W środę Sejm RP debatował o katastrofie smoleńskiej i była to specyficzna debata, w której nie padły właściwie żadne odpowiedzi na istotne, konkretne pytania, jakie zostały sformułowane pod adresem rządu, pytania nurtujące myślących samodzielnie Polaków. Jednak niezwykłe było wystąpienie premiera Donalda Tuska, mające być odpowiedzią na poselskie pytania. Oto premier wystąpił w roli „zatroskanego” opiekuna, pytającego posłów opozycji: "dlaczego nie wierzycie w moje dobre intencje?”. Można było odnieść wrażenie, iż głównym celem wystąpienia Donalda Tuska było wyjaśnienie posłom, iż wszelkie błędy, jeżeli nawet zostały przez rząd popełnione, wynikały z dobrych, zacnych intencji. Równocześnie nie padły żadne konkretne przykłady rządowych błędów i zaniedbań. Być może premier chciał przekonać słuchaczy, iż wszystko co wydarzyło się po katastrofie to ciąg zdarzeń, na które nie mogliśmy mieć większego wpływu, gdyż przecież samolot rozbił się na rosyjskim terytorium, a czymże my jesteśmy wobec Federacji Rosyjskiej. Innymi słowy premier, podobnie zresztą jak prezydent Komorowski, nieustannie daje Polakom do zrozumienia, iżby nie zapomnieli, że Polska jest mała, a Rosja duża. Stąd też w wystąpieniu szefa rządu nieustannie powracał motyw troski o kontynuację procesu „pojednania” z Rosją, który mogłyby zaburzyć niegrzeczne polskie dzieci.
Premier zwracając się do posłów opozycji używał formuły "Wy”, a nie "Panie i Panowie” (czy też "Państwo”), co świadczy o jego bardzo specyficznym stosunku do innych ludzi i ma być może wytwarzać mniej oficjalną atmosferę, a jest zwyczajnie niegrzeczne i bardziej pasuje do piłkarskiego boiska niż do Parlamentu. Natomiast dobrze wpisuje się w przyjętą przez niego konwencję, zgodnie z którą on, zatroskany o naszą przyszłość nauczyciel, strofuje niesfornych i zapalczywych uczniów. Owi uczniowie to wszyscy domagający się partnerskich relacji z Rosją i podjęcia przez polskie władze trudu rzeczywistego wyjaśniania przyczyn katastrofy oraz zdecydowanej obrony godności obywateli Rzeczypospolitej, którzy w niej zginęli.
Można po debacie stwierdzić, iż obecne polskie władze uznają, że nadrzędne znaczenie ma unikanie jakichkolwiek sporów z Rosją, nawet w sytuacji, gdy Rosjanie prowadzą działania wprost ośmieszające i dezawuujące Polskę. Podobnie swoje zachowania w stosunku do poprzednika Federacji Rosyjskiej tłumaczyli rządzący peerelem komuniści, według nich także miarą naszego rozsądku miało być pogodzenie się z rosyjską dominacją. Dzisiaj z kolei ma to być ilustracja rozwagi naszych rządzących, którzy ukazują Europie, iż "w Warszawie zapanował spokój”. Owo "pojednanie” z Rosją to zresztą ma być znak firmowy polityki zagranicznej obecnego rządu i póki co nic nie jest w stanie rządzących skłonić do jej zrewidowania. W efekcie w sprawie wyjaśnienia przyczyn smoleńskiej tragedii Rosjanie zrobili co chcieli, a reakcje naszych władz na ich kłamstwa i oszczerstwa były nijakie i spóźnione. Wśród owych reakcji szczególne miejsce ma szansę zająć pomysł prezydenta Komorowskiego o wspólnych z Rosjanami obchodach rocznicy tragedii 10 kwietnia.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest niepodjęcie w środowej debacie w sposób zdecydowany kluczowej kwestii: "co stało się z samolotem po wydaniu przez dowódcę załogi śp. mjra Arkadiusza Protasiuka komendy odejścia”, a stało się to na regulaminowej wysokości 100 m. Piszę kluczowej, gdyż wiemy już teraz, że polska załoga zachowywała się w trakcie lotu prawidłowo i racjonalnie, a w związku z tym oczekiwałem, iż premier polskiego rządu w trakcie sejmowej debaty wyrazi żal z powodu wcześniejszych oskarżeń pilotów o spowodowanie katastrofy. Podobnie jak oczekiwałem przeprosin w związku z kalumniami kierowanymi pod adresem śp. gen. Andrzeja Błasika. Jednak premier nie zdobył się na to. W zamian raczył słuchaczy rozważaniami o roztropnym rządzie, który robi co może i kompletnie nierozsądnej opozycji, która mu w tym przeszkadza. W trakcie swego wystąpienia po raz kolejny szef rządu pragnął ukazać się Polakom w roli wręcz męża opatrznościowego. Czekałem, kiedy zacytuje margrabiego Wielopolskiego, iż "dla Polaków można czasami coś dobrego zrobić, ale z Polakami nigdy”. Tylko, że niestety w przeciwieństwie do naszych przodków z początku lat 60. XIX w. znaczna część mieszkańców współczesnej Rzeczypospolitej jest zaczarowana prorządową propagandą i być może dlatego takie zdanie nie padło, chociaż gdyby wstawić zamiast Polaków słowo „opozycja”, to mielibyśmy kwintesencję wystąpienia premiera. Można się zastanawiać, jakie jeszcze fakty dotyczące smoleńskiej katastrofy muszą zostać ujawnione, aby ci ludzie przejrzeli i opuścili szeregi partii "świętego spokoju i grilla”. Posmoleńskie wydarzenia ukazały nam bowiem największy dramat współczesnej Polski, czyli wielowymiarowe lenistwo obywatelskie ogromnej części naszych rodaków. Na tym właśnie zbudowany został sukces obecnie rządzących, którzy zawarli z Polakami umowę o wzajemnym niewymaganiu od siebie niczego, a spoiwem owej umowy ma być strach przed tymi, którzy jednak wymagaliby troski o stan polskich spraw. Bowiem współczesna Polska to kraj, w którym niestety nie dominuje kult samodzielnego krytycznego myślenia, zamiast niego mamy "myślenia” według narzucanych schematów. Obecnie widzimy wyraźnie skutki rozmaitych działań, które miały pozbawić Polaków szacunku i dumy z własnej historii i tradycji. W roli przewodników i wychowawców narodu pojawili się ludzie uważający, iż nadszedł czas na gruntowne przewartościowanie polskiego etosu. Było im tym łatwiej, iż Polakom nie udało się odtworzyć w pełni autentycznych elit, których pozbawili nas okupanci oraz komuniści.
W dziele kształtowania elit kluczowe znaczenie ma dobra szkoła, a właściwie odpowiednio przygotowany, będący prawdziwym przewodnikiem i wzorem dla swoich uczniów nauczyciel. Pomimo różnych prób podejmowanych w czasie III Niepodległości dotychczas nie udało się uczynić z edukacji rzeczywistego, a nie werbalnego polskiego priorytetu. W latach 90. ub. w. upowszechniono edukację na poziomie średnim i wyższym, następnym etapem działań miało być zadbanie o poprawę jakości kształcenia, w tym o poprawę pozycji nauczycieli (miały ulec zwiększeniu stawiane im wymagania z równoczesną zmianą zasad wynagradzania, w ramach których wreszcie premiowana byłaby skuteczna i efektywna praca). Niestety, do realizacji takich działań nie doszło, a minister Hall postanowiła uzyskać zgoła odwrotne efekty. Trzeba stwierdzić, iż jest w swoich działaniach bardzo konsekwentna. Wprowadzona przez nią podstawa programowa przyczyni się do regresu kształcenia (szczególnie w szkołach średnich), sukcesywnie obniżane są stawiane uczniom wymagania, a w tle odbywają się działania maskujące rzeczywisty poziom kształcenia i prawdziwe problemy naszych szkół. Grozi nam zwiększenie się liczby osób pozornie wykształconych, nie mających poczucia wartości własnej samodzielności. Być może to właśnie są wymarzeni słuchacze premiera Tuska, którzy będą zachwyceni, że zwraca się on do nich "bezpośrednio” i równocześnie nie mający ambicji podejmowania jakichkolwiek samodzielnych działań. To właśnie tacy ludzie dzisiaj zżymają się na osoby, które próbują skłonić ich do myślenia i wyciągania wniosków z ujawnianych faktów, i tak naprawdę to do nich mówił premier Tusk. Mam nadzieję, że chociaż niektórzy z nich zirytowani ględzeniem szefa rządu przeżyli moment olśnienia i poczuli więź z tymi, którzy zginęli pod Smoleńskiem.
Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości