WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI
33
BLOG

KONIEC KŁOPOTÓW Z NARRACJĄ? (5) i (6)

WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI Kultura Obserwuj notkę 5

Kule świstały nad dachem Chevroleta przywodząc na myśl maksymę, o której jakże często zdajemy się dziś nie pamiętać: dnia ani godziny nie znamy i dlatego zawsze powinniśmy się spodziewać własnego końca i nigdy nie zaniedbać spraw tak, aby ów koniec nie zastał nas nieprzygotowanymi do wielkiej podróży w nieodgadnione.

Gdyby każdy, spodziewając się swojej nagłej śmierci, szykował się na spotkanie z nią tak jak powinien, wszystkie sprawy doprowadzano by do końca na tym świecie; gdyby wszyscy brali zawsze taką możliwość pod rozwagę, świadczyliby wiele dobra; gdyby powszechnie o tym pamiętano, panowałaby mądrość i roztropność; a tak człowiek wciąż na swej drodze napotykać musi sprawy rozpoczęte i nigdy niedokończone, zło i głupotę.

Uważam, że w dobrze poprowadzonej narracji ważniejsze jest pouczenie od relacji; kiedy przymuszony jestem do relacjonowania jedynie, wtedy się duszę i marnieję; dlatego relacje pozostawiam często na boku, jako rzecz mniej istotną, a skupiam się wyciąganiu z pobieżnie naszkicowanej sytuacji moralnych wniosków. Spójrzmy na naszych bohaterów od strony aksjologicznej oceny ich czynów.

Czyż nie powierzyli mechanikom naprawy swojego automobilu z uwagi na wygodę, a nie konieczność życiową?; czyż nie wplatali się w trudną do rozwikłania sytuację dla komfortu posiadania paru dolarów więcej, a nie z powodu naglącej potrzeby?; czyż nie narazili na szwank mienia starszej kobiety dla wzbudzenia podziwu w towarzyszach pracy, a nie z powodu chęci lepszego wykonywania swoich obowiązków zawodowych?

Czemu więc dziwić się, że jako rezultat swoich zamierzeń otrzymali brak komfortu i spokoju, trudne do powetowania straty, wstyd i drwiny? Cała intryga opiera się na słabościach i ułomnościach ludzkiej natury; jedno jest próżne i nie myśli o niczym innym, tylko o zaspokajaniu swojej próżności, drugie jest lekkomyślne i zawsze podąża w ślad za drogowskazami wytworzonymi przez manowce fantazji własnych, trzecie chciwe i to chciwe głupio, czwarte wścibskie i egocentryczne; a wszyscy pospołu, wypisz wymaluj, czynami swoimi tworzą katalog wyczerpujący przywar i wad naszego rodzaju.

Są też bohaterowie niepierwszoplanowi, choć umieszczeni na szczytach społecznych. Cóż o nich można powiedzieć? Powiedzieć można, że niczym szczególnym nie różnią się od tych, co w strukturze społecznej pod nimi. Majestas jest im obce, a jego pozór uzyskują dzięki bezwzględności i pieniądzom; ius nie trzymają się wcale, ani go nie znają, a lex, o ile jest to dla nich korzystne; a że ryba psuje się od głowy, przeto nie dziwmy się, że i na szczytach, i w dołach społecznych, takie samo rozprzężenie i rozkład. Tu nowe się rodzi pytanie: czy ten pożałowania godny stan odnosi się jedynie do opisywanych czasów i miejsc, czy też jest stanem powszechnym, właściwym wszystkim czasom i topografiom w kalendarzach i mapach ludzkiej historii? Odpowiedź na takie pytanie nie może być prosta - wymaga więcej niż pobieżnej tylko znajomości tematu.

Jego wyczerpującym przedstawieniem zajmiemy się w dalszej części, tutaj przedstawmy od razu tezy, które później będziemy uzasadniać, posługując się przykładami, już to z rozwoju biegu wypadków tutaj opisywanych, już to posiłkując się przywołaniem zdarzeń z historii powszechnej. Świat nigdy nie będzie idealny - oto pierwsza teza. Jego aidealność bierze się ułomności natury człowieczej, jako cechy immanentnej. Co znaczy tylko tyle, że łatwiej jest czynić mu zło, a dobro znacznie trudniej.

Do czynienia dobra potrzebny jest wysiłek, a zdolność do wysiłku może się brać jedynie z właściwego ukształtowania charakteru. Żeby go jednak właściwe ukształtować, tak aby się zła wystrzegał, a do dobra lgnął, konieczne jest rozeznanie o dobru i złu. Gdzie tego rozeznania nie ma, gdzie się od rozróżnienia tego ucieka, albo gdzie się proponuje inne kategorie, jak choćby użyteczności, albo postępu, tam właściwie charakterów kształtować się nie da.

Jeśli mi ktoś zarzuci, że kategorie dobra i zła są niejasne i ocenne i z tego powodu niestosowalne, to ja się zapytać mogę: a co jest absolutnie użyteczne i dla kogo, albo: co postęp znaczy? Jeśli już cywilizacja ma podstawę dla swojego rozwoju i potrafi rozróżnić, co dobre, a co złe, to w tej cywilizacji zaczyna się budowanie. I w budowaniu tym nie ma kresu, bo, co było zaznaczone wyżej, natury zmienić się nie da, można ją jedynie uszlachetniać, a idealny wzór implantowany jest nie z tego świata. Wzrost cywilizacyjny będzie się więc dokonywał poprzez przechodzenie różnych stopni porządkowania rzeczywistości w kierunku: od bardziej, ku mniej niedoskonałym. Dodajmy, że kierunek nie jest koniecznie kierunkiem wzwyż. Tak jak możliwe jest budowanie, tak i możliwy jest proces odwrotny - proces degradacji i niszczenia...

KŁOPOTY Z NARRACJĄ (6)


- Wie pan co? - Manuela Potworska nareszcie zgubiła gdzieś charakteryzujący ją nawyk przerywania mówienia ziewaniem - Pan to jesteś wyjątkowo - szukała przez moment słowa - namolny petent! Ten też się panu nie podoba?
- Owszem - rzuciłem wściekły - ten też nie. To jakiś historiozof, a nie narrator - to po pierwsze, a po drugie - to manierysta!


- Manierysta? - w głosie Potworskiej Manueli zabrzmiała nuta zaciekawienia. Chyba nawet przestała piłować paznokcie.
- Nie: manikiurzysta - wyjaśniłem na wszelki wypadek - Tylko manierysta!
- A jedno z drugim nie ma na pewno nic wspólnego? - dopytywała się Manuela - Bo, wie pan, ja byłabym nawet i zainteresowana, gdyby to było coś z paznokciami. Z mojego salonu urody nie jestem specjalnie zadowolona. Drogo. A jedną moją koleżankę z działu podmiotów lirycznych, to zarazili jakimś... - starała się sobie przypomnieć - ... no jakimś czymś paskudnym.


- Niestety - westchnąłem rozbrojony zupełnie - Przysłany przez panią narrator nie nadaje się ani do narracji, ani do paznokci.
- No to co teraz zrobimy? - wyobraziłem sobie jej płaczliwą minę.
- Nic - wyjaśniłem - pani niech zostanie przy tym salonie urody, co dotychczas, licząc, że niczym pani nie zainfekują, a ja postaram się dojść do porozumienia z moim starym narratorem. Akurat minęło kilka dni i może już doszedł do siebie.
- No może - zgodziła się pokornie mme Potworska - To znaczy, że nie będzie już pan dzwonił?


- Postaram się sam to jakoś załatwić - uspokoiłem ją.
- To trochę szkoda - ku mojemu zdziwieniu zmartwiła się jakby - Bo ja się nudzę w tym biurze! Oprócz pana, to nikt tutaj nie dzwoni. Do zleceń lirycznych tak, często dzwonią. Podmioty liryczne to mamy zamówione już na trzy miesiące naprzód, wie pan. Ta koleżanka, co to panu mówiłam, że ją zarazili w tym salonie, to ma masę roboty. Ciągle dzwonią poeci i zamawiają podmioty. Podlizują się, płaszczą i przysyłają wiersze. A u mnie w dziale tak cicho i smutno... - Przysiągłbym, że chlipnęła!


- Pani Manuelo! Wie pani jak to jest. Liryki są, przynajmniej w dzisiejszych czasach, modniejsze. Krótsze. Nie wymagają całej tej - teraz ja szukałem słowa - orki. Tego dłubania, dbania o ścisłość, o detale. Podmiot liryczny to gada dzisiaj co chce i jak chce. Trudno to ocenić, bo to z natury rzeczy bardzo subiektywne. Ja bym zaryzykował taką tezę, że dzisiaj łatwiej się żyje z liryki. Pieniądze może mniejsze, ale częściej, poważanie to samo, a krytykować trudno.
- No tak - bez przekonania przyznała mi rację - A te podmioty liryczne, to są dopiero wariaci, mówię panu...


- Wiem, wiem - przerwałem jej widząc wyraźnie, że nasza konwersacja do niczego nie prowadzi. - Ja do pani, pani Manuelo, jeszcze zadzwonię. Jak się uporam z tymi swoimi kłopotami z narracją, dobrze?
- Akurat! - tym razem wyraźnie usłyszałem chlipnięcie. - Wszyscy tak mówią, a potem nikt nie dzwoni.
- Ja zadzwonię na pewno, na sto procent - zapewniłem gorąco i nieszczerze. A póki co, żegnam i dziękuję za okazaną pomoc!
- Nie ma za co - obrażonym głosem odparła Manuela i odłożyła słuchawkę.


wesoły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura