Od wielu miesięcy nie ustają protesty dotyczące nowej koncepcji edukacji historycznej w polskich szkołach. Swoje zaniepokojenie wyrażają ludzie o bardzo różnej wrażliwości politycznej, apelując do minister Katarzyny Hall o przemyślenie owej koncepcji i weryfikację swoich pomysłów. Jednak wszelkie obywatelskie dezyderaty w tej kwestii odbijają się od muru pewności siebie szefowej MEN i jej współpracowników.
Ostatnio Ministerstwo Edukacji dało dwa spektakularne tego dowody. Oto w "Rzeczpospolitej" ukazał się tekst minister Hall, polemiczny w stosunku do fragmentu wcześniej opublikowanego w tym dzienniku tekstu dr Barbary Fedyszak-Radziejowskiej, a małopolski Komitet Ochrony Pamięci, Walk i Męczeństwa (KOPWiM) otrzymał z MEN odpowiedź, sygnowaną przez wiceminister K. Szumilas, na swoje wystąpienie o nieograniczanie w nowej podstawie programowej nauczania historii Polski. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z wręcz klasycznym zadowoleniem biurokratów z podejmowanych przez nich decyzji oraz wyrażaniem zdumienia, iż obywatele raczą tego nie dostrzegać. Czytając obydwa te teksty miałem wrażenie, iż urzędnicy ministerstwa edukacji traktują swoich oponentów jak mało rozgarnięte dzieci, które nie rozumieją ich światłych decyzji. W tekście dr Fedyszak-Radziejowskiej poświęconym Instytutowi Pamięci Narodowej nawiązanie do działań MEN zajmuje jeden akapit, a odpowiedź minister Hall to obszerny artykuł. Przy czym praktycznie nie ma w jego treści rzeczywistych odniesień do kwestii podniesionych przez szefową Kolegium IPN. Jest to bowiem list pouczający ją oraz myślących podobnie czytelników o wielkiej i niezauważanej pracy ekipy minister Hall. W swym tekście pracowicie wymienia ona szereg spektakularnych akcji (takich, jak chociażby Rok Historii Najnowszej) mających świadczyć o trosce MEN o kształt edukacji historycznej i poucza o wielkich zaletach skrócenia powszechnej edukacji historycznej młodych Polaków, która ma wg niej ma przyczynić się do ich lepszej znajomości historii najnowszej. Ma tak się stać dzięki temu, iż historia najnowsza pojawi się w programach nauczania w pierwszej klasie szkoły ponadgimnazjalnej i wg szefowej MEN jej nauczanie nie będzie zagrożone presją końcowych fragmentów edukacji gimnazjalnej, czy też finalnego kształcenia na poziomie szkoły średniej. W tym miejscu można by się z nią zgodzić, chociaż zdaje się ona dalej nie zauważać, iż istotny problem to inna percepcja ucznia klasy pierwszej szkoły średniej i osoby o dwa lata starszej. Jednak fundamentalny problem to brak powszechnego nauczania historii ojczystej w drugiej i trzeciej klasie szkoły średniej, gdyż proponowany uczniom z klas niehumanistycznych przedmiot "historia i społeczeństwo" to jedynie marny substytut historii, będzie on zresztą przedmiotem z kategorii uzupełniających.
Argumentacja używana przez minister Hall wskazuje, iż albo kompletnie nie rozumie ona potencjalnych skutków swoich działań, albo podejmuje je z pełną świadomością owych skutków, którymi będzie dalszy regres znajomości historii ojczystej wśród Polaków. W wielu krajach nauczanie historii ojczystej traktowane jest ze szczególną troską, gdyż jej rozumienie kreuje poczucie tożsamości narodowej. Poczucie, którego wielu mieszkańcom współczesnej Polski brakuje. Stąd też tak łatwo i bezkrytycznie przyjmują oni dowolne kłamstwa i oszczerstwa pod adresem naszych przodków. Dla wielu tzw. "młodych, wykształconych z dużych miast" postponowanie polskiej przeszłości to ulubione zajęcie, które ma świadczyć o ich wyzwoleniu z "krępujących pęt uciążliwej polskości". Niestety, chyba nie warto polecać im zapoznania się osobiście z wagą, jaką przykłada się do edukacji historycznej w różnych krajach cywilizacji Zachodu, gdyż najczęściej mają oni bardzo ograniczony krąg lektur, a ich sposób myślenia wyznaczają media głównego nurtu. Analizując działania ekipy minister Hall można dojść do wniosku, że tworzący ją ludzie również mogą być zaliczeni do tej kategorii mieszkańców Polski, na dodatek nie rozumiejących, że epizodyczne akcje nie zastąpią rzetelnej codziennej pracy i zamiast Roku Przedszkolaka czy Roku Historii Najnowszej zdecydowanie lepiej byłoby zapewnić stałą na wysokim poziomie edukację dla każdego młodego Polaka.
Tekst w "Rzeczpospolitej" mieli szansę przeczytać liczni czytelnicy tego dziennika, natomiast pismo wiceminister Szumilas trafiło jedynie do członków małopolskiego KOPWiM, a jest ono jeszcze bardziej wyrazistym sygnałem, jak obecna władza traktuje obywateli oraz ich dezyderaty. Oto zdecydowana większość treści pisma to biurokratyczny "wykład" nowej koncepcji kształcenia ogólnego, a rzeczywiste odniesienie się do pisma Komitetu zajmuje niewiele miejsca i jest klasycznym zbyciem jego autorów. Czytając ową odpowiedź można zrozumieć, jak obecna władza traktuje obywateli. Otóż zamiast traktować ich poważnie i zakładać, że jeżeli podejmują jakąś kwestię to zapoznali się z jej meritum, mamy do czynienia z założeniem, iż piszą oni do przedstawicieli rządu w przypływie nagłej chęci korespondencji z nimi. W efekcie w odpowiedzi mamy nie tyle rzetelne odniesienie się do przedstawionego problemu, ile pouczanie (bo nawet nie wyjaśnianie) obywateli z konkluzją "iż teraz dopiero będzie dobrze", a będzie dobrze, gdy obywatele nie będą władzy zawracać głowy swoimi niepokojami. Taki sposób myślenie jest bardzo odległy od kanonów demokratycznego państwa obywateli, a bliski kanonom państwa biurokratów. Oprócz tego pani Szumilas zdaje się nie rozumieć, iż przedmiot "historia i społeczeństwo" tylko częściowo związany jest z edukacją historyczną.
Zresztą małopolski KOPWiM, złożony z osób poważnie traktujących udział w nim, po raz drugi, w ciągu ostatnich tygodni, ma okazję przekonać się o arogancji obecnej władzy. Oto w styczniu spotkał się z nim dr hab. Andrzej Kunert, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, o którego odwołanie Komitet zwrócił się do ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego. Jednym z istotnych powodów, skłaniających większość członków Komitetu do podjęcia takiej uchwały było zachowanie sekretarza Kunerta w sprawie pomnika bolszewików w Ossowie. Jakież było zdumienie przybyłych na spotkanie członków Komitetu, a przynajmniej znacznej jego części, gdy dr Kunert zamiast próbować wyjaśnić nam swoje stanowisko rozpoczął połajankę pod naszym adresem, pragnąc wykazać nam niekompetencję. Komitet został potraktowany jak zbiór przypadkowych osób, podejmujących oburzające władzę uchwały. Mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której przedstawiciel administracji rządowej spotykając się obywatelskim gremium stawia owemu gremium ciężkie zarzuty zamiast wytłumaczyć się obywatelom z postawionych właśnie jemu zarzutów. Niektórzy z członków Komitetu mieli wrażenie, iż pan Kunert oczekiwał, iż wykażemy skruchę i wycofamy naszą uchwałę. Oczywiście tak się nie stało, ale zawierucha do jakiej doszło ukazała kolejny raz oblicze "władzy miłości". Przywołuję tę historię, gdyż za kilkanaście lat, jeżeli zostaną zrealizowane pomysły minister Hall, może się okazać, że żadne gremium obywatelskie nie zareaguje w podobny do nas sposób na tak oburzające wydarzenia, jak stawianie pomników najeźdźcom. Wówczas może ziścić się marzenie wielu nieprzychylnych Polsce środowisk i zdecydowana większość Polaków będzie obciążać się za wszystkie winy tego świata, a jakiś kolejny paszkwilant napisze o szalonych Polakach, którzy nie ustąpili Niemcom i Sowietom i wywołali II wojnę światową. Mam jednak ciągle nadzieję, że do tego nie dojdzie i prawda (również historyczna) nie będzie fałszowana w imię bieżących interesów politycznych.
Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości