Od tygodnia pojawiają się w mediach komentarze na temat słabych wyników tegorocznej matury. Wśród nich nie brakuje opinii mocno kontrowersyjnych. Mogliśmy przeczytać m.in. o propozycji likwidacji egzaminu maturalnego, zniesienia progu zdawalności czy też obarczeniu za maturalne niepowodzenia uczniów autorów zadań maturalnych. Nie zabrakło również głosów kwestionujących obecność wśród przedmiotów obowiązkowo zdawanych matematyki ("tej strasznej matematyki"), a także propozycji rezygnacji z zewnętrznego egzaminu i powrotu do poprzedniej jego formuły. Natomiast jedynie marginalnie pojawiły się próby podjęcia rozmowy o przyczynach niskich wyników tegorocznej matury. Można sformułować tezę, iż większość pomaturalnych komentarzy utrzymana jest w nurcie "ucieczki od problemu" i jest klasyczną próbą zniszczenia narzędzia pomiarowego pokazującego niemiłe wyniki. W tym duchu zadziała zresztą minister edukacji Katarzyna Hall dokonując zmiany na stanowisku dyrektora Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Warto zauważyć, iż powołała na to stanowisko nie osobę zajmującą się dotychczas diagnostyką edukacyjną, czy generalnie badaniami edukacyjnymi, co było od sześciu lat pewną zasadą, ale dotychczasowego kuratora oświaty ze Szczecina. Innymi słowy można sądzić, iż pani minister pragnie mieć na tym stanowisku osobę, która będzie bardziej skłonna do zgodnych z oczekiwaniami polityków działań. Jakiś czas temu minister Hall stwierdziła, że potrzebuje edukacyjnego wojska, czyżby właśnie zaczęła go tworzyć?
Z zachowań ministerialnych urzędników można wnosić, iż uważają oni, że przyczyną słabych wyników były za trudne zadania egzaminacyjne, szczególnie z matematyki. Tymczasem tegoroczne zadania maturalne z matematyki mogą się jawić jako zbyt trudne jedynie na tle zadań ubiegłorocznych, ale te ostatnie były pewnego rodzaju żartem z maturalnych wymagań i miały poziom trudności gimnazjalnej. Generalnie tegoroczna matura oparta była na zadaniach o przyzwoitym poziomie wymagań i jeżeli nałożymy na to niski (30%) próg zdawalności, to otrzymujemy rzeczywisty obraz marnej jakości wykształcenia osób kończących polskie szkoły średnie. Tak na marginesie, w tym roku słabe wyniki były nie tylko na maturze, ale także na pozostałych zewnętrznych egzaminach. I nie jest to żaden przypadek tylko ujawniający się skutek działań osób odpowiedzialnych za polską edukację w ostatnich latach, których strategię działań można określić jako stopniowe obniżanie wymagań i zamazywanie rzeczywistego stanu polskiej edukacji. W tych działaniach szczególne wyróżnia się ekipa minister Hall. To właśnie z jej inicjatywy umożliwiono promocję uczniów z ocenami niedostatecznymi w szkołach średnich i wprowadzono nową podstawę programową, która całkowicie zdemoluje polski system kształcenia ogólnego. Równocześnie w każdym swoim wystąpieniu minister Hall prezentuje znakomite samopoczucie i podkreśla sukcesy swojej ekipy. Tymczasem wyniki egzaminów zewnętrznych pokazują coraz wyraźniej owe "sukcesy". Już dzisiaj można przewidywać, iż szczególnie słabo mogą zaprezentować się na maturze uczniowie, którzy ukończą licea ogólnokształcące w 2015 r., gdyż będą to młodzi ludzie, którzy od gimnazjum kształceni są w oparciu o nową podstawę programową. Być może dlatego w prorządowych mediach pojawiają się pomysły likwidacji matury. Nie będzie matury, nie będzie tegorocznego problemu, a żołnierze MEN przygotują raporty o pracy szkół na bazie koncepcji minister Hall, z których będzie wynikało, iż mamy najlepszą oświatę na świecie. W tych raportach szczególne miejsce zajmie atmosfera w szkole, naturalnie bezstresowej. I tylko po jej ukończeniu młodzi ludzie przeżyją szok kontaktu z pełną stresu codziennością. Oczywiście można także utrzymać maturę i otrzymywać zafałszowany obraz jakości kształcenia, wystarczy tylko w odpowiedni sposób konstruować zadania egzaminacyjne i wydaje się, iż w tym kierunku będą zmierzały działania osób z kręgu minister Hall.
W Polsce mamy do czynienia z poważnym kryzysem jakości kształcenia. Niestety bezrefleksyjne umasowienie kształcenia na poziomie średnim i wyższym zaczyna przynosić dramatyczne skutki. Oto na uczelniach pojawia się coraz więcej osób kompletnie nieprzygotowanych do studiowania i zainteresowanych jedynie zdobyciem formalnego potwierdzenia ukończenia studiów. Polska przoduje w światowych statystykach edukacyjnych, ilustrujących upowszechnienie kształcenia, ale zdecydowanie gorzej prezentuje się we wszelakich rankingach ukazujących rzeczywiste umiejętności młodych Polaków. Zresztą kilkanaście dni temu przemknęła przez media informacja o bardzo słabych wynikach naszych uczniów w przeprowadzonych przez OECD, w ramach projektu PISA, badaniach umiejętności poszukiwania informacji w Internecie. Tymczasem otrzymaliśmy kolejny sygnał o słabym przygotowywaniu młodych Polaków do życia w społeczeństwie informacyjnym i jeszcze jeden dowód na ich niską kreatywność. To niestety jest naturalny skutek budowania systemu edukacyjnego o obniżonych wymaganiach, z niebywale schematycznym systemem sprawdzania wiedzy. Można odnieść wrażenie, że celem działań osób odpowiedzialnych za polską oświatę jest budowanie szkół kształtujących postawy osób niesamodzielnych intelektualnie, będących jedynie sprawnymi wykonawcami poleceń. Stąd też nauczyciele nie powinni za wiele wymagać, gdyż to mogłoby zestresować ich uczniów, a ci z kolei nie muszą np. czytać całych powieści tylko ich fragmenty, gdyż wg ministerialnych urzędników wystarczy, żeby "poczuli atmosferę dzieła", a poza tym "przecież i tak niechętnie czytają". Innymi słowy mamy do czynienia z kreowaniem szkoły, w której ma stopniowo zaniknąć stawianie uczniom jakichkolwiek poważnych wyzwań. W efekcie grozi nam autentyczna zapaść cywilizacyjna, gdyż taka filozofia kształcenia i wychowania zapełni Polskę rzeszą „przeżuwaczy” medialnej papki, łatwych do epatowania rozmaitymi błyskotkami tzw. nowoczesności, szczególnie obyczajowej, a generalnie dystansujących się od życia publicznego i skoncentrowanych jedynie na konsumowaniu ("grillowaniu"). Stąd też powracająca niechęć do matematyki, wymagającej systematycznej, rzetelnej pracy i samodzielnego myślenia.
Nie można, nie zauważyć, iż działania minister Hall niezbyt interesują szeroką publiczność. W naszej przestrzeni medialnej pojawiają się jedynie okazjonalnie, ostatnio przy okazji protestów rodziców przeciwko wcześniejszemu rozpoczynaniu przez dzieci obowiązku edukacyjnego, czy też w związku z wynikami matur. Równocześnie niewiele osób zdaje sobie sprawę ze skutków wprowadzenia do szkół nowej podstawy programowej. Tymczasem kadencja obecnej minister edukacji może mieć dla naszej przyszłości dramatyczne skutki, gdyż postanowiła ona gruntownie przekształcić polski system oświatowy, podejmując jednak działania delikatnie stwierdzając mocno kontrowersyjne. Dość symptomatyczne jest także, iż pomimo, że wśród ministrów rządu Donalda Tuska wyróżnia się ona aktywnością i skutecznością w przeprowadzaniu swoich pomysłów, to pozostaje w ich medialnym cieniu, z którego najczęściej wychodzi poprzez organizowane przez siebie propagandowe przedstawienia, takie jak chociażby zorganizowany na początku czerwca za spore publiczne pieniądze Kongres Polskiej Edukacji.
W Polsce trzeba podjąć realne działania poprawiające jakość kształcenia, zacząć stawiać nauczycielom i uczniom poważne wymagania. W przypadku nauczycieli konieczne jest wprowadzenie systemu wynagrodzeń autentycznie premiujących dobrą pracę. A nade wszystko trzeba wreszcie określić precyzyjny, poważny standard wymagań, umożliwiający uzyskiwanie określonych poziomów wykształcenia. Czas po prostu przerwać zabawę w "statystyczną edukację" i uświadomić sobie, że współczesny świat stawia poważne wymagania, a szkoła ma przygotować do radzenia sobie z nimi, stąd też wszelkie amnestie od szkolnych wymagań są wielkim oszustwem młodych ludzi, którzy niebawem przekonają się, iż amnestii od życiowych wymagań nie będzie. Tegoroczna matura dała nam obraz rzeczywistości oświatowej i trzeba na niego uważnie popatrzeć, a nie zasłaniać go, gdyż tylko wtedy możliwe jest przezwyciężenie edukacyjnej zapaści. Przyczyną tegorocznych niepowodzeń maturalnych nie jest koncepcja egzaminu, a jedynie słabe przygotowanie maturzystów do sprostania mniej niż przeciętnym wymaganiom. Stąd też o tym trzeba wreszcie zacząć poważnie rozmawiać. To naprawdę jest ważniejsza dla naszej przyszłości kwestia niż wyniki piłkarskiej reprezentacji, czy nawet polska prezydencja.
Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości