Ktoś tam rzucił w komentarzu - "Dobrze, że chociaż kranów i kibli nie powyrywali" - i, jak się zdaje, ciężko się pomylił. Protoplaści i antenaci duchowi Bronka, a genetyczni jego żony, szli przez Europę jak bandy Hunów i Wandali, niszcząc i grabiąc, co się tylko dało, od fabryk po druty czy szyny kolejowe, i od biżuterii po klamki do drzwi.
To są te klimaty środowiskowe i rodzinne, które pozwoliły Bronkowi wdrapać się na najwyższe krzesło w jego życiu, przekonać jego zwolenników, że tak nie tylko można, ale wręcz trzeba, no i pilnują Bronka, aby jeszcze dzisiaj, zamiast interesować się wielkością Polski, chwalił publicznie "wielkość Rosji" ("W Polsce rozumiemy potrzebę wielkości Rosji.")
Wielkość Rosji, wielkością Rosji, ale poza tym jakoś żyć trzeba. A w "tych klimatach" pewnym ludziom, pewne rzeczy, po prostu "się należą". Nieważne, czyje one są, bo ten jest właścicielem, kto pierwszy rękę wyciągnie. Było już o dwóch obrazach, w tym jednym, wartym około 1,5 mln złotych, jakiejś rzeźbie czy miniwieży. Ale o tym chyba jeszcze nie było.
"Nie tylko apartament za pół darmo dostał od nas były prezydent Bronisław Komorowski (63 l.). Biuro na swój Instytut wynajął mu kolega od rządzonej przez siebie publicznej instytucji, prywatną działkę w Budzie Ruskiej chroni BOR, a meble do Instytutu wypożyczył sobie za darmo... z Pałacu Prezydenckiego.
Jest 4 sierpnia, przedostatni dzień urzędowania Komorowskiego jako prezydenta. Pod Pałac Prezydencki zajeżdża ciężarówka. Po kolejnych pomieszczeniach Pałacu przechadza się zaufana współpracowniczka prezydenta z jego gabinetu politycznego, Maria Belina Brzozowska. W ręku trzyma listę. – Te dwa krzesła też – poleca współpracownikowi. – Pani dyrektor, to przecież od kompletu – zwraca uwagę towarzyszący jej urzędnik. – Te krzesła są na liście – ucina Brzozowska.
Krzesła wraz ze 99 innymi meblami i innymi elementami wystroju wnętrza jeszcze tego samego dnia znajdą się w Pałacu Pod Blachą. To w tym przepięknym budynku położonym u podnóża stołecznego Zamku Królewskiego mieści się siedziba nowopowstałego Instytutu Bronisława Komorowskiego. Miejsce nie jest przypadkowe – zarządza nim Andrzej Rottermund (74 l.). To od 1991 r. dyrektor Zamku Królewskiego, a także członek komitetu poparcia Komorowskiego – i w 2010 r., i w 2015 r."
I jestem przekonany, że jak w tym czeskim dowcipie - to jeszcze nie koniec.
Czy ja mam tylko takie wrażenie, czy jednak kogoś widmo Bronka paraliżuje w stopniu, mogącym prowadzić w ostatecznej fazie do samoośmieszenia?
Czy może dowiemy się tego dopiero po 25 października?
Bo bezkarność takich działań, niezależnie jak "sprytnie" przeprowadzonych, nie mówiąc już o nabieraniu wody w usta, może być jednak dowodem słabości.
Inne tematy w dziale Polityka