Wychowałem się wśród polskiej inteligencji wyobcowanej z Narodu.
Opis Obyczajów w 15 leciu międzysojuszniczym
rozdz. XXXV - Inteligenckie Getto
poprzedni pierwszy następny
Trzeba było 33 lat bym zrozumiał, że wychowałem się wśród innych. A to znaczy wśród polskiej inteligencji wyobcowanej z narodu.
Czy była pośledniejsza ? - Oto najbardziej dramatyczne pytanie. Przed wojną ta inność to był plebs i brud, handełe i choroba.
Na przeciwległym krańcu inności stała: „swojskość” czy „naszość”, sparodiowana przez Żeromskiego w Nawłoci i spotęgowana w obrazie Estancji z „Transantaltyku” Gombrowicza. Tromtadracja, narodowość - tym wszystkim słowom współczesny inteligent nadał pejoratywne brzmienie. Może jeszcze słowa patriotyzm i wspólnota nie brzmią podejrzanie choć pozostają w osamotnieniu niepojętym jeśli zważyć, że jeszcze w 1949 roku autor „Społecznej Genealogii” twierdził, że „Dla zrozumienia genealogii inteligencji polskiej ważnym momentem jest fakt, że w okresie porozbiorowym inteligencja była jedyną spadkobierczynią szlacheckiej idei państwowej i stanowiła „moralny” rząd narodu polskiego”.
Ale Chałasiński właśnie, ten syn pisarczyka gminnego - rząd ów poddaje miażdżącej krytyce wskazując, że polska inteligencja była warstwą nieproduktywną. Zachowując jedynie towarzyskie formy nie potwierdzała swojego znaczenia ani gospodarczą ani polityczną aktywnością. Wyrzucając poza swój nawias nawet zawodowych intelektualistów ( pisarzy i naukowców) przekształciła się zdaniem Chałasińskiego w wyizolowaną biurokrację i stworzyła – jak je socjolog nazywa; „inteligenckie getto”. „Inteligenckie getto – powiada Chałasiński – a w tym i getto uniwersyteckie nie jest terenem do zdobywania sławy lecz reputacji”.
W getcie zamykają się inni. Ci, którzy chcą się odróżnić. Nie ulega wątpliwości, że wychowany na Gombrowiczu i Schultzu, Tuwimie i Jasieńskim, Andrzejewskim i Konwickim – współczesny polski inteligent najabrdziej chce się odróżnić od Estancji i Nawłoci, wyrzeka się polskości Sienkiewicza szukając uniwersalizmu w Gombrowiczu. Zachłystuje się polską Anty-Inwokacją z „Trans-Atlantyku”:
„Płyńcież Rodacy do Narodu swego! Płyńcież wy do Narodu Waszego św. chyba przeklętego. Płyńcież do Stwora tegoż Św. Ciemnego, co od wieków zdycha, a zdechnąć nie może! Płyńcież wy do Cudaka waszego Św., od natury całej przeklętego, co wciąż się rodzi, a przecież wciąż Nieurodzony. Płyńcież, płyńcież, ażeby on wam ani żyć, ani zdechnąć nie pozwalał, a na zawsze was między Bytem i Niebytem trzymał. Płyńcież do Ślamazary waszy Świętej, żeby ona dali Ślimaczyła…” .
Zachłystuje tak dalece by dziś piórami każdego pismaka postkomunistyznej Trybuny powtarzać że : „ zacna skądinąd myśl, by uczyć młodzieży upodobania do poznawania historii i kultury własnego narodu, bardzo łatwo przeradza się w propagandę nacjonalizmu. Uczucia narodowe i nacjonalistyczne, w przeciwieństwie do wartości humanistycznych i uniwersalnych, możliwych do opanowania przede wszystkim rozumowo, mają głównie charakter emocjonalny. Są one niejako naturalne, atawistyczne i łatwo je rozhuśtać kilkoma chwytliwymi hasłami. Europa przez całe stulecia, żmudnie i z wielkim wysiłkiem, dochodziła do poszanowania indywidualistycznego humanizmu i praw człowieka.”[1]
Współczesna elita intelektualna chce być ponadnarodowa. „Międzynarodówkę” śpiewali komuniści – ideą był internacjonalizm. Dziś z „Hymnem do Radości” Beethovena na ustach mamy stawać się członkami Wielkiej Europejskiej Rodziny.
Mamy więc dwie inności. Dwa getta. Getto inteligenta z Nawłoci Żeromskiego i całkowitego jego przeciwieństwo jakim jest izolacja „klerka z Krakowskiego Przedmieścia” – sportretowanego w „Kalendarzu i Klepsydrze” Konwickiego.
No, ale nad tym słowem ciąży przecież jeszcze jedno, wyjściowe w końcu znaczenie, dosadnie scharakteryzowane przez Żeromskiego w „Ludziach Bezdomnych”: „zamieszkujący lub zatrudnieni w tych stronach tworzyli tak zwane getto. Lecz to ich osiedlisko nie powstało w przeszłości, nie miało za sobą historii. Same nazwy ulic wskazywały, że tak nie było. Nikt ich tutaj nie osadzał osobno, jak, dajmy na to, papież Paweł IV w Rzymie aby się z chrześcijanami nie stykali, nikt ich nie zmuszał do zamieszkania tutaj właśnie, a nie gdzie indziej. Sami spłynęli w tę dzielnicę, zeszli się tu jedni do drugich, a przyrastając stale, stworzyli samochcąc getto.."
Otóż nie ulega wątpliwości, że ten element inności, zrośnięty z polskim obyczajem. Ten cwaniak, handlarz, brudas opisywany w „Eli Makowerze” Orzeszkowej czy u Żeromskiego zniknął do jednego.
- Kto za to odpowiada ? Kto sprawił Shoah?
- Nie wiem i nie tu miejsce dywagować jaki np. mieli w tym udział amerykańscy arystokraci finansjery nie dopuszczający już w czasie II Wojny Światowej by statki z ludźmi uchodzącymi z Europy przed pogromem były do Stanów wpuszczane; by w kraju w którym obcej biedoty było najwięcej właśnie dlatego, że nigdy nie było w nim podobnych choćby hiszpańskim prześladowań, by w Polsce dokonała się rękami nazistów eksterminacja tego „chwastu kulturowego”.
Nie wiem. Wiem tylko, że raz jeden miałem ochotę kogoś gołymi rękami udusić. Było to w 1975 roku, gdy głodny i zmęczony dotarłem na szczyt Autello Nationale w Rzymie. Podszedłem tam do grupy francuskich studentów. Ot tak, pogadać. Gdy po wstępnych grzecznościach powiedziałem, żem Polak, nagle usłyszałem z ust wyglądającego jak młody esesman blond żabojada, że on jest z diaspory, a Polacy wymordowali jego Naród.
Nie chcę pamiętać co było dalej. Ani zmyślać. Po bezskutecznej dyskusji moja reakcja pogłębiła zapewne u przysłuchujących się awanturze europejczyków stereotyp, że Polak zobaczywszy obcych dostaje szału…
W Polsce wybito chyba do jednego biednych z tych miasteczek, w których niekoniecznie po polsku mówiono. Przecież urodzony w Leoncinie koło Nowego Dworu Isaac Singer, który 32 lata życia spędził między Warszawą a Biłgorajem by w wieku Chrystusowym zbiec przed Hitlerem do Stanów - nawet dobrze polskim nie władał.
„Polacy winni wdzięczność Adzikowi” ironicznie pisał Jacek Kaczmarski w „Tunelu”. O nie ! Jacy Polacy !?
Zresztą ja nie znam takiej opozycji Polak – ktoś z diaspory. Znam tylko opozycję polski inteligent z getta i polski warchoł, cham, antysemita.
Rzecz w tym, że dla większości klerków z Krakowskiego przedmieścia opozycja ta dzisiaj się odwraca przeciwstawiając europejskim inteligentom z aspiracjami do Hollywoodu – ksenofobijnego narodowca z „Kompleksem Polskim”. A to też antynomia fałszywa.
Więcej w wydaniu książkowym
[1] Krzysztof Lubczyński, ,,Trans-Atlantyk'' znów straszy ,,Trans-Atlantyk'' znów straszy , Trybuna
Inne tematy w dziale Rozmaitości