Zostali sami. Mam dwu takich kolegów: Leszka Szarugę i Włodka Frenkla. W 68 byli już pełnoletni.
XXX. Maruderzy
poprzedni pierwszy następny
Leszek miał 22, Włodek zaledwie 19 lat. Ten pierwszy to syn poety Witolda Wirpszy i Marii Kureckiej, znakomitych tłumaczy, którzy przyswoili polskiemu językowi m.in. Doktora Faustusa – Manna. Oboje postanowili wyemigrować w 68 do Niemiec.

Leszek Szaruga (Aleksander Wirpsza)
Aleksander powiedział: - nie. W jakimś opowiadaniu Marka Nowakowskiego znalazłem to zdanie : "Szaruga, to dobry pseudonim dla komunisty".
Przyznał mi się kiedyś, że też to zdanie odczytał i stąd wziął sobie pseudonim. Zmienił także imię. I został. Komunistą jednak już być nie potrafił. Stał się Leszkiem Szarugą i wlazł w opozycję po uszy. Studia polonistyczne musiał kończyć zaocznie. Potem pracował w jakimś pisemku typu „Hotelarz” czy „Pies”. Dziś pisze ciemne wiersze. Jest też profesorem.

Frenkiel podobnie - choć całkiem inaczej. Też odmówił wyjazdu z rodzicami. Ale nazwiska nie zmienił. Jego rodzice byli jakoś w Rosji zakorzenieni ale już na polskich paszportach. Więc dla nich otwarty był Wiedeń. Włodek zaś z tego co wiem przejął mieszkanie w Al. Wyzwolenia. Stał się beniaminkiem organizacji partyjnej. Skończył rusycystykę, zajął się handlem. Szczególnie w późnych latach 80 tych i wczesnych 90 tych handel via Rosja to była złota żyła. Towary płynęły ze wschodu. A jak ktoś dobrze znał rosyjski i ... duszę moskiewską. Można było w sowieckiej tiurmie życie stracić albo budować - kapitalizm...
To był szok, jak w późnych latach 80’tych niechciany przez nas w szkole rosyjski zapamiętany w wierszykach Simonowa, nagle wypłynął na dworce, jak młodzi komputerowcy wykrzykiwali przez pierwsze komórki :
- Da da, pokupaj. Da wsio. I zołoto toże.
W 1993 czy 94 roku ciężka limuzyna Frenkla dotknęła delikatnie mojego redaktorskiego malucha pod „Zieloną Budką” na Puławskiej w Warszawie. Byłem wtedy wicemarszałkiem Sejmiku, znanym publicystą więc Włodek z atencją pokazywał mi swoje włości. Pokazał, że no jakby to delikatnie powiedzieć: rządzi Warszawą i nie tylko. Chętnie mi pomagał.
Nagrywałem wtedy niemal bez pieniędzy moje spotkania zatytułowane "ATaK Show" w Polonii 1. To był już czas po likwidacji stacji naziemnej. Skończył się live Z Nowej Telewizji Warszawa, gdzie wśród stu gości "A Teraz Konkretnie" w latach 1993-1994 niemal wszyscy moi rozmówcy: od Balcerowicza, porzez Geremka, Olszewskiego czy Najdera, Kawalca, Niezabitowską, Chrzanowskiego, Sztrzembosza i obydwu Kaczyńskich, Krzaklewskiego, a nawet Boniego , że o prezydencie Wałęsie nie wspomnę - mieli reprezentować stronę solidarnościową. Jak sądziłem różniących się poglądami lecz - patriotów i przyzwoitych ludzi.
Teraz programy musiałem rejestrować. Rządzili komuniści Oleksego. Nolens volens zacząłem i z nimi rozmawiać. Na programy umawiałem się z Kwaśniewskim, Blidą, Jakubowską, Liberadzkim, Koładką, Frasyniukiem ( jeszcze go miałem za swego ...) . W sumie kilkadziesiąt nagrań. Do studia prosiłem sekundanta, mój rozmówca swojego i w gronie zaproszonych przez gościa przyjaciół dyskutowaliśmy godzinę. No ale takie towarzystwo trzeba było jakoś przyjąć. Ugościć przed i po nagraniu. A Włosi byli skąpi. Więc w zamian za barterową reklamę młody Piotrek ocierał się w towarzystwie i przysposabiał do zawodu serwując fundowany przez ojca catering.
Włodek miał wtedy restaurację na Chmielnej przy tzw. Towarzystwie Sztuk. Nazywała się Klub Pod Galerią. Tak, to to miejsce, gdzie mieścił się "Kabaret pod Egidą". Czas jakiś zresztą Jan Pietrzak u Frenkla występował.
Jak pisała "Rzeczpospolita": „Frenklowie postanowili stworzyć w stolicy imperium rozrywkowe. Ich pierwsza knajpa Pod Galerią przy Chmielnej ruszyła w sylwestra 1992 r. W 1996 r. w podziemiach kamienicy na Nowym Świecie 23/25 otworzyli dyskotekę Studio Stereo - zamknięto ją w 2000 r. Nie osłabiło to pozycji Frenklów na rynku, bo w 1998 r. wybudowali Labirynt przy Smolnej 14. Są też właścicielami kilku innych klubów w Warszawie, m.in. Tango & Cash i Kwadro”.
To prawda, później pokazywał mi Frenkiel dawne baseny miedzy mostem Berlinga, a Poniatowskiego z praskiej strony Wisły, które zajmował na wielki klub Kon-Tiki. O ile wiem wiele koneksji Frenkla sięga naszych dawnych harcerskich czasów. Stąd np. współpraca ( właśnie w tym Kon-Tiki) z byłym harcerzem-wodniakiem: Tadeuszem Miętusem, co uściskiem zwykł miażdzyć podane mu dłonie, a który przez dwie kadancje (1994-2002) będzie trząsł z ramienia SLD Zarządem Śródmieścia..

