Stale tam zaglądam. Wciąż w nadziei, że wreszcie coś zrozumiem, nawet błysnę rozwiązaniem. Nic z tego. Polsce nie jest dany rząd, który oczyści finanse państwa, a mnie nie są dane sukcesy brydżowe - nawet w s24.
A przecież mam w życiorysie sukces nie byle jaki: zagrałem w ćwierćfinale Mistrzostw Polski par i zrobiłem maksa. Muszę się tym pochwalić. Dawno to było - chyba w 1981, czyli w czasach, gdy wszystko było możliwe.
Była niedziela. Telefon zadzwonił przed 9. rano, co samo w sobie było niemal niemożliwe - kto śmiał...?! Kumpel z polibudy. Nie chodziło ani o obalanie komuny, ani o wyciąganie go z aresztu. Domagał się, bym za 40 minut stawił się gdzieś w mieście, bodaj w D.S. "Akademik", i zagrał.
Śpiąc jeszcze zapytałem, czy mu odbiło. Odparł, że następna okazja zagrania w ćwierćfinale MP szybko mi się nie trafi, a jego partner zachorował. Moją uwagę, że to nielegalne (składu pary zmieniać nie wolno) zbył argumentem nie do odparcia: gdybyśmy awansowali dalej, to by się wydało, ale przecież nie awansujemy.
Ano, nie. Wcześniej graliśmy razem może dwa, trzy razy. Postanowiliśmy grać zgrubsza w stylu D.S. "Mikrus" - Wspólny Język jako podstawa, dwukolorówki Wilkosza, OSW, a reszta jak Bóg da. Dał - w którejś licytacji palnąłem takiego byka, że przeciwnicy zbaranieli, zaś mój partner, zapytany przez nich, jak rozumie moją odzywkę, odparł szczerze, że nie ma pojęcia.
Protestu nie złożyli. W tym rozdaniu mieliśmy maksa. I tylko w tym. Miejsce zajęliśmy dzięki temu nie ostatnie, lecz 15. Grałem w ćwierćfinale MP :)
Inne tematy w dziale Rozmaitości