Poniedziałek. Pan premier Tusk ogłosił, że z Zyzakami, Kurtykami i IPeeNami trzeba coś wreszcie zrobić, bo tak, jak jest, dalej być stanowczo nie może.
Wtorek. Przyjaciele pana premiera podsunęli myśl, że skoro Zyzaków kształcą w Krakowie, to znaczy, że król Kazimierz coś spieprzyć musiał zakładając ową uczelnię i po z górą 600 latach czas najwyższy, by ktoś sprawdził, co się tam dzieje.
Środa. Pani minister Kudrycka kazała, by błędy Jagiellończyka oraz Nowaków i Zyzaków zbadał dogłębnie organ administracji państwowej do tego przeznaczony.
Czwartek. Szum się w Małopolsce podniósł, że zamachu na dziedzictwo Jagiellonów i na wolność nauki administracja się dopuszcza. Rychło szum objął inne ziemie, grzebiąc nadzieje rządu, że spór ma charakter tylko lokalny.
Piątek. Pani minister Kudrycka dyliżans z kontrolą odwołała. Konie wyprzężone, Jagiellończyk odetchnął, Zyzaki i Nowaki badać dalej mogą po swojemu.
Sobota... No właśnie, sobota. Już koniec? Pan premier milczy? Było, minęło? Nikt nie jest winny? Kar żadnych nie będzie? Ani kata, ani pręgierza, ani nawet pozbawienia szlachectwa? Kto nabroił? Jagiellończyk? IPeeNy? Zyzaki i Kurtyki? Kudrycka? Czy może... Tusk? Ha, król wszak sam siebie nie wychłosta.
A szkoda, bo naród rozrywki żądny, a i koty, wylegujące się przy balkonie, takie przedstawienie pewnie by chętnie w dzień tak słoneczny obejrzały.
Inne tematy w dziale Polityka
