Fot. Krzysztof Mączkowski
Fot. Krzysztof Mączkowski
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
120
BLOG

Magia wieczoru

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Ekologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Nie lubię owej „magii”, bo jest wyświechtana, ale nie ma chyba innego określenia, które mogłoby oddać piękno wieczoru.


Wieczór, bez względu na porę roku i czas (wakacje, praca, wyjazd), jest zawsze tą porą dnia, gdy wszystko wyhamowuje. Codzienna gonitwa zamienia się na powolne przemierzanie – życie jakby tracąc energię słabnącego słońca, spowalnia i zmusza do uważniejszego traktowania otaczającej nas rzeczywistości.


Pozostawiamy za sobą pracę, naukę i zakupy. Zazwyczaj mamy już od tego spokój. Idąc z pracy wiemy, że „za chwilę” odpoczniemy, wykąpiemy się, zjemy kolację, pobawimy może z dziećmi. Będąc w domu, wiemy, że „za chwilę” dzieci pójdą spać i zostawią swoim rodzicom odrobinę wolnego czasu, by porozmawiać, pooglądać telewizję, poczytać i porozmawiać. Nic, co robimy wieczorami nie jest dyktowane presją czasu, a wręcz odwrotnie, wszystko robimy jakby na nieco zwolnionych obrotach.


Nawet, jeśli ktoś musi wziąć pracę do domu, wie, że zrobi to w większym spokoju. Bez nerwów na dzwoniące co chwila telefony, wytrącające nas z rytmu i dokładności, spokojnie możemy popracować i pomyśleć nad tym, „co jutro”.


Wieczorami zazwyczaj siadamy do kolacji, ze względów zdrowotnych najmniej może korzystnego, za to najmilszego posiłku. Jemy w spokoju, bez oglądania się na zegarek, bo trzeba gdzieś szybko biec. Gdy jemy w towarzystwie ukochanych lub przyjaciół, kolacja jest właściwie dodatkiem to rozmowy, żartów i relaksu. Częstokroć możemy pozwolić sobie na lampkę wina, czy mocniejszego alkoholu, wszak nie musimy „za chwilę” gdzieś jechać, gdzieś spieszyć. Nawet wieczorny papieros smakuje jakby lepiej…


Jeśli przyjaciół nie mamy w domu lub nie gościmy u nich, możemy im poświęcić nieco więcej czasu przez telefon. Mamy luz. Rozmowy na luzie trwają dużej i może są serdeczniejsze. Bo właśnie bez presji czasu.


Więcej luzu ma też słońce. Schodzi z nieboskłonu i figlarnie wydłuża cienie, żartując sobie z nas i z siebie. Już nie grzeje, ale też nie ziębi. Dodaje kolorytu wieczornym spotkaniom, pocałunkom i spacerom. A gdy umówi się na zabawę z wodą w jeziorze lub rzece, kreśli po niej przepiękne barwy i tła. Zawsze zachwyca. Właśnie wieczorem.


Nawet deszcz dudni inaczej wieczorem. Jakby przyjaźniej. Może dlatego, że milknie dzienny gwar i hałas miast i ośrodków wczasowych i możemy wsłuchać się weń jakby uważniej. Zaczynamy odczuwać, że deszcz pachnie. Zazwyczaj wieczorami. Nie musi konkurować z zapachami ludzkości.


Bywa, że wieczór zapowiada miłe noce – w objęciach ukochanej, na orzeźwiającym spacerze. Wieczór nie kończy się w momencie zachodu słońca – choć ten moment jest może jego kulminacją – ale trwa dalej. Długo jeszcze rysuje barwne plamy i linie na niebie. Światło słońca wygasza się powoli, różami, czerwieniami. I zapowiada nocne rządy księżyca, wielkiego, kolorowego lub srebrnego w oddali.


Każdy nocny oddech jest jakby pełniejszy, bardziej rześki, jakby gwarantował zapas świeżego powietrza do następnego dnia.


Wieczór to kontemplacja dnia, co było dobre, a co złe, to czas rozrachunku ze swoimi wstydliwymi zachowaniami, ale wspominanie chwil swojej wielkości. Kto umie, to czas dobrej modlitwy.


I nawet jeśli miniony dzień nie należał do najlepszych, to następujące po nim wieczór i noc są nadzieją na lepsze jutro.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości