my
najwięksi
są dokuczliwi
natrętni
wszędzie ich pełno
za nas płaczą
cierpią
nas, drapieżców
karmią
owocami swoich
zwycięstw
wybaczcie
ale
wszystko
nam wybaczają
gdy tylko pęknie
ostatni kamień
rzucony
pod nasze
kolana
gdy odchodzą
próżnia
wyciąga po nas
najdłuższe
ze swych
cienistych
gardeł
my
niegodni
na ich miejsce?
przecież zawsze
możemy
zniknąć
nie
w świecie
którego bogactwo
tkwi w szczegółach
pytania ostateczne
tak proste i nudne
jak droga
stąd do wieczności
wracają do nas
u jej kresu
komu
będziemy się teraz
sprzeciwiać
naszą
tolerancją
i miłosierdziem
lśniącymi
syntetycznym niebem
poprawnymi
odpowiedziami
promyk
na niebiańskiej chuście
czarnej jak atrament
z przewróconego nieuważną
ludzką ręką
boskiego kałamarza
kiełkuje światło
to się czasem
zdarza
płomyk
na każdy płatek
każdy lodu kruch
z każdym chłodu
szelestem kwitnącym
na szybie
jedna porcja światła
miłości
ile kto z nas zechce
ciepły dotyk dłoni
na zbudzonej
rybie
i ognik piekielny
co w piętę
Go łechce
duch
niewielki
skoro chwałę
tak obficie
dzielić nam wypada
że godzien jej
wszelki
świt
wschodzi słońce
cienie podnoszą
głowę
ślepo wpatrzone
(2005)
---------------------------------
Zatrzaśnięta Księga
Jak nasze nadzieje?
Inne tematy w dziale Polityka