Klub Labirynt na Smolnej
No ale co by nie mówić ten "Labirynt" na Smolnej w lokalu po drukarni Chłopskiej Drogi (moja Mama pracowała niegdyś w Gromadzie Rolnik Polski na Smolnej 12 tuż obok) - to było coś ! Poszedłem tam raz ( z ciekawości i pod nieobecność gospodarza) i nie ma co kryć - nie był to niewinny teatrzyk lecz miejsce zorganizowane zostało wspaniale. Mało, mówiąc szczerze obchodzi mnie czy samowolnie czy nie dokonano przeróbek – skoro miejsce żyło. Dyskoteka mieściła się w starej drukarni na trzech poziomach, które pokonywało się metalowymi, kręconymi schodkami. Na każdym piętrze był oczywiście bar i na każdym inna muzyka. Na dole spokojniejsza dla moich rówieśników: Beatlesi, Bony M czy Presley. A im wyżej tym więcej czadu… Wstęp do górnego baru kosztował bodaj sto złotych ale ... tam już za tę kwotę można było pić bez ograniczenia. – Takie All inclusive w słowiańskim stylu. Nie wszedłem na takie obroty acz podejrzewam, że stamtąd odziedziczony po drukarni taśmowy podajnik do gazetowych nakładów zwoził delikwentów wprost – w ręce sanitariuszy z Izb wytrzeźwień.
Frenkiel ma fantazję. Jeszcze mam w oczach jak tańczy rockandroll'a z Iwoną Kamińską na Sylwestra w Kościeliskiej. Przypominam sobie urządzane przezeń ( w opustoszałym po wyjeździe rodziców i brata mieszkaniu w alei Wyzwolenia 10) śniadania w drugi dzień Świat Wielkanocy łaczone ze Śmingusem. Mieliśmy po szesnaście, osiemnaście lat. Grała gitara. Nielegalny Wysocki i Okudżawa wtórowali z taśm szpulowych magnetofonów. Innych „dopalaczy” nie trzeba nam było.
Opowiadam to, co barwne. Może są i inne odcienie w tej tęczy ale wiem, że ludzi z fantazją szkoda. Szkoda Labiryntu nie mniej niż Frascatii. I szkoda, że Kaczyński inaczej – pstrokaty.
Więc wykurzono Włodka pod jakimś zdaje się dość idiotycznym pretekstem (brak koncesji na alkohol po którejś godzinie) i teraz procesuje się Frenkiel z miastem o miliony. Mądre to nie jest. Można było rozstrzygnąć sprawę koncesji na alkohol. Można też było pewnie ucywilizować "Ogródki Piwne" nad Wisłą. Tętniły życiem coś cztery sezony w latach 1998-2002 za rządów Piskorskiego. Ten pasaż między mostami Śląsko-Dąbrowskim i Gdańskim to była akurat domena Tadeusza Miętusa. Robili tam panowie jakieś interesy, nawet krążyłem wokół z moim tetrzykiem – jednak trzymali na dystans....Cóż - czuli, że prędzej czy później wszystkich obsmaruję.
A przecież wcale się do tego nie rwałem. Ani ja ani Polska, która też wolałby być chyba zagospodarowana niż soczyście – opisywana. Tak jednak widać musi być. Choć nie ma nic głupszego niż odbieranie ludziom zarobku, a Warszawiakom zabawy i formy i stylu...
Przedsiębiorca sobie poradzi. Wykurzony z Warszawy Frenkiel prowadzi jakieś kluby na Mazurach, dyskotekę – syn przeniósł do Łodzi. No, a tam, gdzie była w 60 latach restauracjia Sofia we wspominanym domu Gurajanowów u zbiegu alei Jerozolimskich i Smolnej 9/15 prowadzą Frenklowie inną restauracyjkę : nazywa się Tango&Cash
Włodek mieszka teraz gdzieś pod Olsztynem. Z „naszej klasy’ dowiadujemy, się, że to Wieś. Nazwa wypadła mi z głowy. Coś jakby - Korleone ?
Więcej w wydaniu książkowym:

Inne tematy w dziale Rozmaitości