Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
836
BLOG

Szatańskie wersety Marka Twaina

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Kultura Obserwuj notkę 6

Gdy mówimy „Mark Twain” myślimy „Przygody Tomka Sawyera”. No, może jeszcze „Życie na Missisipi”, albo „Przygody Hucka Finna”. Mało kto wie, bo od momentu wydania w 1966r. nie było wznowień, że Mark Twain jest autorem „Listów z Ziemi”.

 
 
To mała książeczka i około 100 stroniczek mają jednak sporą siłę rażenia. To nic innego jak opowieść diabła, który opisuje życie ludzi w listach z ziemi właśnie i rozprawia się ze religijnymi stereotypami i – co tu dużo mówić – religijną bezmyślnością. „Listy z Ziemi” to zestaw niezwykle antyklerykalnych haseł, wypowiedzi i argumentów. To może tłumaczyć dlaczego w wolnej Polsce nie ukazało się żadne jej wznowienie…
 
 
Cała opowieść zaczyna się od aktu stworzenia świata i rozwiązania Wielkiej Rady. Stwarzane zwierzęta są wysyłane na Ziemię. „Co to jest Ziemia?  - Mały glob, który stworzyłem przed wiekiem, nie, dwa i pół wieku temu. Widzieliście go, lecz nie zwróciliście na niego uwagi pośród tej eksplozji światów i słońc, która trysnęła z mej dłoni” – mówi Bóg i dalej: ‘Człowiek jest eksperymentem, inne zwierzęta są również eksperymentem. Czas pokaże czy były one warte trudu. Pokaz skończony., możecie odejść moi panowie”. Wśród rozmówców Boga był anioł Szatan, który „wypowiadał pełne podziwu uwagi na temat pewnych błyskotliwych dzieł Stwórcy, uwagi, które – gdyby czytać między wierszami – były sarkastyczne”. O sarkazmie doniesiono, skazano go na wygnanie i wysłano do w Przestrzeń, gdzie „…trzepotał skrzydłami wśród wiecznej nocy i arktycznego zimna; teraz jednak przyszło mu na myśl, żeby dostać się na ziemię, zbadać ją i zobaczyć, jak przebiega eksperyment z Rasą Ludzką”. I zaczął pisać do świętych Michała i Gabriela…
 
 
To jest dziwne, niezwykłe i interesujące miejsce. Nic tutaj nie przypomina tego, co jest u nas. Wszyscy ludzie są obłąkani, inne zwierzęta też są obłąkane. Ziemia jest obłąkana, sama Natura jest obłąkana. Człowiek to istota ogromnie ciekawa. W swych najwyższych wzlotach jest czymś w rodzaju anioła bardzo niskiej rangi, w swych najgorszych upadkach - czymś niewyrażalnym i niewyobrażalnym. A przecież otwarcie i zupełnie szczerze nazywa siebie "najszlachetniejszym dziełem Boga". Naprawdę. I nie jest to wcale jakiś jego nowy pomysł, mówi to sobie od wieków i wierzy w to. Wierzy w to i w całym jego rodzie nie znalazł się nikt, kto by się z tego wyśmiał.
Co więcej - jeśli wolno mi jeszcze bardziej was zadziwić - on sobie wyobraża, że jest ulubieńcom Stwórcy. Wierzy, że Stwórca jest z niego dumny, wierzy nawet w to, że Stwórca go kocha, że szaleje za nim, że spędza całe noce na podziwianiu go; ależ tak, że go strzeże i ratuje od kłopotów. Modli się do Niego i wyobraża sobie, że On go słucha. Czyż to nie zabawne? Wypełnia swe modlitwy prymitywnymi, jałowymi i kwiecistymi pochlebstwami pod Jego adresem i sądzi, że On siedzi pomrukując z zadowolenia nad tymi dziwactwami i cieszy się z nich. Modli się codziennie o pomoc, łaskę, ochronę i czyni to z pełną nadzieją i zaufaniem, jakkolwiek żadna jego modlitwa nie została jeszcze nigdy wysłuchana. Mimo to nie zniechęca go ten codzienny afront, ta codzienna klęska - modli się wciąż tak samo.
Jest coś niemal doskonałego w tej wytrwałości. Muszę was jeszcze bardziej zadziwić: on sądzi, że kiedyś pójdzie do nieba!
Ma płatnych nauczycieli, którzy mu to mówią. Mówią mu także, że istnieje piekło, w którym gorzeje wieczysty płomień, i że trafi tam, jeśli nie będzie przestrzegał Przykazań. A co to są Przykazania? To coś osobliwego. Opowiem wam o nich w przyszłości”.
 
 
I dalej: „Niebo człowieka jest takie jak on sam: dziwne, interesujące, zdumiewające, groteskowe. Daję wam słowo, nie ma w nim ani jednej atrakcji, którą on rzeczywiście ceni. Składa się - zupełnie i całkowicie - z rozrywek, o które człowiek absolutnie nie dba tutaj na Ziemi, a przecież jest całkiem pewien, że będzie je lubił w niebie. Czy to nie ciekawe? Czy to nie interesujące? Nie sądźcie, że przesadzam, naprawdę nie. Podam wam szczegóły.
Większość ludzi śpiewa, większość ludzi nie umie śpiewać, większość ludzi nie może słuchać, jak inni śpiewają, jeśli to trwa dłużej niż dwie godziny. Zapamiętajcie to sobie.
Zaledwie dwóch ludzi na stu umie grać na jakimś muzycznym instrumencie, a tylko czterech na stu pragnie się tego nauczyć. Zapiszcie to sobie.
Wiele ludzi się modli, ale niewiele z nich to lubi. Bardzo niewiele modli się długo, inni klepią tylko krótki pacierz.
Więcej ludzi chodzi do kościoła, niż ma na to ochotę. Dla czterdziestu dziewięciu ludzi na pięćdziesięciu Dzień Świąteczny jest ponurą, posępną nudą. Z wszystkich ludzi zebranych w niedzielę w kościele dwie trzecie jest znużonych, w chwili gdy nabożeństwo dobiegło do połowy, a cała reszta, zanim się jeszcze skończyło.
Najprzyjemniejszą chwilą dla wszystkich jest ta, kiedy kaznodzieja podnosi ręce do błogosławieństwa. Można wtedy usłyszeć w kościele lekki szmer ulgi i można rozpoznać w nim coś jakby wdzięczność. […] Proszę was o zapamiętanie tych wszystkich szczegółów. Dalej. Wszyscy ludzie o zdrowych zmysłach nie cierpią hałasu. Wszyscy ludzie o zdrowych czy chorych zmysłach lubią urozmaicenie w życiu. Monotonia szybko ich męczy. Każdy człowiek w zależności od zalet umysłowych, które przypadły mu w udziale, ćwiczy swój intelekt stale, nieustępliwie i to ćwiczenie stanowi ogromną, wartościową i zasadniczą treść jego życia. Najniższy intelekt, tak samo jak najwyższy, posiada pewnego rodzaju uzdolnienia i znajduje dużą przyjemność w ich wypróbowywaniu, doświadczaniu i doskonaleniu. Urwis, który góruje w zabawach nad swym kolegą, z równą pilnością i zapałem oddaje się swemu zajęciu jak rzeźbiarz, malarz, pianista, matematyk i cala reszta. Nikt z nich nie byłby szczęśliwy, gdyby skrępowano jego talent.
A zatem - znacie fakty. Wiecie już, co ludzkość lubi, a czego nie lubi. I ludzkość wynalazła niebo, wymyśliła je zupełnie sama, z własnej głowy. Zgadnijcie, jakie ono jest! Nie zgadlibyście nawet w ciągu tysiąca pięciuset wieczności. Najbystrzejszy umysł, znany wam czy mnie, nie zgadłby tego w ciągu piętnastu milionów eonów”.
 
 
Dosłownie traktując tekst można by nabrać przekonania, że to coś strasznie obraźliwego dla Boga i jego wyznawców. Inaczej – i tak to chciał przedstawić Twain – gdy spojrzymy na te fragmenty jako krytykę letnich postaw religijnych, swoistego rodzaju obłudy ludzi chodzących do kościoła, którzy jednak z niecierpliwością oczekują na zakończenie nabożeństw.
 
 
Z lubością Szatan opisuje prawdziwe relacje międzyludzkie, międzyrasowe, mimo, że wszyscy odnoszą się do miłości i miłosierdzia chrześcijańskiego. To krytyka rasistowskich relacji w Twainowej Ameryce: „Wszystkie narody patrzą z góry na wszystkie inne narody, Wszystkie narody nie lubią wszystkich innych narodów. Wszystkie białe narody gardzą wszystkimi kolorowymi narodami, bez względu na ich barwę, i uciskają je, jeśli tylko mogą. Biali ludzie nie łączą się z "czarnuchami" ani nie wchodzą z nimi w związki małżeńskie. Nie dopuszczają ich do swoich szkół i kościołów. Cały świat nienawidzi Żyda i nie może go znieść, chyba że ów Żyd jest bogaty”.
 
