WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI
73
BLOG

HOME, SWEET HOME

WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI Kultura Obserwuj notkę 9

 

Wreszcie stanęli przed wyglądającymi dość pospolicie drzwiami z dykty.

 

- Jesteśmy na miejscu - wskazał je Brunner z uśmiechem.
- Czyli gdzie? - zapytali obydwaj wyraźnie zdziwieni.
- Przyjrzyj się Kloss - kolega w czarnym mundurze oświetlił trzymaną w prawej dłoni latarką rząd komórek ciągnący się wzdłuż korytarza.
- Rower - Kloss wyławiał z mroku oświetlone sprzęty widoczne zza zbudowanych z drewnianych sztachet drzwiczek od najbliższej komórki - modele aeroplanów, piłka do gry w nogę, materac, stare kule bilardowe... To moja komórka! - wykrzyknął ucieszony jak rzadko kiedy

.
- Zgadza się - Brunner wypiął dumnie pierś. - A to - wskazał na drzwi z dykty - drzwi twojej piwnicy. Prowadzą na klatkę schodową twojego domu.
- Fenomenalnie! - Kloss rozentuzjazmował się - Gdybym miał plan tego labiryntu - podniósł palec - mógłbym wychodzić z domu nie wychodząc z domu!
- Nadzwyczaj błyskotliwe spostrzeżenie Kloss - Brunner położył mu dłoń na ramieniu. - Chyba powinieneś coś zjeść i iść spać. A planów nie dostaniesz, bo byłoby to naruszeniem zasad konspiracji. Dotarliście do domu, ale to jeszcze nie koniec. Wszyscy trzej wiemy dobrze, że musicie się w ciągu najbliższych dni wymknąć z miasta i zaszyć gdzieś na prowincji. Ta droga najeżona będzie wieloma niebezpieczeństwami. W razie wpadki i tortur - sami przyznajcie - lepiej będzie wiedzieć mniej, niż więcej.


- Ma rację - przytaknął Stirlitz - może kiedyś, jak wrócimy, kiedy się to wszystko uspokoi, wpadniemy do ciebie, a ty nas wtajemniczysz w szczegóły.
- Chętnie - Brunner nie krył zadowolenia tym, że wzbudził w nich podziw i szacunek - Antykwariat swój widzę ogromny! Przydadzą mi się dobrzy współpracownicy. A teraz - wyciągnął dłoń - żegnajcie. Mam jeszcze kilka ważnych spraw dzisiejszego wieczoru.
- Nie wpadniesz na kolację? - zmartwił się Kloss - żona by się ucieszyła. Czytałem jej twoje sonety i naprawdę wywarły na niej olbrzymie wrażenie, choć podejrzewa cię o tanatofilię.
- I ma rację - smutno spojrzał Brunner. - Z przyjemnością bym wpadł, ale: służba nie drużba!


- Szkoda - Kloss podał mu dłoń i uścisnął go serdecznie. Stirlitz zrobił z Brunnerem na pożegnanie rosyjskiego misia i wyglądał na szczerze wzruszonego. Kiedy już szli po schodach do mieszkania, a Kloss po raz trzeci przeszukiwał kieszenie w poszukiwaniu kluczy, Stirlitz zatrzymał się na moment na półpiętrze, zrobił dziwną minę i zapytał:
- Janek, czy on naprawdę napisał sonety?
- Naprawdę - wymamrotał Kloss usiłując spenetrować wewnętrzną kieszeń płaszcza.
- Wiesz - czego jak czego, ale tego zupełnie bym się po nim nie spodziewał.


    Inez otworzyła im dopiero po trzecim dzwonku trochę zła, bo znalazła klucze Klossa na wycieraczce, wewnątrz mieszkania, przed samymi drzwiami. Zamierzała go nieco postrofować i pouczyć, że nawet jeśli zajmuje się globalną polityką i stosunkami trans-atlantyckimi, to powinien uprzedzić, że wróci później, ale nie mogła, bo nie wypadało przy gościu.
- Teraz rozumiem - Stirlitz elegancko pocałował podaną mu na przywitanie dłoń - powody twojej dezercji z Abwehry na rok przed końcem wojny. Też bym się nie zastanawiał!


- Pan jest niezwykle szarmancki, panie Stirlitz - ucieszyła się Inez, bo Kloss miał i takich kolegów, o których nie miała najlepszego zdania. - Czy i pan również służył razem z Klossem podczas wojny? Nigdy pana nie widziałam.
- Za to ja panią tak - Stirlitz zamachał wskazującym palcem - grała pani na przyjęciu w Kancelarii Rzeszy, w czterdziestym czwartym.
- Już nie pamiętam - Inez wyglądała na zakłopotaną - w czterdziestym czwartym dawaliśmy tyle koncertów z Herbertem....
- O! Właśnie - zaciekawił się Stirlitz. - Bo mówią, że Hitler nie przepadał za Karajanem. Podobno zakazał mu grać w Berlinie.


- Tylko Wagnera - wyjaśniła Inez. - To wstydliwa sprawa. Herbert dał raz wagnerowską plamę na koncercie w Jugosławii. Przed jugosłowiańską parą królewską: królem i królową! Tragedia! Orkiestra przestała grać, koncert przerwano. Pogubił się za pulpitem zupełnie. Na jego usprawiedliwienie można dodać tylko, że był bardzo młody... Publiczność wydrwiła nas i Wagnera. Hitler był też zaproszony, bardzo to przeżył, odebrał to jako drwinę z niemieckiego ducha, i nigdy nie wybaczył Herbertowi tej wpadki. Wyklął go oficjalnie, a nikt z klanu Wagnera nie podawał już Herbertowi ręki. Nigdy już nie został zaproszony do rodzinnego gniazda Wagnerów w Bayreuth. Ale tak prywatnie... zapraszał go niekiedy na kameralne koncerty do kancelarii. Tyle tylko, że z nie-wagnerowskim repertuarem.


- To wszystko tłumaczy - Stirlitz wydawał się być bardzo zadowolony z poszerzenia swojej wiedzy z zakresu kulis świata wielkiej muzyki - Ale i tak szkoda, że nie było mi dane poznać pani wtedy.
- Poznaliśmy się siedemnaście dni po tym, jak widziałem ciebie po raz ostatni - Kloss zapewnił go gorliwie. - Gdyby nie to, na pewno bym cię przedstawił.
- Wierzę - Stirlitz nie krył lekkiego wzruszenia. - Cóż, wygląda na to, że rozminęliśmy się o jakieś... siedemnaście mgnień wiosny...
- Bardzo poetycko pan to ujął - Inez dygnęła. - A teraz moi drodzy wojacy: do łazienki i do stołu - kolacja czeka. Nie musiała tego dwa razy powtarzać. Obydwaj byli głodni i spragnieni jak wszyscy diabli! Siedzieli długo w noc popijając żytnią wódkę przegryzaną frykasami i opowiadając sobie ciekawostki i anegdoty z czasów, kiedy ciągle jeszcze istniał świat, w którym wykonania słynnych dzieł były normalnymi tematami towarzyskich spotkań. Kiedy już zmęczyli się rozmową, Inez z Klossem przygotowali gościnny pokój dla Stirlitza, gdzie mógł wypocząć nie będąc niepokojonym przez pozostałych domowników. Inez też udała się do małżeńskiej sypialni, a Kloss zainstalował się w kuchni, gdzie z wzrokiem pełnym rozpaczy zasiadł nad kartką papieru z ołówkiem w ręku starając się wypełnić obietnicę daną Inez parę godzin wcześniej. Przez noc zamierzał napisać dla niej sonety. Jak zwykle, nie stworzył nic wybitnego. Ale Inez, kiedy odnalazła je pod obrusem - zaraz po jego wyjeździe - była usatysfakcjonowana w najwyższym stopniu. Różnym kobietom przytrafiają się bowiem różne prezenty. Suszone ryby na przykład. Kilogram ziemniaków, gumowce, pierścionki z brylantem, samochody, samoloty, wille nad morzem, zamki w Lotaryngii, garsonki, kapelusze, czy trochę ołowiu - banał, proszę państwa. Wszystko zależy od tego, ile są warte. Im mniej, tym bardziej pospolite dostają podarunki. A rozejrzyjcie się wkoło i znajdźcie te, które kiedykolwiek dostały sonety. Choćby jeden sonet. Nawet taki niezawybitny, jak któryś z tych klossowych. A widzicie! To przytrafia się tylko tym naprawdę wyjątkowym i niepowtarzalnym!

wesoły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Kultura