Friday night, człowiek gdzieś by d* ruszył. Zwłaszcza, gdy ów człowiek to moja 15-letnia córa. Od paru dni zapowiadała, że wybiera się dziś z kumpelą na maraton filmowy w Multikinie, wychodzą pod wieczór, wrócą późną nocą.
Moja kochana K. nie tak znowu dawno sama trenowała różne ściemy na rodzicach i stale pilnuje, bym nie był nazbyt łatwowierny. Oświadczyła, że mam natychmiast zerknąć, co też dziś w Multikinie dają, a Młodą przepytać ze znajomości tytułów filmów wchodzących w skład maratonu.
Zawsze marzyłem o pełni zaufania, ale ostatnio dostałem po łbie za mą łatwowierność. Zajrzałem na stronę Multikina, by ze smutkiem stwierdzić, że rubryka "maratony filmowe" jest w tym tygodniu pusta. Zupełnie pusta.
Wieść tę zaniosłem córze, która wraz z kumpelą stroiła się już do wyjścia. Szczęki im lekko opadły, a ja wróciłem do kompa i bezwiednie klikałem dalej - zupełnie, jakbym sam się wybierał do kina.
- Tata, przepraszam, bo my idziemy na domówkę u znajomej koło Placu Bankowego, ale byłam pewna, że mnie nie puścisz, więc ściemniłam - usłyszałem głos córy w chwili, gdy wzrok mój padł na coś dziwnego w dzisiejszym repertuarze. O 20.00 Multikino wyświetlało coś, co umieściło w spisie zwykłych filmów, a nie żadnych maratonów. Ten konkretny obraz nosił tytuł "Festiwal horroru", a długość utworu wynosiła okrągłe 300 minut. Po kliknięciu, zamiast opisu filmu, ukazywał się zestaw trzech prezentowanych tytułów.
Mleko się wylało, córa miała pecha. Niczego nie wskórała zapewnieniami, że na imprezce "będą same dziewczyny" (co po kwadransie odwołała). Usłyszała, że ma szlaban i chyba bliska płaczu wróciła z kumpelą do pokoju.
Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Moja kochana K. wyszła pobalować, ja siadłem do fuchy "na wczoraj", panienki zwietrzyły szansę. Rozsiadły się obok i zaczęły trajkotać. Przekonywać, błagać, szantażować. Że ostatni raz ściemniały, że wrócą, o której zechcę, że muszą mieć dowód, iż warto mówić prawdę, a jeśli ich nie puszczę, w przyszłości znowu będą ściemniać.
W paru żołnierskich słowach dałem im odpór: żądałem i żądam szczerości, a dziś nie mogę ich nagrodzić za ściemnianie, z którego się wycofały dopiero, gdy trochę przypadkowo, z powodu bałaganu na stronie Multikina, odkryłem przekręt. A im bardziej prosiłem, by dały mi pisać, tym więcej trajkotały.
Po 45 minutach takiej zabawy (naprawdę tyle czasu mnie męczyły) zrozumiałem, że za moment się poddam. "Bo przecież muszę napisać ten tekst". I tak zrobiłem. Puściłem je na tę imprezę mówiąc, że nie widzę innego wyjścia, jeśli chcę zrobić to, co mam do zrobienia.
Za kwadrans mają wrócić. Sądzę, że wrócą, może z poślizgiem o kolejny kwadrans. To nieważne. Popełniłem bład wiedząc, że go popełniam. Jedyne pytanie brzmi, kiedy, jak szybko za to zapłacę. Jestem wściekły na siebie, roboty zaś oczywiście nie tknąłem, bo tak już mam, gdy wpadam w doła.
Szlag by to trafił. O ileż łatwioej wychowywać koty... Mida, Jachoo, macie jakiś komentarz? Lestat - co na to Twoi Młodzi?

Czy te oczy mogą kłamać?
Inne tematy w dziale Rozmaitości