 
Twainowy Szatan odważnie obśmiewa wizję Nieba, naśmiewa się z Biblii: „Jedna z jego głównych religii nazywa się chrześcijaństwem. Na pewno zainteresuje was jej zarys szczegółowo przedstawiony w księdze zawierające; dwa miliony słów, zwanej Starym i Nowym Testamentem. Ma ona także inną nazwę - Słowo Boże.
Ponieważ chrześcijanin myśli, że każde jej słowo zostało podyktowane przez Boga - tego Boga, o którym mówiłem.
Jest to księga bardzo interesująca. Zawiera wiele szlachetnej poezji, trochę pomysłowych baśni, trochę ociekających krwią historii, trochę pożytecznych morałów mnóstwo nieprzyzwoitości i ponad tysiąc kłamstw.
Ta Biblia oparta jest przeważnie na fragmentach starszych Biblii, które się przeżyły i skruszały na proch. A zatem brak jej oryginalności, to nieuniknione. Trzy lub cztery wydarzenia, najbardziej imponujące i wywierające największe wrażenie, opisane były już we wcześniejszych Bibliach; wszystkie najlepsze przykazania i zasady postępowania także pochodzą z tamtych Biblii; dwie rzeczy są w niej tylko nowe: przede wszystkim piekło, no i to osobliwe niebo, o którym wam mówiłem”.
 
 
Naśmiewa się z ludzkiej religijności, opartej jego zdaniem na wielkiej naiwności: „W ciekawy sposób pracuje umysł ludzki. Chrześcijanin zaczyna od tego prostego stwierdzenia, tego wyraźnego stwierdzenia, tego nieugiętego i bezkompromisowego stwierdzenia: Bóg jest wszechwiedzący i wszechmocny.
Jeśli tak jest, nic nie może się zdarzyć bez jego uprzedniej wiedzy; nic się nie zdarza bez jego zezwolenia, nic nie może się zdarzyć, czemu on postanowi zapobiec.
To dość jasne, prawda? Czyni to Stwórcę wyraźnie odpowiedzialnym za wszystko, co się zdarza, prawda? Chrześcijanin przyznaje to w owym zdaniu drukowanym kursywą. Przyznaje to z uczuciem, z entuzjazmem.
A potem, uczyniwszy w ten sposób Stwórcę odpowiedzialnym za wszystkie te wyżej wymienione cierpienia, choroby i nieszczęścia, którym on mógłby zapobiec, chrześcijanin łagodnie nazywa go Naszym Ojcem!”.
 
 
Nie oszczędza nikogo i niczego, żadnego poglądu na chrześcijaństwo: „Historia ludzkości jest w ciągu wszystkich wieków czerwona od krwi, gorzka od nienawiści i splamiona okrucieństwami; lecz dopiero od czasów biblijnych te jej cechy nie były pozbawione pewnej granicy. Nawet kościół, któremu od początku jego supremacji przypisuje się przelanie większej ilości niewinnej krwi niż w czasie wszystkich wojen politycznych razem wziętych, przestrzegał granicy. Pewnej granicy. Ale zwróćcie uwagę, że kiedy Pan, Bóg Nieba i Ziemi, czczony Ojciec człowieka, wyrusza na wojnę, nie zna granic. Zupełnie nie ma miłosierdzia - on, którego nazywają Źródłem Miłosierdzia. On zabija, zabija, zabija. Wszystkich mężczyzn, wszystkie zwierzęta, wszystkich chłopców, wszystkie dzieci, a także wszystkie kobiety i wszystkie dziewczęta, z wyjątkiem tych, które nie zostały zdeflorowane.
Nie robi różnicy pomiędzy niewinnymi i winnymi. Dzieci były niewinne, zwierzęta były niewinne, wielu mężczyzn, wiele kobiet, wielu chłopców, wiele dziewcząt było niewinnych, a przecież wszyscy musieli cierpieć razem z winnymi. Tym, czego żądał obłąkany Ojciec, była krew i nędza; obojętne, kto ją spowodował”.
 
 
Skandal? Bezczelność? Tupet? Myślę, że gorliwy chrześcijanin tak właśnie tę opowieść odbierze. Ale można też spojrzeć na nią jako na okazję do dyskusji o kondycji chrześcijaństwa i jego wyznawców. Niewielu jest bowiem chrześcijan, którzy są chcą (i są przygotowani!) do takich rozmów. Chętnie narzekają na „uczenie się na pamięć” Biblii przez Wyznawców Jehowy, ale niewielu umie z nimi polemizować, bo po prostu pisma Świętego nie zna.
 
 
Żyjemy w czasach, gdy bezmyślne powtarzanie banalnych formułek nie wystarcza. Nie pomaga nawet ciągłe powoływanie się na Jana Pawła II, bo jest to zazwyczaj odwoływanie się do pewnych emocji o nie Jego myśli i dzieła. I nie pomaga oskarżanie o „antyklerykalizm” tych, którzy próbują polemizować. Książka Marka Twaina zapewne pomoże w debatach – jednych przygotuje na argumenty, drugich zachęci do znajdowania tez odmiennych. Z korzyścią dla obu stron.
 
 
 
 
 
Mark Twain
Listy z Ziemi
Ksiązka i Wiedza 1966
 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Kultura