Ciekawe co lepsze, Tokyo czy Nowy Jork, pod względem wizy oczywiste, że Tokyo. Pod względem poziomu życia, podejrzewam, że bez japońskiego cięzko złapać tam dobrą fuchę. Warszawski zachwyt o Warszawie na mnie już nie robi wrażenia. A do Tokio wybrałabym się poznać ten japoński naród chodzący równie dobrze jak tissot. Poczytajcie sobie
Harukiego Murukamiego, to zrozumiecie, co mam na myśli. Jeśli japoński świat wygląda właśnie tak, jak on go tworzy w swoich powieściach - przyklejony do każdego najmniejszego detalu, to japończycy w egzekwowaniu stylu życia, są tak skrupulatni, że głowa boli. Nie jest to typowy niemiecki Ordnung, oni widzą życie jako harmonię w której płyną, bez fal, bez przeszkód. U Japończyków nie ma tego buntu przeciwko zaistniałej rzeczywistości, jest tak jak jest i nic nie ciągnie ich do zmieniania tego stanu rzeczy, płyną z tą falą dobrowolnie do celu, i nie pod prąd, bo lubią tą swoją harmonię.
Inne tematy w dziale Rozmaitości