szczególnie ulubione przez rosyjskich przywódców, którzy urządzają wielkie transmitowane przez telewizję spotkania z przedsiębiorcami i pouczają ich jak powinni działać. Mam niejasne przeczucie, że nasz – deklaratywnie tak europejski – premier korzysta ze zgoła nieeuropejskich wzorców.
Równocześnie od kilku dni znikły z publicznej przestrzeni informacyjnej kwestie dramatycznie narastającego polskiego zadłużenia, gdzieś wyparowały sprawy umowy gazowej, prawie nie słychać o groźbie poważnych kłopotów finansowych, jaka ciąży nad Polską. Mamy za to na zmianę dopalacze oraz w różnych odmianach zagrożenie Jarosławem Kaczyńskim, jego partią i Kościołem. Niedługo jakiś gorliwy dziennikarz odkryje być może wśród właścicieli sklepów z dopalaczami zwolenników PiS-u, a może nawet jego członków, albo okaże się, że to sfrustrowani po lekcji religii uczniowie poprawiali swój nastrój dopalaczami.
Warto zresztą zauważyć, jak błyskawicznie potrafi reagować nasza władza w ramach zainicjowanych przez siebie akcji. Oto prawie natychmiast minister edukacji i kuratorzy oświaty także zauważyli problem. Pojawiły się ich listy oraz polecenia organizowania przez nauczycieli akcji profilaktycznych dla uczniów i ich rodziców. Podobnie ogromną aktywność przejawiają służby sanitarne i tylko prawnicy nieśmiało zauważają, że łamanie polskiego ułomnego prawa może narazić Skarb Państwa na poważne koszty /ale ta kwestia nie zaprząta uwagi rządzących, gdyż długi to problem „nie tu i nie teraz”/. Zamiast bowiem wielkich, odpowiednio nagłaśnianych akcji, należałoby dokonać rzetelnych, spokojnie przygotowanych zmian w prawie i następnie to prawo egzekwować, ale takich działań nikt z miłujących władzę dziennikarzy nawet by nie dostrzegł, a ci nie miłujący znowu zadawaliby pytania o stan finansów publicznych, stan ochrony zdrowia czy edukacji. Tymczasem dla rozwiązania tych kwestii rząd nie przejawia ani zainteresowania, ani determinacji, a jeżeli już się za nie zabiera to proponuje rozwiązania mrożące krew w żyłach, takie jak chociażby pomysł skrócenia okresu uzyskiwania uprawnień lekarskich.
W sumie dramatyczna, ale jednak nie kluczowa dla państwa, kwestia dopalaczy, idealnie pokazuje polską rzeczywistość oraz doprowadzoną przez ten rząd do perfekcji politykę przykrywania fundamentalnych dla Polski problemów tego typu spektakularnymi akcjami. Muszę ze smutkiem zauważyć, że podobnie było w trakcie powodzi; kamery stacji telewizyjnych śledziły każdy krok naszych polityków, ale w rzeczywistości nie miało to żadnego wpływu na autentyczne wsparcie osób poszkodowanych, nie mówiąc o działaniach zapobiegawczych. Szkoda, że teraz zainteresowanie polityków problemami powodzian jest zdecydowanie mniejsze, wręcz znikome. Oczywiście taka polityka ciągłego odwracania uwagi obywateli od dramatycznych problemów, z jakimi musi zmagać się państwo jest możliwa dzięki jej wsparciu przez sporą grupę dziennikarzy. Trzeba jednak pamiętać, że od prawdziwych, nie rozwiązanych problemów nie ma ucieczki i przyjdzie czas, gdy objawią się one w sposób dramatyczny i niezwykle bolesny dla obywateli, również tych, którzy na trwające nieustannie w przestrzeni publicznej przedstawienie nie dali się nabrać.
Tak na marginesie jest bardzo ciekawe, kiedy bukmacherzy zaczną przyjmować zakłady, jaki będzie kolejny temat zastępczy oraz jak długo trwać będzie medialny show wokół niego ...
Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości