Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
2027
BLOG

Pedagogika strachu

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 35

Dobiega końca kadencja obecnego Parlamentu i rządu Donalda Tuska, stopniowo rozkręca się, wprawdzie jeszcze nieoficjalnie, kampania wyborcza. Już teraz można postawić tezę, iż będzie ona pogłębieniem trwającego od kilku lat w Polsce zjawiska straszenia obywateli. Większość naszych polityków osiąga bowiem mistrzostwo nie tyle w prezentowaniu własnych sukcesów (zresztą z ich uzyskiwaniem mają spore kłopoty), ile w ukazywaniu zagrożeń, jakie stanowi dla państwa i jego obywateli konkurencja polityczna. W efekcie nie mamy w Polsce autentycznego sporu wokół istotnych kwestii, ale nieustanne analizowanie kompletnie marginalnych problemów, zanurzonych najczęściej w czyhających jakoby na obywatela strasznych zagrożeniach. W tej grze w straszenie zdecydowanie prowadzi obecna władza i ludzie z nią związani. Oto praktycznie w każdej kwestii dotyczącej aktualnych problemów pojawia się stwierdzenie, iż ich źródła tkwią w latach 2005-2007, a niezależnie od tego sugestia, że wprawdzie ci, którzy teraz rządzą nie są doskonali, ale za rogiem czają się "oni, straszni i głodni władzy kaczyści". Innymi słowy obywatele mają zapamiętać, że jeżeli nie poprą ekipy obecnej władzy w najbliższych wyborach, to nastąpi jakiś kataklizm, w którym szczególne miejsce zajmie "duszna atmosfera" i niechęć zagranicznych polityków i dziennikarzy. Praktycznie przy każdej okazji mamy kontrapunktowanie aktualnych wydarzeń i problemów odniesieniami do PiS-u i jego lidera. Związani z obozem władzy publicyści nie przestają pisać o jego wręcz totalitarnych zapędach. Śledząc publicystykę mainstreamowych mediów można zauważyć, iż analizy zachowań Jarosława Kaczyńskiego dominują nad analizami istotnych dla państwa i obywateli kwestii. Cel tych działań jest oczywisty: wyborca ma już nie tyle miłować partię miłości i jej liderów, co być jej wierny ze strachu przed tym okropnym, "obciachowym" Kaczyńskim. Równocześnie w mediach trwa w najlepsze festiwal propagandowy sławiący władzę i tłumaczący jej "potknięcia", z czytelnym przesłaniem, iż to być może nie jest władza wymarzona, ale realnie jedyna możliwa. Wszystko to musi ludziom pamiętającym peerel przypominać tony tamtej propagandy. Ona również starała się obywateli skierować w nurty prywatności, strasząc "siłami antysocjalistycznymi" i rozmaitymi zewnętrznymi zagrożeniami. Wówczas mieliśmy "małą stabilizację" i "budowanie drugiej Polski", a dzisiaj mamy "zieloną wyspę" i zachęty do grillowania oraz zadowolenia, że z kranów płynie ciepła woda. Tylko produkty grillowe i przysłowiowa ciepła woda są coraz droższe, ale przecież możemy usłyszeć, że to wina poprzedniego rządu. To zresztą swoisty fenomen, iż po czterech latach rządzenia ekipy Donalda Tuska niezorientowany w polskich realiach zagraniczny czytelnik polskiej prasy głównego nurtu, mógłby dojść do wniosku, że prawdziwą władzę ma w Polsce Jarosław Kaczyński, a Zbigniew Ziobro wysyła o świcie ABW do internauty, prowadzącego niechętny prezydentowi Komorowskiemu portal.

Zresztą techniki rządzenia ekipy Donalda Tuska dobrze ukazuje zamiar zredukowania zatrudnienia w administracji do poziomu z końca roku 2007, czyli najpierw pod egidą obecnej koalicji doszło do wzrostu tego zatrudnienia, następnie zostanie ono zmniejszone, a na końcu usłyszymy o wielkich sukcesach rządu w walce z biurokracją w trosce o stan finansów publicznych. Tymczasem mamy do czynienia z klasycznym socjalistycznym zachowaniem rządu (pięknie opisywał to Stefan Kisielewski analizując peerelowską rzeczywistość), który najpierw wygenerował problem, a następnie będzie go rozwiązywał. Takich działań mamy bez liku, ale jakoś nasi dzieli pracownicy mediów głównego nurtu nie potrafią ich zauważyć. Po wizycie prezydenta Obamy mamy masę rozmaitych opisów o bardzo powierzchownym charakterze, bez podjęcia wysiłku związanego ze zrozumieniem istotnego jej celu i ewentualnych korzyści dla Polski. Niezwykle interesujące byłyby informacje dotyczące polsko-amerykańskiej współpracy związanej z wydobywaniem naszego gazu łupkowego. Tymczasem otrzymujemy rozważania osnute wokół wizyty Jarosława Kaczyńskiego w Pałacu Prezydenckim na spotkaniu z prezydentem USA i jego przywitania się z prezydentem Komorowskim ("podali sobie dłonie..."). Tak na marginesie można zauważyć, iż straszący liderem opozycji chyba nie zauważyli, iż w ten sposób strzelili sobie w stopę.

Polskie problemy muszą wreszcie zostać podjęte przez ludzi, którzy będą do tego dobrze przygotowani i nie będą kierować się rozmaitymi fobiami, ale dobrze rozumianą polską racją stanu. Potrzeba nam polityków w typie węgierskiego premiera Viktora Orbana, który doskonale definiuje i realizuje węgierską rację stanu. W czasie, gdy nasi politycy zawarli wieloletnią umowę z Gazpromem na zakup przez nas rosyjskiego gazu po wygórowanych cenach i w ilości przekraczającej nasze potrzeby, bez możliwości sprzedania jego nadwyżek innym państwom oraz gdy rozważana jest sprzedaż akcji Lotosu Rosjanom, Węgrzy doprowadzili od wykupienia od Rosjan akcji swojej firmy paliwowej MOL. Polska ma potężne kłopoty z narastającym błyskawicznie zadłużeniem sektora finansów publicznych, a tymczasem w trakcie negocjacji z Gazpromem zrezygnowano z odzyskania sporego długu (1,2 mld zł) tej firmy. Minister obrony z kolei dokonał zakupu samolotu bezzałogowego, kompletnie nieprzydatnego naszej armii, a ostatnio kupujemy składy szybkiego pociągu Pendolino, który i tak nie będzie mógł wykorzystać swoich możliwości wobec fatalnego stanu naszej infrastruktury kolejowej. A gwoździem do trumny naszych finansów publicznych będą budowane w związku z EURO’2012 stadiony, jak również organizacja tej imprezy. Zresztą obserwując owe budowy można mieć spore wątpliwości, czy do klapy tego przedsięwzięcia nie dojdzie zanim ono się rozpocznie. Poza wszystkim można się zadumać, po co budujemy stadiony, jeżeli następnie mogą one być zamykane w obawie, aby kibice nie wywieszali niemiłych dla władzy haseł.

Liczbę "osiągnięć" obecnego rządu można długo kontynuować. Jednak szczególnie groźne dla naszej przyszłości są kwestie edukacyjne. Niestety one już tradycyjnie są poza obszarem zainteresowań większości naszych dziennikarzy i obywateli. Tymczasem tutaj kwitnie już absolutna propaganda sukcesu, kompletnie oderwana od realiów, w czym pomagają tworzone kosztem 80 mln zł narzędzia oceny jakości pracy szkół, będące faktycznie narzędziami zamazywania ich rzeczywistego stanu. Głównym elementem działań ludzi odpowiedzialnych za polską edukację jest obniżanie poziomu kształcenia. W tej materii trzeba wspomnieć o ogromnych zagrożeniach, jakie niesie obniżenie wieku rozpoczynania obowiązkowej edukacji przez nasze dzieci oraz wprowadzana do polskich szkół od 01.09.2009 r. podstawa programowa, która demoluje nasz kanon kształcenia ogólnego od edukacji wczesnoszkolnej do matury. Tymczasem o tych zagrożeniach cicho w przestrzeni medialnej, a protestujący przeciwko wcześniejszemu obowiązkowi edukacyjnemu rodzice traktowani są jako ludzie nie rozumiejący wyzwań "nowoczesności". Zresztą nasza obecna władza zaczyna powoli wchodzić w koleiny przykrywania istotnych problemów wywoływaniem konfliktów obyczajowych, co zapoczątkował premier swoimi uwagami o możliwej legalizacji związków osób tej samej płci. Tutaj znowu w roli wsteczników ustawiona zostanie pisowska opozycja i zamiast debaty o finansach publicznych, stanie państwa, edukacji, ochronie zdrowia czy dramatycznej sytuacji demograficznej, będziemy mieli awantury wokół kwestii nieistotnej dla państwa i jego obywateli. Ale jak sądzę to dla premiera Tuska przed wyborami wydaje się być wygodna sytuacja. Jednak powinien on zauważyć, iż w ten sposób prowadził swoją politykę hiszpański premier Zapatero i aktualnie Hiszpania znalazła się w centrum potężnego kryzysu, o którym nasze media dość powściągliwie informują. Ten kryzys pokazuje bowiem, iż od poważnych problemów nie da się uciekać w nieskończoność, serwując obywatelom w zamian rozmaite pseudoproblemy i strasząc wyimaginowanymi zagrożeniami. Dzisiaj w Polsce prawdziwe zagrożenia są widoczne dla każdego samodzielnie myślącego człowieka i wiążą się z coraz gorszym stanem polskiego państwa, praktycznie w każdym jego wymiarze. Czas kampanii wyborczej to będzie swoista próba dojrzałości obywatelskiej Polaków, swoiste referendum, które ukaże ilu mamy polityków potrafiących rozmawiać o państwie i jego problemach, a nie o sobie nawzajem i ilu mamy obywateli, którzy dokonają wyboru opartego o realne przesłanki.

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (35)

Inne tematy w dziale Rozmaitości