Gazeta Wyborcza bardzo intensywnie obchodzi XX-lecie. Tak intensywnie, że jej portal chwilami zwisa. Z okazji jubileuszu GW wydaje Dzieła wybrane Adama Michnika i publikuje mnóstwo tekstów wspominkowych.
Jaka była i jest, taka była i jest. Współtworzyłem ją i jestem z niej dumny. Zostałem z niej rychło wyrzucony i upieram się, że to ja miałem rację. Pytanie jednak, czy Gazeta, zwłaszcza na początku, mogła być inna niż była. Ma rację Michnik, iż powstawała w biegu - 100% prowizorki. To bylo widać.
Największym problemem Gazety było to, iż długo była bezkobnkurencyjna. Zrazu dlatego, iż czerwony przy okrągłym stole zgodził się na jeden opozycyjny dziennik; potem, przez lata, z powodu niezdolności polskiego światka medialnego do stworzenia realnej konkurencji. Tak, tak - GW swój monopol utrwalała, ale de facto nie miała z kim walczyć, a przyczyny polityczne uważam za mniej istotne od merytorycznych. Na dobrą sprawę dopiero XXI wiek przyniósł zmierzch tej dominacji.
We wspomnieniach bryluje Paweł Smoleński. Wspomina pierwsze dni - ma rację, że to nie powinno się udać, ale nie dlatego, że w żłobku brakowało krzeseł, a czerwony druk i kolportaż był wrogo nastawiony. Wszak do końca nie było wiadomo, jak tę gazetę zrobimy.
Na zawsze zapamiętam straszliwą kłótnię z Ernestem Skalskim parę dni przed debiutem. Musiał to być 4, może 5 maja. Pożarliśmy się podczas jakichś prac nad numerem próbnym - nie w redakcji, lecz w czerwonej drukarni - Domu Słowa Polskiego. Temperatura rosła szybko i po chwili wrzeszczeliśmy na siebie na korytarzu DSP, ku uciesze dyżurnych z reżimowych gazet.
Szło o to, na czym mamy oprzeć informacje z kraju: Ernest twierdził, że podstawą musi być PAP, bo własnych źródeł nie mamy. Ja na to, że choćbyśmy mieli stanąć na rzęsach, priorytet mają mieć własne źródła - inaczej na dzień dobry stracimy wiarygodność. Mało kto dziś umie sobie wyobrazić, jak wtedy wyglądął serwis PAP - wyguglujcie sobie jakąś północnokoreańską stronkę propagandową, by wyrobić sobie cień opinii.
Rzecz była dla mnie tak krwawa, że choć niemal dwa razy młodszy od Skalskiego, choć od niedawna właściwie go nie znałem - wrzeszczałem na niego rzucając mięsem, a on nie pozostawał dłużny. Konkluzji nie było, PAPa wyeliminować się nie dało. I tak to szło - bez chwili czasu na dyskusję o tym, jaka gazeta ma być, bo pytanie brzmiało, czy będzie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości