Nie mam pojęcia, jak się skończy udział Agnieszki Radwańskiej w turnieju w Miami, ale jednego jestem już prawie pewien. Jej ostatnie kłopoty z formą raczej nie są wynikiem przemęczenia czy braku kondycji. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że po raz kolejny to dopiero w trzecim secie meczu gra swój najlepszy tenis, jej serwis nabiera siły i skuteczności, zaczyna grać agresywniej i pewniej?
Ja bym raczej postawił na niedostatek trenignu w turniejowej trasie, który jak widać musi sobie skompensować ostrym "przetarciem" w dwóch pierwszych setach, ze wszystkimi tego konsekwencjami. I kto tu mówi, ze Radwańska nie lubi ryzyka?
Ale co ma robić, skoro jej trenowanie "w trasie" wygląda najprawdopodobniej tak - kilkanaście minut robienia wiatru rakietą, potruchtanie, pochichotanie z Tomusiem i resztą wesołej ferajny, a potem szybko bieg do sklepu z kosmetykami, żeby kupić największe z możliwych, sztuczne rzęsy.
Właśnie takie zainstalowała sobie na mecz ze Sloane Stephens.
Kiedy je zobaczyłem, zacząłem poważnie się obawiać, że pod ich ciężarem nasze, narodowe chucherko przewróci się ostatecznie na kort.
I było tego blisko.
A zaczęło się zwyczajnie, jak to u niej ostatnio. Ze spuszczoną głową, powoli, ciągnąc za sobą ciężką, jak z ołowiu rakietę, poczłapała za linię końcową i stanęła, czekając na egzekucję. Później, poruszając się jak niewidoma pod ostrzałem baonu artylerii to, o czym była przekonana, że jej się należy, odebrała. Po przegranym secie dowlokła się do swojego krzesełka i spuściła głowę jeszcze niżej, czekając na gilotynę.
Nie wiem, czy był wówczas ktokolwiek, kto mógł myśleć coś innego, niż - "Ta dziewczyna czeka, żeby ktoś ją dobił".
Uratowały ją zapewne właśnie te syntetyczne rzęsy, które opadającą głowę zatrzymały 2-3 centymetry nad powierzchnią kortu, pozwalając ujrzeć, jak blisko jest dno, a potem się ogarnąć i pozbierać. Z takim skutkiem, że w trzecim secie odesłała Wielką Nadzieję Afroamerykanów do tenisowego przedszkola.
Na koniec przydała by sią jakaś puenta... No to niech będzie następująca.
Dworujemy tu sobie co nieco z Panny Agnieszki, ale ja chciałbym widzieć choćby tylko taką skłonność do zmartwychpowstań na przykład u naszych kopaczy z reprezentacji PZPN (kopyrajt by Anna).
Może więc nieformalni liderzy tej zbieraniny, zamiast ściągać gacie na boisku, zadzwonią do Agnieszki z pytaniem, gdzie można kupić komplet największych, sztucznych rzęs, które pozwolą im, choćby w takich męczarniach, na jakie zasługują, doczołgać się na nich do mistrzostw świata w Brazylii?
Inne tematy w dziale Polityka