Krokodyl Giena Krokodyl Giena
2145
BLOG

Inteligencja techniczna a inteligencja humanistyczna

Krokodyl Giena Krokodyl Giena Polityka Obserwuj notkę 14

Przez salon24 przetoczyła się dyskusja na temat studentów, zapoczątkowana przez Mendę http://menda.salon24.pl/57425,index.html, a kontynuowana przez FYM-a http://freeyourmind.salon24.pl/57465,index.htm i Grudeq-a http://grudqowy.salon24.pl/57499,index.html.

Przypomnijmy w skrócie. Menda opisuje środowisko studentów prawa i ich nauczycieli, w którym PiS ma delikatnie rzecz ujmując nie najlepsze notowania. Przyszli prawnicy nie bardzo potrafią uzasadnić sensownie swoją niechęć do PiS-u, przejętą niezbyt refleksyjnie od swoich profesorów. Pominę w moich rozważaniach wątek czysto prawniczy pilotowany przez Galopującego Majora, bo się na prawie nie znam. Dla mnie to, czego w dyskusjach zabrakło to rozróżnienia na inteligencję „humanistyczną” i „techniczną”. Troszeczkę o temat zahaczyła blogerka o nicku „mloda”, dla ktorej „blizsza sercu jest nauka ścisła”, jednak nie został on należycie, moim zdaniem, podjęty przez uczestników dyskusji.

Zaczynamy. Po pierwsze rozróżnienia pomiędzy inteligencją techniczną a inteligencją humanistyczną dokonał Ludwik Dorn w długim wywiadzie dla Dziennika z 17 marca 2007 roku: http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article46342/Co_zamiast_wieszania.html?service=print Cytuję fragmenty wywiadu, które są dla nas interesujące:

(...) W dwudziestoleciu międzywojennym było tak, że humaniści to byli raczej liberałowie i lewica, a politechnika zawsze była prawicowa czy endecka. Ja to też wyczuwam i wyczuwa to Jarosław Kaczyński. Opowiedział kiedyś, że miał w Krakowie spotkanie z kadrą naukową wyższych uczelni i spośród humanistów doliczył się tam siedmiu osób - profesora Legutki i jakiejś bardzo wąskiej grupy jego znajomych, a cała reszta to była Akademia Górniczo-Hutnicza.

(...) inteligencja ścisła i politechniczna to element z jednej strony prawicowy, a z drugiej mający inny niż humaniści stosunek do państwa, polityki, przedsięwzięć państwowych, partnerstwa publiczno-prywatnego. Największą ambicją inteligenta humanistycznego jest dokonać zmiany metapolitycznej, prawda? Zmiany języka. Pan chce dokonać takiej rewolucji w języku, a tamci chcą dokonać innej rewolucji.

(...) [Jestem inteligentem humanistycznym,] dlatego znam patologie własnej grupy. Jej nadmierne przywiązanie do idei abstrakcyjnych, do refleksji nad językiem. Natomiast inteligent techniczny zastanawia się, "czy będzie ta elektrownia jądrowa, czy nie, będzie ta droga, czy nie będzie". Przy rządzeniu państwem to jest wygodniejszy sojusznik. To nie jest kwestia oportunizmu, ale także wartości i tradycji. Pewna niewyrżnięta część inteligencji technicznej chowała dzieci po katolicku, patriotycznie, ale nawet z komunistami potrafiła negocjować na gruncie zawodowym. Nie było wśród nich "pryszczatych" ani mód ideologicznych. Kompromis technicznej inteligencji z władzą w PRL wyglądał tak: most musi być, droga musi być, elektrownia musi być. Dla takich ludzi władza to jest naturalny partner. A mając po swojej stronie inteligencję techniczną, wyjdziemy z pułapki, w którą nas usiłują wtrącić, a którą pan - odwołując się do Rymkiewicza - nazywa jakobinizmem. Pozostając cały czas partią pilnującą także interesów najsłabszych, zakorzenimy się w realnych elitach tego kraju.

Wystarczy cytatu. Warto w tym miejscu podkreślić, że ideę Dorna pochwalił znany socjolog Jacek Szacki: „trafne wydało mi się dokonane przezeń ideologiczne rozgraniczenie inteligencji humanistycznej i technicznej” (http://www.dziennik.pl/opinie/article74759/Szacki_Platforma_ma_dlug_u_inteligencji.html)

Moje własne obserwacje potwierdzają stwierdzenie Dorna o istotnych różnicach w poglądach politycznych środowisk inteligencji technicznej i humanistycznej. Wydaje mi się, że poglądy naukowców i studentów są o wiele bardziej zróżnicowane niż na kierunkach typu prawo, dziennikarstwo czy socjologia (pisała o tym blogerka „mloda” w komentarzu do postu Mendy). Nie jest pewnie tak, że zwolennicy PiS są tam większością, ale nie sądzę, żeby poparcie PiS odbiegało znacząco od poparcia PO. Poza tym UPR tradycyjnie wśród inteligencji technicznej ma wielu sympatyków (sam Korwin-Mikke skończył matematykę). Student popierający PiS nie musi na pewno ukrywać swoich politycznych sympatii przed profesorami, czy też innymi studentami. W każdym razie stwierdzenie „PiS to obciach” nie przejdzie jako tautologia. Będzie wymagać dowodu...

Wróćmy do postu Mendy. Otóż Menda opisuje tu tylko inteligencję humanistyczną i to w dodatku dość szczególną jej część, mianowicie prawników. Wydaje mi się, że prawo bardzo silnie przyciąga ludzi o „karierowiczowskim” nastawieniu do życia, dla których przedmiot ich studiów nie jest czymś interesującym, lecz jest wyłącznie środkiem do zarabiania pieniędzy. Zapewne zdarzają się wyjątki, dla których fascynujące są związki prawa z filozofią czy też tacy, którzy wierzą w specjalną „misję” prawników w społeczeństwie, ale są oni o wiele mniej liczną mniejszością, niż w przypadku nauk ścisłych. Wymaganie od takich ludzi jakiejś głębszej refleksji jest czymś komicznym. Poza tym, co jest bardzo ważne, prawo to kierunek bardzo wrażliwy społecznie, stąd komuna mocno kontrolowała to środowisko. Osobnikom nie przystosowanym raczej nie ułatwiano kariery naukowej. Stąd selekcja negatywna. Większość profesorów prawa to w zasadzie konformiści, którym PiS po prostu nie leży, bo narusza to ich interesy. Lustracja na pewno nadwątliłaby autorytet niejednego.

Jeszcze jedna uwaga odnośnie stosunku profesor-student (to jest raczej wątek poboczny, ale też może być istotny). Otóż stosunek ów na uczelniach technicznych jest o wiele bardziej demokratyczny (co nie oznacza, że stosunki są koleżeńskie). Wynika to, moim zdaniem z łatwości z jaką można orzec prawdę w dziedzinach ścisłych. Jest więc możliwe, żeby zdolny student rozmawiał z profesorem prawie jak równy z równym. Tutaj liczy się czyste myślenie logiczne. Ładnie skrojony garnitur i poza naukowca nic nie pomoże, jeśli student rozwiąże dany problem szybciej niż pan profesor. Wszelkie dawanie odporu przez profesora prowadziłoby do śmieszności. Właśnie z tego powodu, że tak łatwo widać, gdzie leży prawda. W przypadku nauk humanistycznych tak nie jest. Liczy się tu często bardziej wiedza, doświadczenie, siła przekonywania (czytaj machania rękami), pozycja w hierarchii. Myślenie logiczne niewiele tu pomoże. Trudności z określeniem kto ma rację i zmierzeniem jakości prac naukowych wprowadza u profesorów-humanistów pewne napięcie, które zmusza ich do stosowania pozanaukowych środków odróżnienia się od studentów, podbudowania metodami nienaukowymi swojego autorytetu. Stąd bierze się nietolerowanie poglądów innych niż te obowiązujące, szykany za swobodne wyrażanie własnych poglądów.

Zilustruję ten wywód pewną sytuacją, która zdarzyła się w przeszłości. Miała ona miejsce podczas pewnego egzaminu, bodajże dla kandydatów na studia typu interdyscplinarnego. W komisji egzaminacyjnej siedzi kilku nieścisłowców i jeden ścisłowiec. Egzamin odbywa się na wydziale humanistycznym. Trwa on dość długo, więc członkowie komisji żeby nie zasnąć popijają drinki niewyskokowe. W pewnym momencie drinki się kończą. Trzeba pójść do kantyny po dolewkę. W tym momencie ścisłowiec wstaje i mówi, ze on chętnie pójdzie. Brać humanistyczna patrzy się na niego jak na wariata. Ignorując propozycję ścisłowca jeden z humanistów bierze tacę z pustymi szklankami, podchodzi do drzwi, uchyla je, chwilę rozgląda się po korytarzu, po czym przywołuje palcem jednego ze studentów i rozkazuje mu szorować do baru. Ścisłowiec w tym momencie zdębiał. Opowiadając mi tę historię stwierdził, że na jego wydziale taki numer nigdy by nie przesedł. Taki przywołany student w najlepszym wypadku obróciłby się na pięcie i obrażony sobie poszedł.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka