WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI
52
BLOG

ONGOING ENGINEERING WORKS IN HELL

WIESIOŁYJE KARTINKI WIESIOŁYJE KARTINKI Kultura Obserwuj notkę 3

 

Dotarliśmy do tego punktu "Kartinek" w którym musimy się na chwilę zatrzymać, zwolnić nawet i zachować ostrożność. W kraju w którym mieszkam, w takich miejscach wiesza się krzyczacą rażącymi kolorami tablicę z napisem: ONGOING ENGINEERING WORKS! Tak musi być i tu, żebyś drogi czytelniku nie wpadł w jakąś szczelinę narracji, dziurę w akcji, czy rozpadlisko w dialogu.

Człowiek rózne sobie stawia cele, zwłaszcza człowiek odważny. Nasz autor zamarzył sobie umieścić naszego przyjaciela z NKWD w dantejskim piekle i osobiście nie mam nic przeciwko takim pomysłom. Tyle że przeprowadzenie narracji opisującej ten pobyt nie może się dokonać ot tak, bez przygotowania. Nieprzypadkowo narrator, który służył Dantemu cieszy się w naszym środowisku największą estymą, a jego granitowy pomnik stoi od lat w holu Zawodowego Związku Narratorów.

Bazując na swoim wieloletnim doświadczeniu podjąłem (telefon autora milczy, pewnie wyjechał na Barbados) decyzję o przeprowadzeniu narracji paru zaledwie linijek "Piekła" - tak dla oddania kolorytu, po czym prowadził będę was dalej meandrami powieści. Piekło zostawmy, tym bardziej że długie i miałoby wpływ na tempo. Równolegle z prowadzeniem Was dalej będę się starał kolejne piekielne odsłony wypełniać narracją, więc nie wykluczone, że całość pojawi się jako część autonomiczna.

A teraz żegnam i wtapiam się w opisywane światy, gdzie rozciagał się będę niewidocznie (na tyle, na ile potrafię) nad całością.

 

Wasz Narrator

 

PIEKŁO (fragment):

[ ... ]

W huku i błysku w noc wpadłem czarną
jak stado rumaków w step.
I wszystkim prawidłom szepnąłem: praszczajtie;
i machnąłem ręką całej materii na pożegnanie
I gasnącą jaźnią chłonąłem barw szaloną gonitwę.
Wolny... Za chwilę wolny...

...Czyżby?

Bo mimo, że martwy
wciąż byłem jakoś żywy. Uwierał mnie intelekt mój.
I odnalazłem siebie brodzącego w jakby-stawie.
Nad głową huczał jakby-much jakby-rój.
I przez tę niby-wodę przedzierałem się jakby-ja
i do niby-piaszczystego dotarłem brzegu
I na brzeg ten wstąpiłem posępny.
I jąłem się niby-to-rozglądać.
I choć rozstałem się ze światem,
to nowy odnalazłem niby-świat.

Więc nie ma końca? - Przemknęło mi przez głowę
i myśl ta wydała mi się okrutną.
Bo po tamtej stronie wszystko, nawet ty sam sobie,
wydaje się okrutnie wyraziste.
(Każda z win jest niezaprzeczalną winą).
Wolne od przekłamań.
Absolutnie jasne i wyraźne.
Clare et distincte.
(Bo w piekle myśli się łaciną).

- Witaj - usłyszałem słowa powitania
Wypowiedziane w tym właśnie języku.
- Witaj - odpowiedziałem dziwiąc się
Że władam łaciną bez żadnego starania
- Klnę się na koło z wozu Behemota -
Rzekło widziadło stając w bladości swojej przede mną
- Żem ja takiego nie oglądał stwora!
Dusza człowiecza, mózg maszyny, serce upiora!
- Ktoś jest? - zadałem pytanie widząc jak wkoło głowy jego

Łuna się żarzy jak łuk elektryczny
- Nikt ważny - odpowiedział cicho.
- Naginając tytuły do Twojej siatki pojęciowej - oficer polityczny.

Kiwnąłem ze zrozumieniem głową rad,
Że zaświaty nie są aż tak obce.
I że choć to niby - świat, to jednak wciąż świat
I nawykły do okazywania posłuszeństwa wojskowej starszyźnie
Zasalutowałem sowieckim zwyczajem otwartą dłonią.
Do czoła, stając w postawie na baczność
Oddając honor jego pozycji i jego siwiźnie
Bo wypatrzyłem w półmroku znaki czasu na jego skroniach

- Zbytecznie się trudzisz! - ostudził zapał mój nowopoznany
Gesty i formy są tu mniej istotne, a i funkcję moją należy rozumieć
Analogicznie raczej niż wprost.
A teraz - skoro nasączyliśmy analogiami pustkę
W którą bardzo łaskawy - jak się przekonasz - rzucił cię los
Chciałbym, abyś po miejscu, do którego dotarłeś
Przespacerował się

Kiwnąłem głową, bo i cóż...?
Cóż miałem po własnej śmierci do roboty?
Życie poza mną, wieczność przede mną
(Myśl ta wydała mi się pocieszającą)
Podałem mu dłoń, a on ją ujął
Zaglądając mi w oczy. (A spojrzenie miał ostre jak nóż
Nawykłe do rozkazywania).
I pociągnął mnie w ciemność.

[ ... ]

- O rany - westchnął Kloss po długiej chwili ciszy. - Ty chyba rzeczywiście byłeś w piekle!
- Zależy jak spojrzeć - mruknął w odpowiedzi Stirlitz - w zasadzie to byłem w śpiączce, a przemieszczałem się fizycznie - na tym świecie - od Berlina, przez Moskwę i Leningrad, do Kostromu, czego dowiedziałem się z okazanej mi karty choroby. Realnie jednak byłem w piekle. Nie był to sen, bo był oczywisty, realistyczny i racjonalny. Ponadto Kloss, ja w tym - nazwijmy to jednak: “śnie” - przeobrażałem się, uczyłem, zmieniałem psychicznie! Przestałem być materialistą, bo zobaczyłem świat pozamaterialny, przestałem być komunistą, bo dostrzegłem rozmiar zła, którym jest komunizm i rozmiar zła, które wytwarza. Zdradziłem swoją sowiecką ojczyznę i jestem z tego dumny, w ogóle: ja już jestem nie ten sam Stirlitz. Skręcił skręta z machory i zaciągnął się aromatycznym dymem.


- To kim teraz jesteś? - zmartwił się Kloss.
- To jest właśnie problem - skonstatował ponuro Wołodia. - Nie jestem wybujałym indywidualistą, jakimś oślizłym liberałem, tfu, bo nie po to przez lata byłem kolektywistą, żeby stoczyć się teraz w odmęty kolejnej skrajności. Żeby być personalistą z kolei, trzeba czuć się zakorzenionym w jakiejś wspólnocie. A gdzie ja mam się zakorzenić? W Rosji? A co ja wiem o Rosji? Prawie nic nie pamiętam! Jakieś wiejskie obrazy zamglone szybko przeorane bruzdą gwałtu i zniszczenia. Nie pamiętam ludzi, zapachów, potraw. Nic. Imigranci rosyjscy? Już widzę jak przyjmują ufnie byłego wieloletniego enkawudzistę. Zresztą roi się wśród nich od agentów, długo bym nie pożył. Nalał sobie wódki w kubek i wypił. - Polakiem? - kontynuował. - Jaki tam ze mnie Polak? Żaden. Ja o Polsce nie wiem nic. I nic nie chcę wiedzieć. Wiesz - spojrzał na Klossa przepraszająco - My, ludzie wschodu, rosyjscy czy sowieccy, przyzwyczailiśmy się patrzeć na was trochę tak... protekcjonalnie.


- Tralala! - zawołał Kloss starając się rzucić koledze pełne wyższości spojrzenie - A Kreml kto zdobył? A carów kto osadzał, jak chciał?
- No nie mów, że wy? Kiedy?
- W siedemnastym wieku! - huknął Kloss zapalczywie.
- Nu... - Stirlitz zmarszczył brwi z niedowierzaniem - W siedemnastym... to może i tak. W każdym razie, wiek mamy dwudziesty i nie widzę szans, żeby zostać, szast, prast, Francuzem, Niemcem, czy nawet Polakiem... Którego przodkowie nie raz zdobywali Kreml i obsadzali na nim carów - dodał przepraszająco. - W siedemnastym wieku - uzupełnił, żeby była jasność. - Wot i to maja probliema - westchnął - Odwieczne rosyjskie pytanie: Czto dziełat'? Zabijać raczej czy już nie zabijać? A jeśli zabijać, albo i nie zabijać, to kogo raczej: swoich czy obcych? Naszych czy waszych?


- Chyba rzeczywiście masz kłopot - zmartwił się szczerze Kloss. - Z drugiej jednak strony, jak by nie patrzeć, byłeś w piekle i wydostałeś się stamtąd. To już jest jakiś sukces. Cokolwiek byś teraz nie postanowił, już wygrałeś!
- Niby tak - Stirlitz podrapał się długą dłonią w głowę. - Mnie jednak, tak ogólnie, dręczy pytanie - Co ja z tego piekła mam wyciągnąć za wniosek? I jak wyciągnięte wnioski przełożyć na praktykę życia? Na filantropa to ja się nie nadaję, na przedszkolankę i pielęgniarkę też nie - mam za paskudną naturę. Umiem walczyć, przeciwstawiać się, bunty wzniecać, w pył roznosić... Tylko kogo? Tak konkrietno? Żeby się nie pomylić...


- Chętnie bym ci pomógł - Kloss bezradnie rozłożył ręce - ale sam nie wiem jak. Ale będę myślał o tym - podniósł palec - obiecuję. A na razie... Dopijmy i chodźmy spać. Już późno, a jutro na pewno czeka nas moc wrażeń.
Rada Klossa była słuszna i wkrótce obaj pochrapywali zawinięci w derki na wiechciach przyniesionej z pola słomy. Klossowi śnił się tradycyjnie już bigos i jakieś powstanie w tle, a Stirlitzowi przyśnił się jego Anioł Stróż. Mówił do niego wiersze Puszkina i drapał Stirlitza za uchem, jakby Stirlitz był niedźwiedziem. Stirlitzowi bardzo się to podobało i w końcu przyśniło mu się, że słuchając tych puszkinowych wierszy się zdrzemnął, a potem ocknął i było mu strasznie wstyd. Kiedy się rano obudził, to zapomniał ten sen, a szkoda bo być może naprowadziłby go na jakiś trop wiodący do rozwiązania jego dylematów.

 

wesoły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura