Młodsza siostra naszej Najlepszej Tenisistki udzieliła wywiadu. To nie był najlepszy, choć domyślam się, że niekoniecznie jej pomysł. Jak zresztą wiele innych.
Agencje promujące sportowców oraz kontrakty reklamowe mają swoje wymogi i czasem, do pewnych działań po prostu przymuszają. Tak jak środowisko, na którym nam zależy.
Inna sprawa, że akurat w wypadku Młodszej mam pewne obawy, czy ona dokładnie się przyjrzała agencji, z która podpisała umowę. Bo sądząc po najnowszej stronie internetowej Młodej (www.teamula.com) mogło dojść do pomyłki i wybrała firmę, zajmująca się promowaniem hostess, modelek lub przyszłych aktorek.
Nie można jednak wykluczyć, że był to świadomy wybór. Nasza Najlepsza Tenisistka zachowuje się ostatnio tak, jakby chciała zakończyć karierę sportową w wieku lat 24, a ponieważ Młodsza zazwyczaj robi to, co Starsza powie...
Ale wracajmy do wywiadu. Zapytana o to jak jej się trenuje z Maciejem Synówką, chwali swoje z nim dokonania, posiłkując się poprawą rankingu WTA i oczywiście zapominając, że początkowe sukcesy, tak jak w wypadku jej siostry, to był wynik przede wszystkim wieloletniego treningu z Ojcem, a ten rok jest już wyraźnie gorszy.
Można by rzec, normalka w takich wywiadach, ale Ulka poczuła się także w obowiązku porównać Macieja Synówkę do swojego Ojca i przy okazji wykazać jego trenerską wyższość. Potwierdzając w ten sposób, że treningi z Ojcem to już przeszłość.
I sugerując, że zerwała sportową współpracę z Tatą nie ze względów pozasportowych (sprawy rodzinne), ale dlatego, że znalazła lepszego, polskiego trenera. Lepszego od gościa, który wytrenował zawodniczki, notujące najlepsze wyniki w historii polskiego tenisa.
"Ma zupełnie inne spojrzenie niż mój ojciec, z którym wcześniej trenowałam. Widzi inne szczegóły.
Jakie?
- Wcześniej trenowałam głównie z Agnieszką, wspólnie trenowałyśmy z tatą. Maciek wprowadza różne rzeczy specjalnie pod mój tenis. Ćwiczymy przede wszystkim grę agresywną. Jest też niesamowicie pozytywny. Wiadomo, jak było z tatą: czasem dodatkowa presja, czasem się pokłóciliśmy. Teraz, nawet gdy gładko przegram mecz, to Maciek znajdzie w nim jakieś pozytywne strony. Czuję, że mam wsparcie."
Może i ćwiczą "grę agresywną", ale ja jej w wykonaniu Urszuli w tym roku nie widzę. Raczej próby "wyciszenia" (wiadomo, słynęła z tego, że to był na korcie nerwus) za wszelką cenę i uwiązania w okolicach linii końcowej. Co momentami wygląda na chęć przerobienia jej na taką, zdecydowanie gorszą kopię Starszej.
Nie wiem też, co może oznaczać ta "dodatkowa presja". Czy Ojciec gonił ją po korcie z pogrzebaczem, czy może wyszydzał jej miłość do III RP, a ona nie wiedziała o co mu chodzi, czy jeszcze coś innego. Bo jeśli chciała w ten sposób zasugerować, że Ojciec ją w jakiś sposób gnębił, to dobrze byłoby, aby powiedziała to wprost.
Byłoby ciekawie zestawić wówczas tę opinię z oceną Agnieszki, która jeszcze w kwietniu minionego roku, po swoim największym sukcesie, triumfie nad Szarapową w Miami, sama, przez nikogo nie pytana, na pierwszej konferencji prasowej powiedziała wprost, że w sferze sportowej - "Wszystko zawdzięczam swojemu Ojcu".
Pewnie się jednak tego nie dowiemy, skupmy się wobec tego może na samym terminie "presja".
Najpierw tenisowa historyjka. Chinka Na Li rozstała się w ubiegłym roku ze swoim trenerem argumentując między innymi, że był on na treningach "zbyt grzeczny". Po przejściu pod opiekę byłego trenera Justine Henin, w jednym z pierwszych wywiadów narzekała, że ten z kolei trenuje ją "jak juniorkę". A efekty? Chinka, mimo że ma już 31 lat, notuje jeden z najlepszych sezonów w swojej karierze.
W sporcie jest trochę tak, jak w wojsku. Im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi na froncie. Im pełniej oswoimy się z presją na treningu, tym łatwiej poradzimy sobie z nią podczas meczu. I dotyczy to zwłaszcza sportów indywidualnych.
Miło i sympatycznie to ma być podczas uprawiania sportu rekreacyjnego, amatorskiego. W sporcie wyczynowym, zawodowym ma być natomiast tak, jak to kiedyś powiedział (opisuję, a nie cytuję) jeden z moich pierwszych trenerów.
"Nie ważne, czy trenujesz piętnaście minut, czy trzy godziny. Jeśli nie będziesz tego robił na pełny gaz, z maksymalnym zaangażowaniem, czując, że już mocniej i dokładniej nie możesz, a trener ma ci cały czas przypominać, że jeszcze nie wycisnąłeś z siebie wszystkiego, lepiej idź pobiegać lub pojeździć na rowerze w parku. Będziesz miał z tego większy pożytek".
Czy to jest presja? Jest, i to jaka!
Czy trener jest od tego, żeby ją łagodzić?
Nigdy podczas treningu.
Kapryśnych i leniwych gwiazd, często bardzo utalentowanych, mieliśmy w naszym sporcie mnóstwo. Od zapijaczonych piłkarzyków, przez skupiające się, zamiast na treningu, na rozbieranych sesjach dla "Playboya" siatkarki i tenisistki, aż po Bartosza Kurka, który pojechał do Rosji, zaaplikowano mu, pewnie po raz pierwszy w życiu solidny, profesjonalny trening siłowy i natychmiast rozwaliły go kontuzje. Efekt, publiczna wypowiedź trenera rosyjskiej drużyny, że Kurek do gry w rosyjskiej lidze nie dorósł.
Jakąś rolę odgrywa tutaj na pewno sportowa pustynia w Polsce, na której każdy, większy talent czasem wielu po prostu oślepia, i ten szczególny rys dominującej w każdej dziedzinie propagandy, próbującej dziesięć razy sprzedawać każdy, faktyczny, możliwy a nawet tylko domniemany sukces. No i w komplecie właściwie zupełny brak profesjonalnego, krytycznego, sportowego dziennikarstwa.
Dorzućmy ze spraw ogólniejszych kontrast materialny między tymi, których "stać na waciki", choćby trenerzy musieli ich tylko pocieszać po kolejnym łomocie na korcie, albo wyciągać na mecz kompletnie pijanych z nocnych klubów, i tymi których nie stać na nową kurtkę dla dziecka, a mamy poczucie uprzywilejowania, które prawie nie może nie deprawować. W najłagodniejszej wersji doprowadzając do stanu - "Ja już nic nie muszę".
Wracając do bohaterki tej notatki. Czy sam fakt, że to są z siostrą wciąż jeszcze młode, niewątpliwie utalentowane dziewczyny, wystarczy, aby mieć nadzieję?
Nadzieję na sukces większy od pojedynczego, od czasu do czasu, dobrego meczu i zwycięstwa nad kimś wyżej notowanym.
Czy Siostry, formalnie wciąż przecież siedząc przy tym stoliku i próbując ugrać swojego Szlema, pozbawiły się już znacznej części atutów nieodwołalnie?
A jest jeszcze przecież Janowicz, trenujący pod okiem najlepszego, mówiącego po fińsku trenera w południowo-wschodniej Łodzi...
Inne tematy w dziale Polityka