Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
2258
BLOG

Specyficzna promocja szkolnictwa zawodowego przez MEN

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 25

 

Kierowane przez Katarzynę Hall Ministerstwo Edukacji Narodowej nie ustaje w zaskakiwaniu sposobami korzystania z unijnych funduszy dla oświaty. Mamy bowiem do czynienia z, delikatnie stwierdzając, niefrasobliwym korzystaniem z tych środków. Po najbardziej spektakularnych działaniach ekipy minister Hall w podejmowaniu kosztownych i wątpliwej wartości merytorycznej projektów, jakimi są: tworzenie i wdrażanie nowego systemu nadzoru pedagogicznego (koszt 80 mln zł) oraz program kreowania powiatowych centrów rozwoju szkół (koszt 700 mln zł), przyszedł czas na program "Szkoła zawodowa szkołą pozytywnego wyboru", który ma kosztować 20 mln zł. Przy czym pragnę zaznaczyć, że tego typu projekt jest akurat potrzebny i nawet przewidywany koszt mógłby nie dziwić, gdyby nie wejrzenie w jego szczegóły. Oto okazuje się wśród jego kosztów niebagatelną część (4 mln zł) stanowią wydatki planowane na konferencje i warsztaty dla ekspertów MEN, dyrektorów szkół i nauczycieli oraz rozmaite gadżety promocyjne (ich koszt to 500 tys. zł). W kosztach konferencji i warsztatów ogromny udział mają opłaty za noclegi i wynajem sal w luksusowych hotelach oraz część gastronomiczna. Mam wrażenie, iż część merytoryczna konferencji i warsztatów (przynajmniej w wymiarze organizacyjnym) ma zdecydowanie mniejsze znaczenie dla autorów projektu. W jego ramach już prowadzone są badania na temat stanu szkolnictwa zawodowego w Polsce, ma zostać przeprowadzony konkurs dla szkół zawodowych "Lider szkolnictwa zawodowego" (koszt nagród 1,6 mln zł) oraz planowana jest szeroka akcja promocyjno-informacyjna dla rodziców i uczniów gimnazjów, ukazująca im perspektywy, jakie stwarza edukacja zawodowa. Tak na marginesie rzeczywista przydatność planowanych konferencji i warsztatów dla dyrektorów szkół i nauczycieli jest - na podstawie wyrażanych przez nich opinii - znikoma.

Warto zauważyć, iż na nagrody dla 48 wyróżniających się szkół zawodowych (mają one otrzymać nowoczesny sprzęt i pomoce dydaktyczne) zaplanowano 1,6 mln zł, a na konferencje, warsztaty i bankiety – 4 mln zł. Poza tym liczba planowanych do doposażenia w sprzęt placówek stanowi mikroskopijny ułamek działających w Polsce szkół zawodowych. Szczególna troska organizatorów tego przedsięwzięcia o jego konferencyjno-warsztatowo-bankietową część jest charakterystyczna także dla przywoływanych już przeze mnie na początku tego tekstu programów. Zresztą "gadżetowanie" unijnych projektów to smakowity temat dla satyryków. Sądzę, że warto byłoby policzyć koszt pozamerytorycznej części realizowanych w Polsce unijnych projektów, gdyż skala marnotrawstwa jest przerażająca. Wszystkie te konferencje i warsztaty mogłyby się odbywać w zdecydowanie skromniejszych warunkach; można by np. korzystać z bazy placówek oświatowych, które dzięki temu poprawiłyby także swoje budżety.

Muszę także podzielić się smutną refleksją, iż waga, jaką przykładają osoby odpowiedzialne za realizację programów unijnych do ich pozamerytorycznej części kojarzy się z zachowaniami tubylców kolonii, mających szansę zakosztowania warunków życia kolonizatorów. Poza tym to wszystko jest także efektem rozliczania rozmaitych urzędów nie z efektywności realizowanych projektów, ale z szybkości wydawania pieniędzy. W efekcie mamy to, co mamy, czyli festiwal lekkomyślności i rozrzutności. Można przewidzieć, iż po wielu unijnych projektach pozostaną tylko nikomu niepotrzebne gadżety. W czasach, gdy powinniśmy szczególnie dokładnie analizować, jak i na co wydajemy publiczne pieniądze, ma miejsce ów zdumiewający proceder szastania środkami unijnymi. Zresztą urzędnicy MEN na zarzuty, iż ich projekty są zbyt drogie odpowiadają często, że przecież finansują je ze środków unijnych, a tych mają pod dostatkiem. W każdym dobrze zorganizowanym kraju osoba pełniąca funkcję publiczną, która pozwoliłaby sobie na tego typu komentarz, natychmiast zostałaby zwolniona, a u nas nikomu przysłowiowy włos nie spada z głowy. Być może jeszcze takie osoby są wyróżniane, gdyż wydają szybko i dużo.

Kwestie związane ze szkolnictwem zawodowym powinny stać się bardzo ważnymi elementami polityki edukacyjnej MEN. Jednak szkolnictwo to potrzebuje zupełnie innych działań niż planowane przez urzędników aktualnie pracujących na Szucha. Po pierwsze potrzebne jest przygotowanie i wprowadzenie w życie elastycznej formuły działania szkoły zawodowej, tak aby uzyskała ona reaktywność na potrzeby rynku pracy. Obecnie mamy do czynienia z sytuacją, w której statyczny, biurokratyczny model szkoły zawodowej zderza się rynkowym otoczeniem gospodarczym. Po drugie, szkolnictwo zawodowe wymaga doposażenia w sprzęt oraz pomocy w budowaniu adekwatnej do potrzeb współczesności formuły kształcenia praktycznego. Tymczasem w projekcie MEN-u trudno doszukać się wyraźnie sformułowanych uwag na ten temat, a nowy model szkoły zawodowej chyba w ogóle jego autorom nie przyszedł do głowy.

W tym samym czasie, gdy polskie ministerstwo edukacji ogłasza projekt "Szkoła zawodowa szkołą pozytywnego wyboru", nasi zachodni sąsiedzi zapraszają do swoich szkół zawodowych naszych uczniów oferując im warunki kształcenia, wsparcie materialne oraz perspektywy pracy zdecydowanie przewyższające to, co mogą oni znaleźć w Polsce. Trzeba zauważyć, że reakcja przedstawicieli polskiego ministerstwa edukacji na niemiecki projekt była typowa dla tej ekipy, czyli "to nie jest nasza sprawa". Czyżby rzeczywiście nie powinni się oni tym zainteresować? Bardzo to przypomina reakcję ludzi Katarzyny Hall na problem likwidacji szkół, co skłania do zadawania pytania "po co nam takie ministerstwo edukacji?". Niemcy, realizując swój projekt, również korzystają ze środków unijnych, ale wydają je w sposób rozsądny, gdyż promują swoje szkoły zawodowe ukazując potencjalnym uczniom realne korzyści. Już teraz można przewidzieć, iż wielu młodych ludzi mając do wyboru niemiecką szkołę zawodową oferującą naukę w warunkach odpowiadających wyzwaniom współczesnego rynku pracy oraz zapewniającą młodym ludziom wynagrodzenie za praktyczną naukę zawodu, na poziomie w Polsce nieosiągalnym, a także stwarzając im znakomite perspektywy na podjęcie pracy po ukończeniu nauki oraz polską szkołę,wybierze niemiecką ofertę. Nie sądzę bowiem, iżby planowana przez MEN akcja promocyjna szkolnictwa zawodowego mogła zniwelować niemieckie twarde konkrety.  

Porównanie filozofii działania ludzi odpowiedzialnych za niemiecką i polska edukację ukazuje fundamentalne różnice. Oto po niemieckiej stronie mamy działania dobrze przemyślane, w których wydane pieniądze zwrócą się wielokrotnie, a po polskiej tylko wydawanie pieniędzy. Niemcy będą mieli w efekcie dobrze wykształconych młodych specjalistów, a my gadżety oraz wspomnienia uczestników konferencji i warsztatów, przy czym nie będą to wcale wspomnienia dotyczące ich merytorycznej części. Poza tym po zrealizowaniu projektu "Szkoła zawodowa szkołą pozytywnego wyboru" specjalnie nie zmieni się sytuacja naszego szkolnictwa zawodowego. Szkoda, że urzędnicy MEN-u nie korzystają z już dostępnych badań na temat stanu kształcenia zawodowego, z których wynika m.in., że absolwenci naszych szkół zawodowych są bardzo słabo przygotowani do wejścia na rynek pracy, co jest efektem kłopotów z zapewnieniem im odpowiedniego praktycznego kształcenia zawodowego. Równocześnie mogliby zrobić dokładnie to co ich niemieccy koledzy i uzyskaliby zdecydowanie lepsze efekty. Dlaczego nie chcą tego uczynić?

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości