A więc wracamy do wzajemnych seansów nienawiści. Rzucania się sobie zębami do gardeł. Dla wojowników PO i PiS mam ćwiczenia, jak rozluźnić szczękościsk. Bo można wygrać wybory, ale przegrać władzę. Można walczyć o prawdę, ale ulec iluzjom. Dla szczęścia Narodu proponuję więc odrobinę buddyzmu i kosmopolityzmu. Wiem, że to trudne. Ale przynajmniej spróbujmy ujrzeć nasze konflikty w perspektywie, którą kreślę poniżej. Wyzwolić się z iluzji absolutnej racji.
Strach rządzi
Nie jestem buddystą, bo nie medytuję. Przez kilka miesięcy uprawiałem w Nowym Jorku jego uproszczoną, chińską wersję Falung Gong. Wcale nie byłem otępiały. Przeciwnie, wcześniej nigdy nie działałem tak skutecznie. Zrozumiałem wtedy, jak wiele energii tracimy na wewnętrzne wahania wywołane podświadomym lękiem przed światem, na zapas. Podobne wrażenie wyzwolenia z lęku dała mi piesza pielgrzymka do Częstochowy wiele lat temu. Dziesięć dni modłów i doskonalenia się w miłości bliźniego. Ale wolę buddyzm, bo w Polsce nie ma obciążeń politycznych.
Politycy podsycają w nas lęk, żeby zniewolić i użyć do własnych celów. Uważamy wtedy, że coś nas oddziela od wrogiego otoczenia. Łatwo wpadamy w gniew. Chcemy zniszczyć ludzi i rzeczy, zanim one nas zniszczą Wydaje nam się, że nasze "ja" jest absolutne i stanowi główny czynnik działania. Dajemy się używać w seansach nienawiści.
Jeśli jednak spojrzymy na siebie z głęboką uwagą, to jaźń zdumiewająco znika. Analizując coraz głębiej naszą świadomość, zaczynamy dostrzegać, że wszystko rozpływa się zmieniając w wiązki relacji. Nie ma nic trwałego. Rozpływanie się świata pod stopami przestaje nas trwożyć, gdy tylko uwolnimy się od oporu, jak i fascynacji tym niezwykłym zjawiskiem. Osiągamy wówczas miłe doświadczenie swobodnego unoszenia się. Zatracamy poczucie granic, a zyskujemy wrażenie nieskończoności, wszechobejmującej realności, która łączy nas z innymi istotami. To prawdziwa jaźń, niewyczerpana studnia pokoju i szczęścia, zawierająca wszystko, spełniająca wszystkie pragnienia, obejmująca wszystko inne, bez zaniedbywania siebie samej. To esencja doświadczenia, które uzyskał Budda. Tak je opisuje prof. Robert Thurman w swej książce "Inner Revolution. Life, Liberty and Purtsuit of Real Happiness". (Rewolucja wewnętrzna. Życie, wolność i podążanie za prawdziwym szczęściem).
Objawienie
Na czym polega buddyjskie objawienie i jak je osiągnąć? Autor sławnej książki pt. "Inteligencja emocjonalna" Daniel Goleman jest psychologiem i buddystą, który od dziesięcioleci bada medytację. W jednej z poprzednich książek pt. "The Meditative Mind" opisuje kolejne stany umysłu prowadzące do ostatecznego Wglądu.
Przede wszystkim, człowiek powinien osiągnąć pełną świadomość funkcji cielesnych, doznań fizycznych i stanów umysłu. Już tylko to wymaga wielomiesięcznych ćwiczeń. Następnie medytujący zauważa, że obserwowane w jego umyśle zjawiska są różne od samego umysłu. Dostrzega, że ani świadomość, ani jej obiekty nie mają swej istoty. Widzi, że pojawiają się jako łańcuch przyczyn i skutków, nie są jednak rezultatem działania żadnego czynnika. Zaczyna rozumieć, że nie ma trwałego "ja" i wszystko jest płynne. Medytując, człowiek odsuwa się od świata doświadczeń. Od tej chwili zaczyna dostrzegać początek i koniec każdego momentu świadomości.
Nagle pojawiają się wspaniałe doznania: wizje jasnego światła, uczucie zachwytu, wdzięczność wobec buddyzmu, nauczyciela medytacji i samego Buddy, a także poczucie zrównoważonej energii. Ciało wypełnia silna i wyraźna świadomość każdego momentu oraz uczucie przywiązania do tych doznań. Choć jest to stan wyrafinowanej rozkoszy, to medytujący zdaje sobie sprawę - sam lub przy pomocy nauczyciela - że nie doszedł do końca drogi. To tylko pseudonirwana.
Gdy pseudonirwana stopniowo mija, wtedy świadomość każdego momentu staje się jaśniejsza, a rozróżnienie każdego z momentów coraz subtelniejsze, aż postrzeganie staje się nieskazitelne. Koniec każdego momentu jest wyraźniejszy niż jego początek, aż medytujący zaczyna dostrzegać każdy moment dopiero wtedy, gdy znika. Rzeczywistość rozpływa się i wtedy - zjawia się przerażenie. Każda myśl nabiera bytu i staje się źródłem strachu. Medytujący zdaje sobie sprawę, że żadne zjawisko nie przynosi zadowolenia, nic nie stwarza nadziei, w tym żaden dający się pomyśleć stan umysłu. Wszystko jest tylko nędzą i cierpieniem.
Człowiek w końcu dostrzega, że ulgę przyniesie dopiero zaprzestanie procesów umysłowych. Ciało zaczyna przenikać ból i trudno wytrzymać dłużej w jednej pozycji. Ból ciała i umysłu wydaje się nie do zniesienia, lecz znika pod systematyczną obserwacją. Wtedy dalsza kontemplacja postępuje bez trudu. Żaden wysiłek nie jest już potrzebny, a obserwacja może postępować całymi godzinami.
W końcu świadomość nie potrzebuje już żadnych zjawisk do obserwacji, aby sama istnieć. Medytujący osiąga stan świadomości czystej. Jest to właśnie nirwana, gdy całkowicie ustępuje postrzeganie zjawisk fizycznych i umysłowych. Zrazu nirwana nie trwa nawet sekundy, gdyż natychmiast po jej pojawieniu, świadomość dostrzega ten niezwykły stan, czyli jakiś obiekt poza sobą samą. Z czasem jednak ten stan się wydłuża.
Mistrzowie medytacji potrafią osiągnąć nirwanę gdziekolwiek, kiedykolwiek, tak szybko i na tak długo, jak zechcą. Najwięksi mistrzowie osiągają stan świętych, czyli istot przebudzonych. Jeszcze wyższym stanem jest całkowite pozbycie się świadomości, zwane nirodh. Ustają wtedy funkcje ciała i zanikają nawet ślady najmniejszych pragnień. Bicie serca i przemiana materii są niedostrzegalne, lecz ciało nie rozkłada się. Stan ten może trwać do siedmiu dni, choć medytujący zauważa tylko moment przed i po jego ustąpieniu, jako następujące bezpośrednio po sobie. Musi także z góry określić czas trwania tego stanu, gdyż inaczej umrze, nie mogąc z niego wydobyć się od wewnątrz.
PS. Dałem powyżej fragmenty tekstu, jaki opublikowałem w Rzeczpospolitej pt. „I ty zostaniesz Buddą?”, gdy częściowo wróciłem do Polski dziesięć lat temu. Ś.p. Maciek Łukaszewicz miał dość poczucia humoru, żeby to wydrukować w tygodniu kultury chrześcijańskiej. A ja je przypominam, kiedy zaczyna się publiczne odgrywanie na zwolnionych obrotach katastrofy smoleńskiej i „walka o krzyż”. Jezu, wyluzuj. Nie znęcaj się nad nami. Ponoć byłeś buddystą.
W TVP Kultura występuję w talk show o ideach "Tanie Dranie: Kłopotowski/Moroz komentują świat. Poniedziałki ok. 22.00
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka