rozpylaczek rozpylaczek
2836
BLOG

Viktor Orbán też stoi tam, gdzie stało ZOMO

rozpylaczek rozpylaczek Polityka Obserwuj notkę 39

I jak tu się dziwić, że Jarosław Kaczyński jest taki podejrzliwy, że wszędzie wietrzy spisku, że pyta o to, gdzie ktoś stał w sierpniu 1980, a gdzie ktoś inny był przed rokiem 1918 – skoro zdradzają go nawet najwierniejsi przyjaciele.

Jeszcze Jarosław Kaczyński tęsknił do tego, że kiedyś w Warszawie będziemy mieli Budapeszt, czyli rządy takie, jakie na Węgrzech sprawuje Viktor Orbán.

No i co? Okazało się, że ów tak wielbiony przez Kaczyńskiego Viktor Orbán wysłał lizusowski list z okazji 70. urodzin Lecha Wałęsy: „Jest Pan sumieniem demokratycznej Europy po upadku komunistycznej dyktatury, człowiekiem, który nigdy nie bał się zabierać głosu, gdy pojawiały się niesprawiedliwość czy ograniczenie wolności. (…) Dziękuję Panu za to, że przez całe życie służył Pan za wzór człowieczeństwa, empatii i umiłowania wolności. Nie jest łatwo być żywą legendą. Wiem, że właśnie powstał film o Pana życiu, który pokazuje Pana jako nie tylko najsłynniejszego w polskiej historii bojownika o wolność, ale także zwykłego człowieka spoza symbolicznego image'u. Chciałbym teraz oddać hołd właśnie temu zwykłemu człowiekowi.

Jarosław Kaczyński pewnie jeszcze nie zna treści tego listu (może wierni podwładni postanowili oszczędzić mu bólu i przy codziennej prasówce ominęli tę przykrą wiadomość?), bo gdyby znał, już by zaczął zadawać pytania, o to gdzie był i co robił rzeczony Orbán na przykład w grudniu r. 1981.

I szybko wszystko by się stało jasne, Jarosławowi Kaczyńskiemu wystarczyłoby tylko przeczytać rozdział III książki Igora Jankego „Napastnik. Opowieść o Viktorze Orbanie”.

Otóż 18-letni Viktor Orbán w sierpniu r. 1981 został powołany do wojska. Służyć mu przyszło w Zalaegerszeg, w specjalnej jednostce, która w sierpniu 1968 roku – wraz z innymi „bratnimi” armiami – tłumiła w Czechosłowacji „praską wiosnę”. Dwa dni przed wprowadzeniem w Polsce stanu wojennego część jednostki przeniesiono do specjalnego obozu przygotowawczego. Żołnierze dostali ostrą broń, spali w namiotach. Noc z 12 na 13 grudnia 1981 Viktor Orbán spędził z dłońmi zaciśniętymi na zimnym karabinie, czekając na rozkaz przyjścia z pomocą bratniej Polsce, ogarniętej kontrrewolucją.

Orbán: „Miałem ogromny dylemat moralny. Co zrobić, jak każą nam jechać? Kochaliśmy Polskę. Jechać do Polski i robić coś przeciwko Polakom, to byłoby straszne. Wiedzieliśmy, że jesteśmy po złej stronie. Co zrobić, jak się jest w armii po złej stronie? Nie miałem dobrej odpowiedzi na to pytanie. Nie widziałem wyjścia z sytuacji”.

Na szczęście dla niego nigdzie nie musieli jechać, bo gen. Jaruzelski poradził sobie bez bratniej pomocy. „Domyśliliśmy się, że nie było zbrojnego oporu w Polsce, dlatego nas tam nie wysłano. Domyśliliśmy się, że polscy i rosyjscy komuniści załatwili to sami, nie potrzebowali pomocy z zewnątrz” – wspomina Orbán.

A więc nie dość, że Orbán klęka przed Wałęsą, to jeszcze rozpowiada, że stan wojenny uratował Polskę przed taką samą interwencją wojsk Układu Warszawskiego, jakiej doświadczyła Czechosłowacja w r. 1968.

Jerzy Skoczylas

rozpylaczek
O mnie rozpylaczek

Stoję tam, gdzie stało ZOMO, dziecko resortowe, dziadek z Wehrmachtu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (39)

Inne tematy w dziale Polityka