kazimierz.marchlewski kazimierz.marchlewski
68
BLOG

Krasowski szkodzi "Dziennikowi"

kazimierz.marchlewski kazimierz.marchlewski Polityka Obserwuj notkę 11

    W sobotnio-niedzielnym „Dzienniku” ukazał się wielokrotnie już analizowany tekst naczelnego tej gazety, Roberta Krasowskiego, zatytułowany „Nowoczesność i jej mesjanistyczni wrogowie”. Tekst, tu zgodzić się muszę z większością salonowych komentatorów, żałosny. Nie przyłączę się jednak do triumfatorów z „obozu <<Rzeczpospolitej>>”. Pragnąłbym raczej podkreślić bezsensowność tego tekstu i stojącej za nim strategii z punktu widzenia interesu „Dziennika” i wyrazić niezadowolenie z kierunku, w jakim zmierza „Dziennik” od paru miesięcy. Krótko mówiąc, wystąpić, jako „cierpiący czytelnik <<Dziennika>>”.

 

    Wolałem i wolę „Dziennik” od „Rzepy”, przy czym mój wybór wyniknął nie tyle z preferencji ideowych czy środowiskowych, co z sympatii dla formy, jaką „Dziennik” obrał – gazety o centroprawicowym trzonie, ale udostępniającym na równych prawach łamy reprezentantom różnych środowisk. „Dziennik”, zwłaszcza w początkowej fazie funkcjonowania rzucił prawdziwe wyzwanie „Gazecie Wyborczej” – podczas gdy „Wyborcza” obrała strategię usypiania i ogłupiania czytelnika, „Dziennik” zmuszał do myślenia, kreował debatę publiczną na wysokim poziomie. Polemizować ze sobą mogli podówczas na jego łamach Wróbel, Lisicki, Sakiewicz, Ziemkiewicz, Staniszkis, Śpiewak, Smolar i Sierakowski.  Do „Rzepy” zaglądałem nie bez przyjemności, jako do gazety niepozbawionej atutów – w postaci często doskonałych felietonów Ziemkiewicza, później również Wildsteina, jak również przyjemniejszej niż w „Dzienniku” estetyki, bez tak krzykliwych tytułów, kolorowych zdjęć i z mniejszą dozą materiałów pod publiczkę („brukowych”). Traktowałem „Rzepę”, jako sojusznika ideowego, który obrał po prostu inną formułę działania.

 

    Tymczasem jednak w „Dziennik” zaczął się zmieniać. Coraz częściej ukazywały się brutalne ataki Cezarego Michalskiego na kolegów z „Rzepy” (jak chociażby "Męczeństwo Pawła Lisickiego na pluszowym krzyżu"), może i zrozumiałe, jeśli wziąć pod uwagę środowiskowe zaszłości Michalskiego oraz coraz częstsze przytyki względem „Dziennika” na łamach „Rzepy”, ale sprawiające wrażenie prywaty (i nią po prostu będące), pozostawiające niesmak, w złym stylu. W rezultacie w dziale opinie przestały pojawiać się teksty redaktorów i współpracowników „Rzepy”, jak również wielu atakowanych przez Michalskiego pośrednio lub bezpośrednio konserwatywnych intelektualistów pokroju Ryszarda Legutki, Zdzisława Krasnodębskiego i ich ideowo-środowiskowych przyjaciół. Jednocześnie „Dziennik”, dotychczas niejednoznaczny w swoich partyjnych sympatiach, stawał się coraz bardziej proplatformerski.

 

    W najświeższym tekście Krasowskiego pojawiło się jednak coś nowego, nieobecnego do tej pory w „Dzienniku”. Jest to tekst w duchu znanym mi z artykułów Adama Michnika, Tomasza Wołka czy Mirosława Czecha, jest on zwrotem ku taktyce ogłupiania czytelnika. Każdy obeznany z publicystyką Bronisława Wildsteina wie, że ma ona niewiele wspólnego z mrocznym obrazem nakreślonym przez naczelnego „Dziennika”. Również komentowany przez Krasowskiego konkretny tekst Wildsteina ma zgoła inną wymowę niż sugerowałyby tendencyjnie podobierane cytaty. Do tego serwowane są ogólne uwagi na temat stanu polskiej prawicy, które zrównują Wildsteina z Jerzym Robertem Nowakiem, a „Rzeczpospolitą” z „Naszym Dziennikiem” oraz dość niespójna, podporządkowana tezie wizja tego, jak według Krasowskiego prawica powinna wyglądać (warto jego zachwyty nad Romanem Dmowskim odnieść do niedawnych spostrzeżeń Filipa Memchesa – tu i tu). Rzeczywiście, wygląda to tak, jakby idąc za wzorem płynącym z Czerskiej, Krasowski postanowił zwalczać nie tyle nawet polską prawicę, co swój własny wytwór wyobraźni.

 

    Motywy Krasowskiego wydają się jasne – dołożyć nielubianemu koledze, a przy okazji po raz kolejny konkurencyjnej prawicowej redakcji i dodatkowo dokonać pewnego samookreślenia mętnej ideowo gazety wobec spadku jej sprzedaży. Tyle tylko, że – pomijając nieudolność wykonania - dla takich, jak ja czytelników „Dziennika” to właśnie jego „mętność” stanowiła główny atut. Określając się tak wyraźnie Krasowski straci nie tylko rzeszę potencjalnych publicystów, ale i wielu prawicowych czytelników (jedno z drugim zresztą się łączy –ile w końcu można czytać na zmianę Matyję, Staniszkis, Zarembę, Mazurka i Wróbla?). Dodatkowo zdaje się on zapominać o tym, że nowa tożsamość ideowa zmuszać go będzie do niełatwej walki z sytuującymi się na lewo dziennikami ogólnopolskimi – „Gazetą Wyborczą” i „Polską” (do której zbliżają „Dziennik” choćby coraz obficiej publikowane komentarze dziennikarzy TVN-u, za sprawą których intelektualny poziom gazety wyraźnie cierpi). Powoli jedynym, co skłania mnie do zakupu „Dziennika” jest wciąż bezkonkurencyjna na polskim rynku „Europa”.. Chciałoby się zakrzyknąć za Janem Wróblem: "Krasowski, pisz wspomnienia!" (w lekko sparafrazowanej wersji).

Trochę lewak, trochę prawak. Nieregularniak. kontakt: kazimierz.marchlewski@gmail.com  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka