Rząd Donalda Tuska osiągnął mistrzostwo w sztuce odwracania uwagi obywateli od rzeczywistych, poważnych problemów Rzeczypospolitej. Można wręcz stwierdzić, iż ten bardzo słaby rząd w tej jednej dziedzinie radzi sobie świetnie. Niebywale pomaga mu w tym silne wsparcie mediów tzw. głównego nurtu, które zachowują się w sposób bardzo przypominający medialny świat peerelu, a także swoiste uśpienie znacznej części mieszkańców Rzeczypospolitej. Tydzień temu pisałem o "zasłonowych" działaniach Ministerstwa Edukacji Narodowej, jednak to tylko drobny fragment owej strategii obecnie rządzących. Od kilkunastu dni obserwujemy wzmocnienie takich działań ze strony rządu i jego miłośników. Jak sądzę z dwóch głównie powodów: coraz bardziej komplikuje się sytuacja naszych finansów publicznych i generalnie naszej gospodarki oraz zbliża się rocznica smoleńskiej tragedii. Rozważanie obydwu tych kwestii wręcz narzuca pytanie o stan polskiego państwa, a właśnie rzetelnych analiz skoncentrowanych wokół tego pytania obóz rządowy bardzo nie lubi z dość prostej przyczyny: oto wnioski, jakie z nich wypływają nie są dla niego korzystne. W jakimkolwiek bowiem kierunku nie popatrzymy to dostrzeżemy narastające problemy i kłopoty oraz równoczesną specyficzną beztroskę rządzących.
Jej wyrazem jest m.in. bezrefleksyjne wprowadzenie Polski do paktu euro plus, co może mieć opłakane skutki dla naszej gospodarki, jeżeli np. dojdzie do ujednolicania stawek podatku CIT pomiędzy krajami w nim uczestniczącymi to można się spodziewać, że zostanie on u nas podwyższony, a nie obniżony, gdyż wyraźnie wyższe stawki mają najwięksi unijni gracze. Podwyższenie tego podatku będzie miało zabójczy skutek dla naszych firm, dramatycznie osłabiając je w konkurencji z firmami z innych krajów. Warto przywołać państwa, które do paktu nie weszły, gdyż wejrzenie w ich motywacje jej bardzo pouczające i ukazuje fundamentalną różnicę pomiędzy sposobem myślenia ich przywódców a działaniami naszego rządu. Do paktu nie przystąpiły: Wielka Brytania, Szwecja, Węgry oraz Czechy, czyli dwa kraje z kręgu tzw. starej Unii oraz dwa o podobnym do nas unijnym stażu i podobnej najnowszej historii. Każde z tych państw (Węgry od momentu objęcia władzy przez ekipę Viktora Orbana), niezależnie od ich potencjału, prowadzi ostrożną i rozważną politykę integracyjną, nade wszystko pamiętając o własnym interesie. Zresztą wielka szkoda, że w naszej polityce zagranicznej euroentuzjazm, przeradzający się w euronaiwność, wyraźnie przeważa nad eurorozsądkiem. Zresztą naiwność staje się znakiem firmowym polityki zagranicznej obecnego rządu. Skutki tego obserwujemy właściwie na każdym kroku. W warstwie werbalnej słyszymy o znakomitych stosunkach Polski, szczególnie z największymi sąsiadami, tymczasem rzeczywistość skrzeczy.
Najbardziej skrzeczy w relacjach polsko-rosyjskich, chociaż nieustannie jesteśmy przekonywani o mądrości polityków rządzącej koalicji, którzy "jednają" nas z Rosją. Tyle tylko, że nie widzą (a może to skutek ich naiwności), że korzyści z tej polityki ma tylko i wyłącznie Rosja, konsekwentnie i skutecznie odzyskująca wpływy na obszarze dawnego Związku Sowieckiego i badająca na ile może sobie pozwolić w stosunku do państw, które przed 1990 r. były poddane jego dominacji. W tych działaniach szczególne miejsce zajmuje Polska, można stwierdzić, że "od zawsze" stojąca na drodze rosyjskich hegemonistycznych dążeń. Ów test w stosunku do Polski został wzmocniony po smoleńskiej tragedii, gdy zabrakło prezydenta Lecha Kaczyńskiego, będącego autentycznym liderem działań kreujących współpracę krajów wcześniej podporządkowanych sowieckiej dominacji. Dowodów na szczególną spolegliwość obecnego rządu wobec Rosji mamy aż nadto, od nieszczęsnej umowy gazowej poczynając /z horrendalnymi cenami gazu/ poprzez plany sprzedaży akcji Lotosu Rosjanom, a na śledztwie smoleńskim kończąc. Chociaż w tej ostatniej kwestii premier wreszcie zauważył, że Rosjanie jednak są częściowo winni. Trzeba mieć nadzieję, że nie jest to podyktowane li tylko pragnieniem rozładowania nastrojów związanych z rocznicą tragedii. Nastrojów wzmacnianych przez stosunek rosyjskich władz do rzetelnego wyjaśnienia jej przyczyn. Zamiast bowiem rzetelności w ich postępowaniu mamy festiwal kłamstw.
O kwestiach wspominanych przeze mnie w tym tekście niewiele się pisze i mówi w głównym nurcie medialnym, ale za to od kilku dni "cała Polska" rozważa słowa lidera opozycji Jarosława Kaczyńskiego o śląskości, zawarte w jego raporcie o stanie państwa. Raporcie, w którym podjęta jest próba generalnej diagnozy stanu polskich spraw, raporcie, który winien stanowić dla zwolenników koalicji i jej polityków wstęp do podjęcia z opozycją poważnej rozmowy o stanie państwa. Tymczasem z raportu wyciągnięto, wyrywając je z kontekstu, jedno zdanie i zaczęła się klasyczna propagandowa "jazda", która ma momentami groteskowy wymiar, gdy rozmaici celebryci spoza Śląska oświadczają, że teraz to oni będą także deklarować w spisie powszechnym narodowość śląską. Nagle okazało się, że największym polskim problemem są słowa Jarosława Kaczyńskiego, na którym nieustannie koncentruje się zainteresowanie środowisk rządowych. Można tylko pomarzyć, aby ludzie je tworzący z równą pasją do tej, która towarzyszy im w analizach zachowań Jarosława Kaczyńskiego, zajęli się rzeczywistymi polskimi problemami.
Nie można nie zauważyć, że odnosząc się do sytuacji na Górnym Śląsku i działań Ruchu Autonomii Śląska, prezes PiS-u dotknął istotnego problemu, którego także zdają się nie dostrzegać politycy rządzącej koalicji, którzy - w imię doraźnych interesów, przemieszanych być może z naiwnością - dopuścili RAŚ do władzy w Samorządzie Województwa Śląskiego. Tymczasem warto uważnie śledzić wypowiedzi liderów tego Ruchu, gdyż wówczas można łatwo zorientować się, że są oni bardzo odlegli od szacunku dla polskiej tradycji i polskiego państwa oraz obce są im idee, za które ginęli powstańcy śląscy i które przez całe życie realizował autentyczny lider Polskich Ślązaków - Wojciech Korfanty. Tak na marginesie tej kwestii trzeba zauważyć, iż niedawno sejmowa większość uniemożliwiła przyjęcie projektu uchwały upamiętniającej 90. lecie III Powstania Śląskiego, co praktycznie nie zostało odnotowane w mediach. Wojciech Korfanty prowadził Ślązaków do polskości, tymczasem RAŚ pragnie ją odrzucić i może dlatego znajduje zrozumienie tych, którzy przy różnych okazjach lubują się rozważać, jakim balastem jest ona dla nich. Mam wrażenie, że wszystkie kwestie o których piszę łączy ów fundamentalny problem, jakim jest odpowiedź na pytanie: "czym jest dla mnie polskość?". Dla ludzi, dla których jest ona ważna, istotna jest siła polskiego państwa, zarówno wewnętrzna, jak też zewnętrzna, i tych mieszkańców Polski nie można zaliczyć do uśpionych, czy też zgrillowanych Polaków. To właśnie oni nie godzą się na wchłanianie propagandowej medialnej papki, ale poszukują samodzielnie odpowiedzi na ważne dla Polaków pytania. Z okazji smoleńskiej rocznicy usłyszą pewnie, iż cały świat przesłania im ta jedna sprawa, "a przecież nie można żyć na cmentarzu". Zresztą, gdy podejmują inne niewygodne dla rządu kwestie, to są traktowani jako wręcz zagrożenie dla państwa. Doszliśmy bowiem do takiego stanu (tutaj znowu przypomina się peerel), w którym władza pragnie decydować o czym można rozmawiać i jak można ją krytykować (dopuszczalna jest tylko przysłowiowa konstruktywna krytyka).
Warto już teraz formułującym takie tezy odpowiedzieć: "nie chcemy żyć na cmentarzu, ale pragniemy poznać PRAWDĘ o smoleńskiej tragedii, jak też uważamy, że wszystkim naszym rodakom, którzy ponieśli śmierć pod Smoleńskiem winni jesteśmy pamięć i szacunek". Poza tym trudno nie czuć zażenowania, gdy słyszymy o upamiętnianiu prezydenta Lecha Kaczyńskiego w różnych krajach, a w Polsce trwają wokół tej kwestii żenujące dyskusje. Może znowu warto byłoby polecić ich inicjatorom (nie brak wśród nich osób legitymujących się historycznym wykształceniem) podjęcie refleksji nad naszymi dziejami najnowszymi. Nie tak dawno komuniści próbowali pisać polską historię na nowo, ale Polacy zachowali pamięć o swoich wyklętych przez ówczesną władzę bohaterach i podobnie będzie tym razem, gdyż ciągle są ludzie dla których, parafrazując słowa Józefa Mackiewicza - "Prawda jest najważniejsza".
Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości