Niedawna pierwsza rocznica śmierci wybitnego krakowskiego uczonego przeszła bez echa. Wydawało się, że będzie żył jeszcze długie lata, bo do końca był czynny intelektualnie i fizycznie. Prof. Tadeusz Ulewicz, legenda krakowskiej humanistyki, znawca literatury i kultury polskiej, zmarł 5 maja 2012 r. w 95. roku życia.
Wieloletni wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego, członek Polskiej Akademii Umiejętności był uczonym formatu europejskiego, autorem kilkunastu książek
Pochodził z rodziny kresowej mającej swe korzenie na Wileńszczyźnie, lecz od wielu dziesiątków lat osiadłej w okolicach Jarosławia.
Urodził się 4 sierpnia 1917 r. w Radomiu. –Nieco przypadkowo. Stacjonował tam wówczas mój Ojciec służący w wojsku austriackim i będąca w ciąży Matka pojechała go tam odwiedzić– wspominał. Swoją edukację humanistyczną rozpoczął w znanym krakowskim gimnazjum św. Jacka, które ukończył w 1935 r. Potem studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. – Na moje późniejsze zainteresowania naukowe wpłynął m.in. fakt, że w miejscu budynku polonistyki przy ul. Gołębiej znajdowała się niegdyś w XVI w. słynna drukarnia Hieronima Wietora – opowiadał profesor. Słuchał wykładów Stefana Kołaczkowskiego, Tadeusza Lehra-Spławińskiego, Kazimierza Nitscha i Stanisława Pigonia. Po wybuchu wojny działał m.in. w konspiracyjnej Unii Kultury oraz Armii Krajowej. Pod pseudonimem „Przemko Hreczecha” wydał w 1940 r. w konspiracji tomik swych wierszy „O wolność”. Był także autorem podziemnej broszury o sytuacji politycznej Polski pod okupacją oraz ulotki propagandowej AK skierowanej do żołnierzy niemieckich.
Miłośnik rodzajników
Po wojnie rozpoczął drogę naukową od asystentury u prof. Pigonia na uniwersyteckiej polonistyce. Był cenionym badaczem literatury staropolskiej, szczególnie twórczości Jana Kochanowskiego, znawcą dziejów kontaktów polsko-włoskich w okresie Renesansu. Przez wiele lat kierował w Instytucie Filologii Polskiej UJ Zakładem Literatury Staropolskiej i Oświeceniowej. Wykształcił wiele pokoleń studentów. – Przeegzaminowałem ich kilkanaście tysięcy – obliczał. Egzaminatorem był srogim, ale sprawiedliwym. –Znajomość języka polskiego sprawdzał u studentek poczynając od ich indeksu. Gdy w nazwisku studentki która była panną nie było określającego to rodzajnika –ówna lub –anka, dopisywał go, pouczając o właściwej formie – śmieje się poeta Leszek Długosz. -Ale w mikrym ciele Profesora kryła się wielkość duchowa – dodaje już poważnie. –My wszyscy nazywamy się uczniami Pana Profesora – mówił z kolei sześć lat temu na jubileuszu 90. urodzin Ulewicza prof. Andrzej Borowski, jego następca w katedrze Historii Literatury Staropolskiej UJ.
Non totaliter decrepitus
Opowiadano o nim mnóstwo anegdot a i on również był uroczym gawędziarzem. Miał żartobliwy dystans do samego siebie. By upewnić rozmówcę, że mimo podeszłego wieku jest jeszcze pełen sił twórczych mawiał żartobliwie po łacinie, że jest „Non totaliter decrepitus, sed partialiter” („Nie całkowicie zramolały, lecz częściowo”) i wybuchał swym głośnym, charakterystycznym śmiechem. Potrafił również zaskakiwać swych kolegów profesorów i studentów np. wtedy, gdy dobiegając siedemdziesiątki porzucił starokawalerstwo i ożenił się, płodząc potem syna.
Wielki miłośnik książek, wybitny znawca renesansowego drukarstwa krakowskiego, był członkiem krakowskiego Zakonu Bibliofilskiego Białego Kruka, zrzeszającego „księgolubów”. Ze względu na swoje krasomówstwo pełnił tam funkcję Brata Oratora, a inni bracia zwracali się doń – „Dostojny Złotousty”. – Ujmowała nas jego miłość do książek, połączona z wielką erudycją i dowcipnym gawędziarstwem mówi - dr inż. Jerzy Duda, znawca przeszłości Krakowa, Wielki Mistrz Rycerskiego Zakonu Bibliofilskiego.
Będąc przekonanym do jakiegoś poglądu czy sprawy, Tadeusz Ulewicz nie uginał się przed żadnymi naciskami środowiskowymi. Podpisał m.in. w kwietniu 2010 r. list krakowskich uczonych do ks. kard. Stanisława Dziwisza, popierający zamysł pochowania na Wawelu Marii i Lecha Kaczyńskich, mimo że wielu innych jego uczonych kolegów miało w tej kwestii inne zdanie.
Tadek był potrzebny
Osobnym rozdziałem w życiu Profesora była przyjaźń z Karolem Wojtyłą. Poznał go w 1938 r. na krakowskiej polonistyce. Był już wówczas studentem IV roku, Wojtyła zaś pierwszoroczniakiem. Zbliżyła ich jednak wspólna działalność w Sodalicji Mariańskiej. Pielgrzymowali m. in. razem do Częstochowy. Utrzymywali również bliskie kontakty w czasie okupacji niemieckiej. Należeli wówczas do „Unii Kultury”, będącej częścią założonej przez poetę i myśliciela Jerzego Brauna organizacji „Unia”, której celem była przebudowa świata w duchu chrześcijańskim, ze szczególnym zaakcentowaniem kultury. Przegadali wówczas wiele godzin. Wojtyła zwierzył się Ulewiczowi ze swego zamiaru wstąpienia do seminarium duchownego. W 1946 r. zaprosił go wraz z kilkorgiem bliskich mu w czasie okupacji osób na swoją drugą Mszę prymicyjną w katedrze wawelskiej.
Gdy w 1958 r. dawny kolega z polonistyki został biskupem, zostawił mu na kurialnej furcie karteczkę: „Kochany Karolu, Twój czas jest zbyt cenny, żebym Ci przeszkadzał, ale jeżeli Tadek będzie ci kiedykolwiek potrzebny, jestem do dyspozycji”. I Tadek był potrzebny! Wielokrotnie spotykał się z arcybiskupem i kardynałem Wojtyłą, potem zaś z papieżem Janem Pawłem II. 8 czerwca 1979 r. w trakcie pierwszej papieskiej pielgrzymki do Polski witał go mową przed kościołem Paulinów na krakowskiej Skałce. „Profesor Tadeusz Ulewicz wskazał, jak bardzo Kraków - właśnie ten Kraków uniwersytetu i kultury - należy ściśle do mojego życiorysu” – wspomniał wówczas Jan Paweł II.
Tekst ukazał się niegdyś na łamach krakowskiej edycji "Gościa Niedzielnego".
Inne tematy w dziale Kultura