Wykorzystując spore środki unijne /4 mln euro/ Ministerstwo Edukacji Narodowej przygotowało nową koncepcję oceny jakości pracy szkół. Reklamowana głośno jako niezwykle skuteczne i nowatorskie narzędzie koncepcja okazuje się całkowicie nieprzydatną do przeprowadzania rzetelnej i obiektywnej oceny. Oto zdecydowana większość dotychczas ocenionych szkół uzyskała najwyższe oceny. Analizując raporty z przeprowadzonych badań jakości pracy szkół można dojść do wniosku, iż mamy najlepszą oświatę na świecie. Równocześnie ostatnio pojawiły się informacje o wynikach badań jakości pracy nauczycieli w kontekście m.in. stosowania metod aktywizujących uczniów, które przyniosły fatalne wyniki. Okazało się, że eksperyment i pokaz to rzadki gość na lekcjach przedmiotów ścisłych. Innymi słowy jakość zajęć z tych przedmiotów dalece odbiega od doskonałości. Dodatkowo z badań Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka wynika, że nasze szkoły słabo sobie radzą z pracą z uczniami szczególnie uzdolnionymi. Czyli mamy do czynienia z wyraźnymi sprzecznościami. Jeszcze większa sprzeczność pojawia się, gdy porównamy dramatycznie spadające rzeczywiste efekty kształcenia polskich szkół z owymi znakomitymi ocenami uzyskiwanymi przez nie w kuratoryjnych badaniach jakości pracy.
Taka sytuacja nie powinna dziwić nikogo kto zapozna się z ministerialną koncepcją. Jej konstrukcja oparta jest na założeniu marginalizowania rzeczywistych efektów pracy szkół. Mamy do czynienia z rozwiązaniem, w którym kładzie się nacisk na rozmaite czynniki o niewymiernym i subiektywnym charakterze z dominacją ankietowych metod badania opinii o szkole wśród nauczycieli, uczniów i rodziców. Generalnie tworzy się iluzję wszechstronnego zasięgania opinii o szkole. Z metody, która może uzupełnić wiedzę o placówce uczyniono główne narzędzie. Podstawowymi elementami służącymi do oceny jakości pracy szkoły winny być bowiem losy jej absolwentów oraz parametry ukazujące rozwój uczniów w trakcie nauki w tej szkole – m.in. edukacyjna wartość dodana. Warto zauważyć, iż autorzy ministerialnej koncepcji losy absolwentów traktują jako element współpracy szkoły ze środowiskiem lokalnym, a zamiast korzystać z wymiernych efektów kształcenia zwracają uwagę na „analizowanie wyników egzaminów zewnętrznych”. Można stwierdzić, iż owa koncepcja ma służyć nie tyle do ukazania rzeczywistego stanu polskiej oświaty, ile do kolejnego propagandowego show, tym razem o zielonej polskiej wyspie edukacyjnej.
Autorzy tego rozwiązania w dalszym ciągu są przekonani o jego zaletach, główną winą za „pewne niedociągnięcia” obciążając prowadzących procedury badania jakości kuratoryjnych wizytatorów, którzy jakoby stosują zbyt łagodne metody oceniania. Tymczasem w tak mało obiektywnej procedurze zawsze istotną rolę odgrywać będzie subiektywne spojrzenie osoby oceniającej. Jedynym sposobem, aby tak nie było jest oparcie oceny na zobiektywizowanych wskaźnikach. Trzeba zauważyć jednak, iż taka metoda ukazywałaby rzeczywistą jakość kształcenia i nie pozwalała na manipulowanie opinią publiczną poprzez mamienie jej jakoby dobrym stanem oświaty. W Polsce mamy do czynienia z postępującą katastrofą edukacyjną, którą przyspieszy realizacja w szkołach wprowadzonej 1.09.2009 r. nowej podstawy programowej kształcenia ogólnego. Warto zauważyć, iż ekipa minister K. Hall funduje Polakom niezwykle groźną dla jakości ich kształcenia koncepcję edukacyjną z równoczesnym zabezpieczeniem się przed ujawnieniem jej skutków poprzez wprowadzenie kompletnie oderwanych od rzeczywistości metod oceny jakości pracy szkół.
Trzeba także podkreślić, iż wykorzystanie owych 4 mln euro musi budzić szczere zdumienie u każdego kto przeanalizuje nową metodę badania jakości pracy szkół. Wydając tak znaczną kwotę nie przygotowano bowiem np. zobiektywizowanych narzędzi oceny jakości pracy nauczyciela i dyrektora szkoły. Poza tym, jeżeli porównamy tę koncepcję z przygotowaną ponad dziesięć lat temu, pod kierunkiem ówczesnej wiceminister edukacji Ireny Dzierzgowskiej, metodą badania jakości pracy szkół to dostrzeżemy istotne podobieństwa. Można wręcz stwierdzić, iż mamy do czynienia z modyfikacją tamtego rozwiązania, bardzo drogą modyfikacją, reklamowaną na dodatek jako rozwiązanie absolutnie nowatorskie. Trzeba dodać, iż lektura raportów będących efektem wprowadzenia nowego systemu wręcz narzuca porównanie z wcześniej przygotowywanymi raportami o pracy szkół; są one podobnie mało konkretne i podobnie mało przydatne do rzeczywistej analizy mocnych i słabych stron naszych szkół.
W tym kontekście nie można nie wspomnieć o braku powszechnie dostępnych raportów ilustrujących wyniki uzyskiwane przez naszych uczniów na egzaminach zewnętrznych, jak również ukazujących ich losy po ukończeniu szkoły. W bieżącym roku nie pojawił się żaden /powszechnie dostępny/ materiał analityczny poświęcony wynikom tegorocznej matury, i pewnie dlatego MEN ogłosiło, iż była ona kolejnym sukcesem. Wielce interesujące jest rozumienie przez ministerialnych urzędników sukcesu. Średni wynik z większości przedmiotów matematyczno – przyrodniczych był bowiem na poziomie poniżej 50% możliwych do zdobycia punktów. W rzeczywistości, jeżeli dokonamy rzetelnej analizy wyników maturalnych na tle stawianych uczniom niskich wymagań to otrzymujemy autentycznie dramatyczny obraz.
Tymczasem minister Hall nie próżnuje. Oto postanowiła, znowu wykorzystując środki unijne porównywalne z wydanymi na konstrukcję systemu oceny jakości pracy szkół, pokryć Polskę siecią Centrów Rozwoju /a właściwie Antyrozwoju/ Szkół. Mają one powstać w każdym powiecie i łączyć funkcje ośrodków doskonalenia nauczycieli, doradztwa metodycznego oraz poradnictwa psychologiczno – pedagogicznego. Już teraz można stwierdzić, iż będą to kolejne zmarnowane pieniądze, a nowe struktury na pewno nie pomogą w przezwyciężeniu poważnego kryzysu w jaki wpadła nasza oświata. Często obserwując marnowanie przez MEN pieniędzy unijnych mam wrażenie, iż dla polskiej oświaty byłoby lepiej, gdyby ich nie było. Ileż chybionych i szkodliwych pomysłów nie zostałoby wówczas zrealizowanych …
Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości