Kasjopea Kasjopea
281
BLOG

Co ma informatyk do „znawcy mody”?

Kasjopea Kasjopea Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Kto choć raz zetknął się z komputerową korporacją, zauważył zapewne osobliwy, polsko-angielski dialekt, będący tam w użyciu i raczej nie dziwią go wypowiedzi w rodzaju „apgrejdować klauda”. Przez chwilę jest to komiczne, dłużej mogłoby nosić znamiona tortury językowej. Ostatnio jednak odkryłam kolejne miejsce, w którym panuje tak osobliwy slang. Otóż wpadł w moje ręce tekst, którego bez pomocy tłumacza chyba nie zrozumiem, zawierający takie zdania, jak: „Podczas gdy ikony street style’u silą się na oryginalność i kilka razy dziennie zmieniają kalejdoskopowe total looki, modelki wynoszą off-duty chic na nowy poziom nonszalancji”* czy „Opcja dla sportsmenek to Drivemebikini – surferski brand, który lansuje stroje stylizowane na pianki, równie modne jak kitesurfing i wakeboard”**. Do zajrzenia do czasopisma, które posługuje się takim szyfrem pociągnęły mnie zaś zakodowane hasła na okładce: „generacja na lato”, „trendsetterzy i ich wakacyjne moodboardy” oraz „wybierz swój bikini look”. Miałam nadzieję, iż po przeglądnięciu gazetki poznam znaczenie tych skomplikowanych, jakże specjalistycznych terminów, jednak moje nadzieje zwiędły wraz z wiarą w szacunek dla języka ojczystego przejawiany przynajmniej w druku. Badanie kultury popularnej to jednak zajęcie dla osób o mocnych nerwach.

 Zagadką pozostaje dla mnie, czy autorzy cytowanych tekstów nie znają polskich odpowiedników użytych przez nich terminów (a jeśli tak, i są to nieprzetłumaczalne nazwy własne, to dlaczego chociaż ich nie wyjaśnią na użytek takich dyletantów jak na przykład pisząca te słowa), czy może uznali, że w ten sposób będą brzmieć bardziej światowo. W zeszłych stuleciach wieszczowie wykpiwali nadużywanie francuszczyzny, wcześniej oznaką nowoczesności było dopuszczenie w oficjalnych sytuacjach języków narodowych w miejsce łaciny… a teraz w słownictwie potocznym na dobre rozgościł się angielski, i to nie w formie cytatów (co jeszcze mogłoby być zrozumiałe), ale zbitek językowych, sprawiających wrażenie wytworów słynnego tłumacza Google’a. Jednak, jak widać na załączonym obrazku, nawet wykpiwany Google potrafi przetłumaczyć „brand” na „marka”. Nie wiem jak dla innych, ale dla mnie czytanie tekstu, w którym mieszają się dwa języki, jest nieco męczące. Już wygodniej byłoby, żeby całość była po angielsku – podobne zresztą miałam odczucia w stosunku do pewnej międzynarodowej komputerowej korporacji, którą mimo specyficznego profesjolektu podziwiam za pewne rozwiązania technologiczne i pomysły.

Być może mam zbyt wysokie wymagania odnośnie poprawności językowej, nie wykluczam, że zostanę uznana za purystkę językową… ale są zjawiska, które do pewnego natężenia śmieszą, a gdy nasilą się bardziej, mogą stać się irytujące. Liczę jednak na to, że występują one w ograniczonej liczbie dziedzin, i że traktowane są z przymrużeniem oka, a nie jako typowy sposób wypowiedzi.

Źródła:

*Glamour, lipiec 2016, str. 18

** tamże, str. 20

Zobacz galerię zdjęć:

Kasjopea
O mnie Kasjopea

Interesują mnie nauki ścisłe i techniczne, a także ich związki z życiem społecznym. Uwielbiam pisać.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości