Aura Xilonen, Jankeski fajter. Mat. wydawnictwa Znak
Aura Xilonen, Jankeski fajter. Mat. wydawnictwa Znak
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
244
BLOG

Jankeski fakin fajter

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Czegośtakiego dotąd nie czytałem. Usadziła mnie od pierwszej strony, porwała przez resztę i doprowadziła do rozpaczy, gdy przyszło kończyć opowieść o Liborio. Na dość tandetnej okładce (aż dziw, że szacowny Znak coś takiego toleruje) jest reklamowana na „literacka petarda z Meksyku” i jest to najprawdziwsza prawda.


Aura Xilonen opisuje świat oczyma młodego imigranta z Meksyku, który przedostaje się na własną rękę do Stanów Zjednoczonych Ameryki i próbuje tam żyć. Pojęcie „próbuje żyć” jest chyba najwłaściwsze i najbardziej adekwatne do tego, co tam przechodzi. Jego losy trudno nazywać przygodami, bo te zazwyczaj są beztroskie i niezapomniane. Liborio także nie zapomina żadnej nauczki, jaką daje mu życie – i w Meksyku, i w USA („Nie trzeba wiele, żeby przeżyć. Ale żeby żyć, to już nie wiem”).


Przejścia Liborio to przejścia między jednymi a drugimi kłopotami, to wątek platonicznej miłości do Aireen („Może miłość to jest taka fakin ulewa lusterek, które odbijają nam tę pustkę, co mamy w sobie”), to jego życie wśród książek, których z jednej strony nienawidzi, a które – nieświadomie – wywierają na niego ogromny wpływ („Mózg mi pulsuje jak wtedy, kiedy na w naszej fakin księgarni zabrałem się do czytania tych cholernych książek, pedalskich i kłamliwych do wyrzygania. Wszystkie pełne wielkich liter, ale kompletnie bez jaj. Prawie każda bez związku ze światem, z prawdziwym życiem. Wypompowane przez te wszystkie puste słowa”).


Jak to mówi jeden z bohaterów książki „wszyscy ludzie mają swoją historię, jedni dłuższą, inni krótszą”. Świat Liborio to świat znany i nieznany, to doświadczenia bliskie i dalekie, to radości, smutki i rozczarowania. „Najpierw ktoś podał mi rękę, a potem wbił nóż w plecy. Taki nóż bardziej boli, niż kiedy go nie znasz, bardziej krzywdzi, bo zdrada zawsze przychodzi z bliska, nigdy z oddali”. Jest tu wiele prawd życiowych, które umykają dorosłym.


Na przejścia Liborio można spojrzeć wielowątkowo – można podążać za jego tokiem myślenia, można bardziej globalnie – przez pryzmat imigracji latynoskiej, albo i – jak kto woli – na problem migracyjny znacznie szerzej. Można spojrzeć na Liborio i jego meksykański życiorys przez pryzmat spojrzenia amerykańskiego, ale i amerykańską rzeczywistość opisywać meksykańskimi oczyma. Książka ma tę wartość, że daje szanse na tyle spojrzeń jednocześnie.


Aura Xilonen ma zaledwie 22 lata, a napisała książkę, której nie powstydziłby się niejeden dorosły i doświadczony pisarz. „Uderza dorosłością” spojrzenia na różne życiowe sporawy, i to w ujęciu globalnym. Wszak meksykańska, czy szerzej latynoska migracja to element globalnych procesów.


Aura Xilonen opisuje przejścia bohatera w czasie bieżącym i jednocześnie jako projekcja przeszłości. Na wartość książki składa się barwny język, iskrzący się tysiącem porównań, zabawnych przekleństw (z owym zamerykanizowanym „fakin” na czele), metafor i spostrzeżeń. Wartością jest egzotyczny, jak na polskie warunki, klimat gorącego (dosłownie i w przenośni) pogranicza amerykańsko-meksykańskiego, z jego geografią, historią, obyczajami, mentalnością, pełnokrwistymi bohaterami, z nadzieją uciekających do lepszego świata i bezwzględnymi „stróżami prawa”, którymi bardzo często nie są oddziały policji, czy straży granicznej, ale samozwańczych milicji.


Xilonen oddaje w sposób niezwykle otwarty mentalność swoich ziomków i pokazuje ich rozkrok pomiędzy marzeniami o lepszym życiu po stronie USA a swoistym patriotyzmem rasowym i rodziną po stronie Meksyku.


Znana publicystyka Natalia Szostak przyrównuje Xilonen do Doroty Masłowskiej. Z powodu wieku i przebojowości, z jaką wdarły się na literacki rynek. Nasza Dorota napisała znaczącą dla polskiej literatury „Wojnę polsko-ruskąpod flagą biało-czerwoną”. Tak samo znaczącą ma być „Jankeski fajter” dla literatury meksykańskiej, a może i  dla amerykańskiej.


Dla mnie to porównania nic nie znaczą, bo nie znam twórczości Masłowskiej. Poza tym, jak pamiętam „Wojnę”, to jednak książka Xilonen ma w sobie więcej lekkości. Może to tylko wrażenie powodowane różnicami kulturowymi Polski i Meksyku, a może to kwestia różnej wrażliwości w różnym wieku – „Wojnę czytałem jak miałem 32 lata, „Fajtera” – 47.


Aura Xilonen zachwyciła i oczarowała, doprowadziła do tego, że cokolwiek napisze – a Szostak wydębiła od niej, że pisze dalej – sięgnę po to bez wahania. No i ważne by było to samo tłumaczenie – Tomasz Pindel przełożył język Xilonen w sposób rewelacyjny.


 


 


Aura Xilonen


Jankeski fajter


Znak 2017


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura