Giorno sono, un fine settimana...
Kolejny zaspany piątek z popołudniowym lattee na ustach. Deszczowy dzień, w którym idąc przemokniętą ulicą do przydrożnych kanałów spływają uliczne soki a przypadkowi przechodnie zakładają nad wyraz kwieciste gumniaki, które wprowadzają powiew wiosny, mimo, że na zewnątrz leje jak z cebra. Zastanawiasz się co z tym zrobić, bo dalej tak być nie może. Racjonalizm czy pieprzony idealizm, którym ostatnio żyjesz. Ktoś jara na potęgę, i spowija podeszczowe czyste powietrze nikotyną. Nie rozumiem, kogo to jara. Zajarać, żeby poczuć feel. Passe. "Do życia wystarcza mi lattee, a nie czerwone Marlboro." - myślisz. I ten zapach ciuchów po imprezie, które lądują w najdalszych częściach pokoju, bo nawet Thierry Mugler Ci nie pomoże.
Tekst jednolity - Ustawa o zakazie palenia w miejscach publicznych
Inne tematy w dziale Rozmaitości