Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
2045
BLOG

Przedszkolne fantazje minister edukacji

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 17

 

 

Kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia minister Szumilas przedstawiła projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty, dotyczący kwestii zmian w edukacji najmłodszych dzieci, nazywany w związku z tym ustawą przedszkolną. Prezentując go minister edukacji była z siebie i ze swoich urzędników bardzo zadowolona. Tymczasem ów projekt zawiera rozwiązania groźne dla dzieci, obudowane na dodatek kompletnie fikcyjnymi założeniami finansowymi i organizacyjnymi. Czytając przygotowany przez MEN dokument, a szczególnie jego uzasadnienie, nie można nie odnieść wrażenia, iż głównym celem projektowanych zmian jest uzyskanie wysokich wskaźników edukacji przedszkolnej, czyli minister Szumilas kontynuuje politykę oświatową, nakierowaną na troskę o wskaźniki, a nie o jakość edukacji. Równocześnie „ustawa przedszkolna” potwierdza determinację obecnego rządu w ulokowaniu obowiązkowo wszystkich sześciolatków w szkołach od 1.09.2014 r. W ten sposób rządzący kolejny raz pokazują, iż kompletnie lekceważą protesty ogromnej rzeszy rodziców przeciwko obniżeniu wieku rozpoczynania przez polskie dzieci obowiązku szkolnego. Zamiast poważnej rozmowy z rodzicami wolą produkcję propagandowych materiałów, typu wiszącego na stronie MEN filmiku, czy też prowadzenie badań ze z góry założoną tezą, marnując na ten cel publiczne pieniądze. Zdają się również nie zauważać, iż ogromnym problemem jest nieprzygotowanie bardzo wielu szkół do przyjęcia w swe mury sześciolatków. Poza tym urzędnicy MEN chyba nie rozumieją, iż maluchy w szkole nie powinny się uczyć w ponad dwudziestoosobowych klasach. Jeżeli potrafiliby oderwać się od działania nastawionego na uzyskanie propagandowych efektów to zaproponowaliby nowe zasady organizacji klas edukacji wczesnoszkolnej z klasami z liczbą dzieci od 12 do 16. Wówczas – przy założeniu odpowiednich warunków bazowych – można by myśleć o ewentualnym obniżeniu wieku rozpoczynania przez dzieci obowiązku szkolnego. Bez spełnienia tych warunków mamy do czynienia z rozpaczliwą próbą realizacji kompletnie nieprzygotowanego pomysłu, będącego zresztą pokłosiem polityki ograniczania wpływu rodziców na wychowanie dzieci. Gdyby bowiem tak nie było, to już dawno przyjęto by rozwiązanie, zgodnie z którym rodzice samodzielnie mogliby podejmować decyzję o wcześniejszym o rok rozpoczynaniu szkolnej nauki przez ich dzieci.

Autorom projektu „ustawy przedszkolnej” prawdopodobnie nie przyszło również do głowy, iż trzeba obniżyć maksymalną liczbę dzieci w grupie przedszkolnej w publicznej placówce. Obowiązujący limit 25 przedszkolaków uniemożliwia tak naprawdę nauczycielkom efektywną pracę z każdym dzieckiem. Jeżeli minister Szumilas pragnie stać się orędownikiem poprawy szans edukacyjnych najmłodszych Polaków to powinna zadbać, aby ten limit został wyraźnie obniżony. Nie przypadkiem w najlepszych przedszkolach niepublicznych liczba dzieci w grupie nie przekracza 12. Tylko, że takie działania musiałyby wiązać się z dodatkowymi, realnymi kosztami i nie można by ogłosić, jak fantastycznie i szybko rosną wskaźniki udziału dzieci w edukacji przedszkolnej. Jednak poprzez takie działania ludzie odpowiedzialni za polską edukację mieliby szansę pokazać, iż prowadzą politykę nakierowaną na zapewnienie każdemu dziecku dobrych warunków nauczania i wychowania, a nie uprawiają swoistą oświatową propagandę sukcesu.

Lektura fragmentów projektu dotyczących kwestii finansowych prowadzi do wniosku, iż minister Rostowski ma w tym rządzie pojętnych uczniów, szybko uczących się zasad tworzenia projektów finansowych z krainy fantazji. W projekcie minister Szumilas mamy dokładne kwoty dotacji, w tym na jednego przedszkolaka aż do 2022 r. W sytuacji, gdy trudno przewidzieć, jak rozwinie się sytuacja finansów publicznych w bieżącym roku i jak będzie wyglądał budżet na rok 2014 takie projekcje idealnie mieszczą się w świecie fantasmagorii tej ekipy rządowej. Podobnie, jak ustalone przez minister Szumilas, na poziomie 1 zł za godzinę, maksymalne kwoty za przebywanie dziecka powyżej pięciu godzin w przedszkolu. Równocześnie w uzasadnieniu do projektu możemy przeczytać, iż dzięki takiemu rozwiązaniu rodzice zapłacą mniej, a gminy otrzymają z budżetu państwa dotację, która zrekompensuje im mniejsze wpływy z opłat rodziców. Tymczasem już wiadomo, iż ten oderwany od realiów projekt przyczyni się do wyraźnego zwiększenia kosztów edukacji przedszkolnej w bardzo wielu gminach, gdyż wpływy z opłat spadną zdecydowanie mocniej niż wzrosną dotacje. Czyli rząd dokona kolejnej operacji przerzucenia na samorządy kosztów swoich pomysłów, przedstawiając się obywatelom jako przysłowiowy dobry wujek, a samorządy zostaną ustawione w roli złych chłopców do bicia. Przy okazji może się okazać, że część z nich owe dodatkowe wydatki doprowadzą do bankructwa.

Podobnie niezbyt realne są pomysły ulokowania wszystkich dzieci w wieku od 3 do 5 lat w przedszkolach od 1 września 2016 r. Z kolei rozciągnięcie edukacji przedszkolnej na dwulatki świadczy o kompletnej ignorancji autorów takiego pomysłu. Naturalnie po odejściu sześciolatków do szkół można sobie wyobrazić, iż zwolnione przez nich miejsca zajmą młodsze dzieci, tyle tylko, że sześciolatki często są /szczególnie poza miastami/ w przyszkolnych oddziałach przedszkolnych, a nie w przedszkolach. Innymi słowy bilans liczbowy dzieci być może globalnie się zgadza, ale to jedyny element zgodności zamierzeń urzędniczych z rzeczywistością. Na dodatek cała operacja odbędzie się bez uwzględniania rzeczywistych potrzeb małych dzieci i przy kompletnym zignorowaniu stanowiska ich rodziców. W efekcie wprawdzie może i wszystkie maluchy będą w przedszkolach lub w placówkach przedszkolnopodobnych, a sześciolatki w szkołach, to jednak wynikiem tej operacji będzie większa liczba dziecięcych dramatów, skutkujących w przyszłości rozmaitymi szkolnymi fobiami. Rządzący będą epatować wysokimi wskaźnikami przedszkolaków, podobnie jak już czynią to w przypadku uczniów szkół średnich i studentów, tylko że poza owymi wskaźnikami będą fatalne warunki i związana z nimi niska jakość otrzymywanej przez dzieci oferty edukacyjnej. W ten sposób będziemy mieli w Polsce od przedszkola do studiów edukację w znacznej mierze fikcyjną, mającą właściwie jedynie formalny charakter. Trzeba jednak zauważyć, iż pozwoli ona rządzącym ograniczyć wpływ rodziców na losy edukacyjne ich dzieci, czyli rozluźnić więzi pomiędzy rodzicami a dziećmi. I może to jest dla rządzących obecnie w Polsce ludzi najważniejszy cel projektowanych w edukacji najmłodszych zmian? 

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości