kokos26 kokos26
511
BLOG

Szafa Kiszczaka

kokos26 kokos26 Polityka Obserwuj notkę 1

Atencja, szacunek, a nawet uwielbienie i wdzięczność jakie Adam Michnik żywi do „człowieka honoru” Czesława Kiszczaka są powszechnie znane i nie raz byliśmy świadkami okazywania tych uczuć sowieckiemu pachołkowi. Michnik przez całe lata musiał mieć rozdarte serce, gdyż jeszcze do niedawna, a konkretnie do śmierci Jaruzelskiego to uczucie dzielił sprawiedliwie przez dwa. Naczelny Wyborczej nie jest bynajmniej wyobcowanym zdziwaczałym samotnikiem miłującym komunistycznych zbrodniarzy i zdrajców. Co rusz, któryś z okrągłostołowych biesiadników rzuca hasła nie mieszczące się w głowie przyzwoitemu Polakowi, jak choćby mianowany na intelektualistę naturszczyk i szofer Władek Frasyniuk mówiący, że: - We Wrocławiu jest wielkie rondo Reagana i malutka ulica Kuronia, a proporcje powinny być odwrotne. Pomniki powinniśmy więc stawiać Wałęsie i Jaruzelskiemu - specjalnie powiem to mocno - a nie Reaganowi

Przynajmniej na użytek zgromadzonej publiki generałowie te uczucia odwzajemniali, ale czynili to trochę jakby z łaski i obowiązku niczym treserzy rzucający w nagrodę śledzie posłusznym fokom klaszczącym krótkimi owłosionymi płetwami. Prawdziwy stosunek tych sowieckich generałów poprzebieranych w polskie mundury do Michnika ukazuje pewne opisane przez Rafała Ziemkiewicza wydarzenie. Otóż do jednego z antykwariatów trafiła książka autorstwa naczelnego Wyborczej, w której znajdowała się jego odręczna dedykacja napisana właśnie Cześkowi Kiszczakowi. Nie wiadomo do dziś czy dzieło wieszcza trafiło tam bezpośrednio z domu generała, czy poprzez jakiegoś pośrednika, który wyszperał je na którymś ze stołecznych śmietników. Trudno tu już mówić o braku szacunku. Oto Michnik i jego wypociny spotkały się nie tyle z lekceważeniem ile z niebywałą pogardą.

Wielu z nas pewnie zastanawia się, dlaczego salonowcy z Magdalenki potrafią miotać niewybredne epitety w kierunku przedstawicieli opozycji, a nigdy nie mają na tyle odwagi by podobnie potraktować komunistycznych zbrodniarzy i zdrajców? Otóż według mnie odpowiedź na to pytanie jest jedna. Szacunek, uznanie i wdzięczność okazywane Kiszczakowi są wprost proporcjonalne do rangi i zawartości dokumentów znajdujących się w jego sejfie. Ten na zewnątrz okazywany wzajemny szacunek jest tak naprawdę przez jedną stronę podszyty pogardą dla kapusiów i zwykłych złodziei poprzebieranych w szatki solidarnościowych opozycjonistów, a przez drugą, wynikającą z własnej niemocy nienawiścią do kogoś, kto trzyma ich ćwierć wieku na muszce i  ma moc ujawnić, że jak pisał Szekspir „Ten król jak pajac z gałganów”. Gałganów, które w jednym momencie mogą wylądować na śmietniku, a w najlepszym wypadku w antykwariacie. Warto też przypomnieć co naprawdę Kiszczak myśli o Wałęsie. Na posiedzeniu biura politycznego KC PZPR w 1982 roku mówił o „Bolku”, że to „żulik, mały człowiek i chytry lis". Zawsze przy okazji niewygodnych dla obu okrągłostołowych stron procesów sądowych zarówno Jaruzelski, jak i Kiszczak publicznie zdawali się mówić: - Panowie, nie tak się umawialiśmy. I zawsze straszyli swoją tajemną wiedzą, tak jak Jaruzelski grożąc, „niech uważają, bo pospadają aureole”, czy dzisiaj Kiszczak, który w wywiadzie dla SE ujawnia: Wiele zniszczyłem. Kiedy po 1989 roku ktokolwiek zwrócił się do mnie w sprawie niszczenia akt, zawsze je niszczyłem. Każdego. […] To nie były płotki. To byli ludzie poważni. Pisarze, wielcy aktorzy i politycy, ludzie kościoła.[…] Nie powiem, kto. Ale widzę ich w telewizji, często jak na mnie plują. Oczywiście tylko ktoś wyjątkowo naiwny może wierzyć w to, że akta zostały bezpowrotnie zniszczone, a  nadzorujący bezpiekę Kiszczak był głupszy od swojego podwładnego Lesiaka i nie posiada swojej własnej szafy. On tymi słowami mówi do konkretnych i znanych mu z imienia i nazwiska osób: - Zostawcie mnie w spokoju, bo pożałujecie.

Teraz zastanówmy się, jaka jest zawartość tych „wrażliwych danych”? Czy po 25 latach Polakami wstrząsnęłaby wiadomość, że System III RP opiera się na zwerbowanej przez resort Kiszczaka agenturze? Nie sądzę. Przecież w mediach aż roi się od ludzi, o których wiadomo już, że byli płatnymi agentami. Polityczne kariery nawet na europejskich salonach robią dawni TW, tacy jak na przykład Michał Boni czy Dariusz Rosati. Uwikłani we współpracę z SB biskupi pouczają nas nadal w swoich homiliach. Polakom jakoś to nie przeszkadza i zdaje się nie robić to na nich wrażenia. Cóż więc takiego mieli na myśli Jaruzelski i Kiszczak? Jakaż to porażająca wiedza jest dzisiaj w posiadaniu Kiszczaka, że wzbudza ona tak wielki strach salonu? Jedno jest pewne. Upublicznienie tej wiedzy wstrząsnęłoby Polakami i zmiotło ze sceny politycznej oraz życia publicznego całą „elitę” III RP. Jeżeli nie mogą być tym detonatorem inicjującym potężny wybuch teczki TW to czego dotyczy ta „wrażliwa wiedza”? Na trop naprowadza nas sam Kiszczak, który w 2009 roku w wywiadzie dla „Dziennika Gazeta Prawna” mówił: „Uważamy się za pępek i sumienie świata. A Polska jest potrzebna mocarstwom do prowadzenia gier. Amerykanie i Zachód w latach 80. kupowali Polskę za drobne, a ja te drobne, czyli setki tysięcy dolarów, przepuszczałem przez ręce. Przez związki zawodowe szły do Polski pieniądze. Kanały były opanowane przez polski wywiad. Podwładni mnie namawiali, żeby te pieniądze zbierać na Skarb Państwa. Ale po co? Wiedzieliśmy, ile pieniędzy przychodzi, do kogo idą, na co są rozdzielane. [...] Ludzie na dole wydawali po 10, 20 dolarów. To były wtedy duże pieniądze. A część z tej pomocy, jak mi meldowali podwładni, szła do kieszeni. Z tego tytułu podobno niektórzy mają dziś duże majątki"

Teraz przypomnę sensacyjną informację, którą również w 2009 roku, na kilka miesięcy przed powyższą wypowiedzią Kiszczaka opublikował włoski dziennik „La Repubblica”. Ujawniono, że 1981 roku wysłano z Włoch dla polskiej „Solidarności” cztery miliony dolarów w złocie. Rewelację ogłosił nie byle kto, bo były szef włoskiego wywiadu wojskowego, Francesco Pazienza. Stwierdził on, że pieniądze dla „Solidarności” pochodziły ze wspólnych kont włoskiego banku Ambrosiano i watykańskiego Instytutu Dzieł Religijnych, kierowanego przez arcybiskupa Paula Marcinkusa. Tego samego, którego nazwisko padło w słynnej rozmowie Wałęsy z jego bratem Stanisławem, nagranej podczas internowania. To właśnie Marcinkus był „bohaterem” słynnej afery w watykańskim banku. W Polsce tak zwane wiodące media nie drążyły sprawy i jedynie w kierunku Bogdana Lisa padło w Polskim Radiu pytanie o owe złoto, na co ten odpowiedział: – Co ta­kie­go? Czte­ry mi­lio­ny do­la­rów w zło­cie? Chy­ba po­my­li­li da­tę tej pu­bli­ka­cji: ta­kie „re­we­la­cje” po­win­ni po­da­wać 1 kwiet­nia w pri­ma apri­lis – To prze­kra­cza gra­ni­ce ab­sur­du.

Nerwowość i obracanie niewygodnych pytań w żart i kpinę to stała i wypróbowana taktyka. Władysław Frasyniuk pytany skąd wziął się u niego pomysł na stworzenie przedsiębiorstwa przewozowego tak odpowiadał kiedyś dziennikarce: – Wie pa­ni, pa­ni re­dak­tor, wsta­łem ra­no i po­sta­no­wi­łem ku­pić dwa­dzie­ścia cię­ża­ró­wek i ku­pi­łem. Wielu ludzi do dziś chciałoby wiedzieć skąd skromny opozycjonista Bronisław Komorowski wziął na początku lat 90. 260 tys. niemieckich marek, które zdeponował w tak zwanej „Kasie Palucha”? 

Jestem przekonany, że jeżeli moje podejrzenia są prawdziwe to opinia pu­blicz­na do­wie­ się w końcu o tym, że jej „bo­ha­te­ro­wie” ustawieni przez komunistów  na co­ko­łach to zwykli złodzieje i zdrajcy, którzy roz­kra­dli bez­czel­nie pie­nią­dze płynące z za­cho­du prze­zna­czo­ne dla straj­ku­ją­cych robotników oraz ty­się­cy ide­owych i na­ra­ża­ją­cych się za fri­ko, pod­ziem­nych dzia­ła­czy, dru­ka­rzy i kol­por­te­rów, z których spora część klepie dzisiaj zwyczajną biedę nierzadko spędzając dni na wędrówkach od śmietnika do jadłodajni Caritasu. Wszystkie kanały, którymi dostarczano opozycjonistom pieniądze były kontrolowane przez komunistyczne służby, a Kiszczak doskonale wie jakie kwoty i do czyich kieszeni powędrowały. W tym przypadku nie zadziała już tłumaczenie, że owszem podpisałem, ale nikogo nie skrzywdziłem, czy jak mówi Stanisław Michalkiewicz, paliłem ale się nie zaciągałem. No chyba, że naród znowu naiwnie uwierzy w tłumaczenia typu, tak kradłem, ale się nie wzbogaciłem. Miejmy nadzieję, że w Polsce pewnego dnia przestanie w końcu obowiązywać angielskie powiedzenie mówiące, że małych złodziei wieszają, a większym się kłaniają.

Tekst opublikowany w ogólnopolskim tygodniku Warszawska Gazeta

Nowy numer Polski Niepodległej już w kioskach

kokos26
O mnie kokos26

Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka